Skyshine's Bedlam - Recenzja
Postapokaliptyczny zawód.
Skyshine's Bedlam to produkcja, w której gracz chce się zakochać - świetna oprawa, interesująca konstrukcja świata i ciekawe założenia fabularne sprawiają, że zdecydowanie zwraca uwagę. Niestety, za sprawą serii kiepskich decyzji twórców, podróż gigantycznym buldożerem przez postapokaliptyczne pustkowia jest monotonna i momentami bardzo frustrująca.
Bedlam łączy w sobie elementy strategii i RPG, a inspiracje czerpie z dwóch całkiem udanych gier niezależnych - FTL: Faster Than Light i Banner Saga, korzystając nawet z tego samego silnika, co drugi z wymienionych tytułów.
Wcielamy się w postać uzdolnionego inżyniera, który skonstruował swoistą arkę - wielki pojazd zdolny pokonać niebezpieczne bezdroża i dotrzeć do legendarnego Aztec City. W podróż zabieramy grupę szesnastu żołnierzy, zapas paliwa, żywności i specjalnych kanistrów energetycznych oraz tysiąc dusz szukających lepszego życia.
Do przemierzenia mamy kilkanaście sektorów zamieszkałych przez cztery niezbyt przyjazne frakcje, rządzone twardą ręką przez króla pustkowi, Viscerę. Aby dotrzeć do celu musimy stopniowo odkrywać kolejne punkty na mapie, rozgrywając w każdym z nich krótkie, tekstowe przygody i gromadząc surowce, pozwalające kontynuować podróż.
Zdarzenia generowane są losowo i zazwyczaj sprowadzają się do przeklikania przez kilka ekranów wyboru, niestety, jedynie pozornego. Przebieg większości wydarzeń ustalony jest z góry, przez co rzadko zdarza się, by konkretna rozmowa przyniosła różne rezultaty w zależności od naszych decyzji.
Nie byłoby to może problemem, gdyby nie fakt, że stopień trudności zmusza nas do podchodzenia do gry wielokrotnie. Szanse na wyczerpanie zasobów są niewielkie, ale całkiem możliwe, że nie przetrwamy kilku starć z bandytami. Wiele losowych spotkań podczas eksploracji prowadzi do konfliktów, a wymagający i bardzo specyficzny system walki powoduje, że początkowo ciężko jest ukończyć potyczkę bez strat.
Bitwy rozgrywamy na planszach ulokowanych we wnętrzach budynków i na otwartej przestrzeni, jednak lokacje różnią się między sobą głównie wyglądem podłoża i elementami służącymi za osłonę. Akcja toczy się tutaj w turach, podczas których - niezależnie od tego ilu wojowników zabraliśmy ze sobą do walki - możemy wykonać dowolną kombinację dwóch akcji: ruchu, strzału i korzystania ze specjalnego uzbrojenia buldożera.
Ta dość oryginalna mechanika sprawia, że zabieranie do walki dużej liczby żołnierzy zwyczajnie się nie opłaca - im więcej ciał wprowadzimy na pole bitwy, tym więcej celów będzie miał nasz przeciwnik, podczas gdy my i tak skupimy się na manewrowaniu pojedynczym żołnierzem. Jednocześnie prowadzi to dość absurdalnych sytuacji, gdzie korzystając z jednego tylko podkomendnego, eliminujemy kilkunastu wrogów.
Początkowa trudność wynika także z faktu, że startowe jednostki są bardzo słabe, zarówno pod względem żywotności, jak i zadawanych obrażeń. Dopóki nie uda im się zabić kilku wrogów, są zwykłym mięsem armatnim. Sytuacja się zmienia, gdy nasi żołnierze zdobywają status weterana i rekrutujemy kilka elitarnych postaci - z ich pomocą zaczynamy dominować na polu bitwy, dochodząc do punktu, w którym zabijamy niemal każdego przeciwnika pojedynczym ciosem czy strzałem.
Atmosfera budowana jest przez oprawę audiowizualną i całkiem ciekawe biografie żołnierzy. Wystarczy jednak spędzić z grą kilka godzin, by przekonać się, że wiele jej elementów jest bardzo powierzchownych. Szczegółowe animacje buldożera i specjalnego pojazdu zwiadowczego wysyłanego na misje oglądamy do znudzenia, a co gorsza, nawet jeżeli odblokujemy jeden z dodatkowych wozów, wiele aspektów rozgrywki w ogóle się nie zmienia.
Podobnie sprawy mają się w przypadku ludzi walczących w obronie buldożera. Mimo, że twórcy przygotowali dla każdego z nich osobną historię, wątki te są słabo rozbudowane i dość szybko przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. Czasem możemy wykorzystać talent jakiejś postaci, by odblokować pozytywny rezultat spotkania lub uniknąć walki, jednak dwa-trzy nowe zdania na temat bohatera to zdecydowanie zbyt mało, by uczynić go interesującym.
Rozgrywka w Bedlam sprowadza się do krążenia po mapie tak długo, aż uda nam się zebrać dostatecznie dużo zasobów by pokonać czekającego na końcu bossa. Grę wyposażono co prawda we wskaźnik zagrożenia, sugerujący, że powinniśmy się spieszyć, jednak nie znajduje to jakiegokolwiek odzwierciedlenia w mechanice. Restrykcyjne zasady walki sprawiają, że rosnąca liczba wrogów nie stanowi problemu, a jeżeli zainwestujemy w ulepszenia buldożera, paliwo i żywność nigdy się nie kończą.
Skyshine próbowało reagować na krytykę i uwagi graczy dotyczące faworyzowania małych oddziałów i konieczności kumulowania zasobów. Odpowiedzią twórców było zmniejszenie rozmiaru grupy z sześciu do czterech żołnierzy i sprawienie, że gromadzenie surowców jest znacznie bardziej żmudne, choć wciąż wymagane.
Grze zabrakło kilku miesięcy w programie wczesnego dostępu - bez nich otrzymaliśmy produkt pełen nienajlepszych rozwiązań sprawiających, że rozgrywka jest monotonna, a fabuła pozbawiona jakiejkolwiek głębi. Skyshine's Bedlam stawia oryginalność przed jakością, pozostawiając spory niesmak.