Skyhill - Recenzja
Hotel z koszmarów.
Życie bohatera Skyhill nie jest łatwe - w hotelowych pokojach i korytarzach czają się mutanty, od wyjścia z budynku dzieli go sto pięter pełnych niebezpieczeństw, a niezbędne do przetrwania jedzenie często bywa zepsute. Przebijanie się ku wolności wraz z kolejnymi podejściami staje się coraz łatwiejsze, jednak gra wystarczy na kilka długich wieczorów.
Wieżowiec - główną lokację - oglądamy z boku, a każdy poziom, składa się z dwóch pokojów i pomieszczenia ze schodami oraz szybem windy. To od nas zależy, czy będziemy przeć prosto na dół ignorując ukryte skarby i zagrożenia, czy postanowimy badać wszystkie zakamarki.
Z jednej strony, kręcąc się po budynku zużywamy więcej żywności i ryzykujemy spotkania ze zmutowanymi mieszkańcami, z drugiej - to właśnie dzięki eksploracji jesteśmy w stanie zgromadzić jedzenie i narzędzia potrzebne, by pokonać trudności czekające dalej.
Akcja toczy się w turach, podczas których możemy ruszać się, walczyć z przeciwnikami i dokonywać drobnych napraw w szybie windy. Chociaż celem jest parter, po drodze wielokrotnie będziemy wracać do loftu na szczycie budynku, by wyprodukować nowe wyposażenie, przygotować pożywne posiłki ze zgromadzonych składników lub po prostu wyspać się i zregenerować siły.
Z pomocą windy możemy nie tylko łatwo dostać się ostatnie piętro, ale także ominąć kilka poziomów, o ile tylko instalacja poniżej nie jest zepsuta. Ignorowanie niektórych pięter sprawi, że szybciej dotrzemy do finału, często pomijamy jednak w ten sposób część zawartości, na jaką trafilibyśmy podczas dokładniejszej eksploracji.
Gra zmusza do ciągłego zastanawiania się, co opłaca się bardziej - ryzykowanie niewielkich zapasów jedzenia i niezbyt łatwych do zregenerowania punktów życia, by zbadać każdy schowek, czy parcie w kierunku coraz silniejszych potworów, nie przejmując się zbytnio brakami w sprzęcie i zapasach.
Niemal za każdym razem, gdy zaczynamy przygodę od nowa, odpowiedź na to pytanie jest nieco inna. Wiele znajdziek generowanych jest losowo, przez co raz zdobędziemy sporo jedzenia i leków, a kiedy indziej każdy kawałek chleba będzie na wagę złota. Niezależnie od tego, czy szczęście nam sprzyja, brak żywności rzadko jest przyczyną naszego zgonu. Najczęściej śmierć przychodzi z rąk potworów.
Przeciwnicy nie są zbyt różnorodni - na stu piętrach rozrzucono zaledwie kilka typów wrogów, a wynik walki zależy od jakości broni i statystyk bohatera. Gra pozwala celować w różne części ciała mutantów, zmieniając tym samym szansę na trafienie i zadawane obrażenia, jednak na tym kończy się swoboda wyboru.
Dodatkowym urozmaiceniem są wybierane na początku każdego podejścia aktywne i pasywne umiejętności zmieniające między innymi zapotrzebowanie na jedzenie, czy też umiejętność otwierania zamków. Ponadto, w miarę eliminowania kolejnych wrogów i badania hotelu zdobywamy doświadczenie pozwalające ulepszyć talenty odpowiedzialne za skuteczność w walce.
Twórcy nie przywiązują zbyt wiele wagi do fabularnej strony rozgrywki. Wiemy, że doszło do apokalipsy, gdzieś wspomina się o broni biologicznej, ale szczegóły stworzonej na potrzeby Skyhill historyjki są dość mgliste. Podczas badania hotelu możemy dowiedzieć się nieco więcej na temat bohatera i otaczającego go świata, zebrane informacje są jednak zbyt niejasne i ogólnikowe, by były interesujące.
Skyhill nie porywa oprawą audiowizualną, a ciekawy pomysł na rozgrywkę wystarcza tylko na parę podejść. Kiedy uda nam się wreszcie dotrzeć na parter, czar pryska. Choć gra oferuje kilka zakończeń, trudno zmusić się, by przetestować więcej niż jedno.