"Skyrim uratował mnie od samobójstwa" - poruszająca opowieść gracza na Reddicie
Potęga gry Bethesdy.
Jeden z użytkowników Reddita podzielił się ze społecznością portalu osobistą opowieścią o tym, jak osiem lat temu dzięki wciągającemu światu The Elder Scrolls 5: Skyrim odrzucił myśl o odebraniu sobie życia.
„W czerwcu 2013 roku miałem 40 lat i przez większość życia zmagałem się z depresją na tle zaburzeń dwubiegunowych. Chorobę zdiagnozowano u mnie dopiero kilka lat później, co sprawiło, że poczułem się zepsuty i niemożliwy do pokochania przez nikogo” - opowiada zombieinferno, wspominając, że próbował skontaktować się z rodziną i przyjaciółmi, ale nie znalazł pomocy. „Nikt mnie nie słuchał, co pogłębiło izolację i sprawiło, że jeszcze bardziej zagłębiałem się w jaskini rozpaczy”.
Pewnej nocy autor wpisu kilkukrotnie próbował odebrać sobie życie. Pominiemy szczegóły - znajdują się one w podlinkowanej wyżej wiadomości. Najważniejszy jest fakt, że plan nie doszedł do skutku.
Kiedy zombieinferno szukał skuteczniejszych sposobów na samobójstwo, przypomniał sobie, że nie zadecydował, komu przekazać zgromadzone przez siebie dobra - również niematerialne.
„Pamiętam, że byłem zirytowany, bo okazało się, że biblioteki Steam nie da się nikomu przekazać po śmierci właściciela. Sprawdziłem, jakie mam gry. Wspomniałem setki godzin, które spędziłem w Skyrimie i wtedy uderzyło mnie, że tak naprawdę nigdy go nie ukończyłem. Pomimo zakochania się w grze od momentu premiery, oglądania licznych gameplayów na YouTube i nabycia nowej maszyny, która pozwalała mi grać płynnie, nigdy nie ukończyłem wątku z Pożeraczem Światów”.
Autor wspomina moment, kiedy jego „racjonalna część umysłu” toczyła bój z „irracjonalnym” odpowiednikiem, który starał się przekonać go do zakończenia życia, będącego ciągłym pasmem „bólu, nieszczęścia i zmagań”. Postanowił jednak, że musi dotrwać do napisów końcowych Skyrima, a dopiero potem pozwoli sobie na wszystko, co tylko będzie chciał - nawet samobójstwo.
The Elder Scrolls 5 wciągnęło zombieinferno do granic możliwości. Nie chciał już tylko doczekać finału, a w pełni ukończyć produkcję. Zajmował się nie tylko główną linią fabularną, ale również zadaniami pobocznymi. Rozwijał zdolności magiczne, dołączał do gildii, pomagał potrzebującym postaciom niezależnym.
„Grałem i grałem. Znajdowałem kolejne zadania, które muszę zrobić najpierw, zanim będę mógł odejść z tego świata. Może powinienem sprawdzić tę jaskinię? Może stworzę nową zbroję? A może spróbuję znaleźć Deadryczny Artefakt?”.
Po ukończeniu Skyrima podejście zombieinferno do życia zmieniło się diametralnie.
„Zdałem sobie sprawę, że jestem szczęśliwy. Dziwnie szczęśliwy, że tego wszystkiego doświadczyłem. Pamiętam, że siedziałem na krześle i patrzyłem na pętlę ze sznura, która leżała w kącie pokoju. Zacząłem się zastanawiać: jeśli zrobię to teraz, jeśli zakończę swoje życie, co jeszcze mnie ominie?”.
Autor wpisu twierdzi, że po namyśle wyrzucił stryczek, spakował się i wyszedł z wynajmowanego pokoju, „w którym miał umrzeć”, pisząc uprzednio list do właściciela. Przebył 2000 mil w drodze do Seattle, do rodziny. Tym razem bliscy pomogli w walce z depresją. Droga do stabilności psychicznej nie była łatwa, ale zombieinferno przekonuje, że finalnie znalazł w swoim życiu piękno.
W trakcie ośmiu lat fan Skyrima znalazł miłość swojego życia i hobby, którymi chce się zajmować. Poważny stan depresyjny nie powrócił od czterech lat.
„Przeżyłem. Wszystko dzięki temu, że zadecydowałem zabić smoka (...). Nie przychodzi mi na myśl żadne inne medium, które kocham tak mocno, jak tę grę. Do końca mojego życia Skyrim będzie dla mnie szczególny i do końca życia będę miał dług u niesamowitych, kreatywnych ludzi, którzy go stworzyli” - podsumował.