Skip to main content

Sniper Elite 4, czyli kontynuacja bez rewolucji

Snajper kontra hitlerowcy w Italii.

Twórcy cyklu Sniper Elite nie lubią szaleństw i rewolucji, także do produkcji czwartej części podchodzą - jak zawsze - na spokojnie. Gra rozwija i rozbudowuje znane rozwiązania, a fani serii odnajdą się w niej momentalnie.

Przy trzeciej odsłonie spędziłem kilkanaście godzin, więc deweloper nie musiał pełnić roli instruktora podczas pokazu na targach Gamescom. Mogłem rozegrać jedną misję na dużym obszarze, który był tylko fragmentem pełnej mapy - miejsce akcji ograniczono, by testujący mogli ukończyć demo bez poświęcania ponad godziny.

Większe lokacje to chyba najważniejsza nowość w Sniper Elite 4. Jesteśmy przyzwyczajeni, że kolejne gry oferują coraz to bardziej rozległe światy i być może nie robi to wielkiego wrażenia, ale w przypadku serii studia Rebellion rozmiar ma znaczenie. Przekonałem się o tym osobiście, choć - jak wspomniałem - eksplorowałem tylko część lokacji.

Jeżeli do naszej dyspozycji oddany jest większy obszar, siłą rzeczy otrzymujemy więcej możliwości i sposobów dotarcia do celu. Zaczęliśmy więc przy ścieżce na skraju lasu, przed bohaterem widać było most z wielkim działem na pociągu. Główne zadanie - wysadzić broń w powietrze.

Mogłem pójść w lewo, w prawo lub od razu przed siebie. Warto jednak było poczekać, wyciągnąć lornetkę i bez pośpiechu - po uprzednim położeniu się w krzakach, rzecz jasna - poobserwować wrogów, by poznać położenie wrogów i schematy patroli. Później przyszedł czas na działanie.

Zobacz na YouTube

Sniper Elite sprawia największą satysfakcję, gdy unikamy zamieszania. Likwidujemy tylko tych przeciwników, których nie można ominąć, szukamy najlepszej drogi, która pozwoli nam pozostać niezauważonym. W „czwórce” takie podejście jest bardzo przyjemne.

Oczywiście użycie od czasu do czasu karabinu snajperskiego, choć wcale nie wymagane, może ułatwić wykonanie misji. Z daleka najłatwiej wyeliminować niemieckich snajperów, czy żołnierzy, którzy bezmyślnie oddalą się od kolegów, wystawiając się perfekcyjnie dla naszego bohatera.

Jeżeli zależy nam na uniknięciu alarmu, musimy czekać na odpowiedni moment, by pociągnąć za spust. Zgodnie z tradycją, regularnie rozlega się hałas, który może zamaskować odgłos strzału - w przypadku dema z Gamescomu pomagało nam ogromne działo, które mieliśmy na końcu misji zniszczyć.

Powracają też „prześwietlenia”. Jeżeli zabijemy wroga, widzimy scenkę dokładnie prezentującą lot kuli, a także to, co pocisk robi z ofiarą. Pękające kości i części ciała wywołują raczej grymas niesmaku niż zadowolenie, ale to już kwestia gustu.

Warto zaznaczyć, że gra w każdej chwili może zmienić się w tradycyjną strzelankę. Jeżeli coś pójdzie nie po naszej myśli, a nie zechcemy po prostu zacząć od początku, możemy chwycić pistolet maszynowy i korzystając z osłon rozprawić się z hitlerowcami w bezpośrednim starciu. Taka walka jest jednak trudniejsza - nie potrzeba wielu trafień, by bohater padł martwy.

Mapy będą różnorodne - zwiedzimy lasy, tereny górskie i miasteczka

Sztuczna inteligencja sprawuje się nieco lepiej niż w poprzedniej odsłonie. Nie zdarzyło się, by któryś wróg nie dostrzegł ciała innego przeciwnika, jeżeli to znalazło się w zasięgu jego wzroku. Żołnierze wydają się też lepiej reagować na hałasy i nieco dokładniej szukać naszego snajpera, ale trudno ostatecznie ocenić ten element po spędzeniu z grą niecałej godziny.

Sniper Elite 4 będzie typowym sequelem z kategorii „więcej i lepiej”. Brak istotnych zmian nie jest jednak wadą. Cykl od Rebellion wydaje się być tworzony dla konkretnej grupy graczy, którzy oczekują podobnej rozgrywki, ale za każdym razem nieco ulepszonej i rozbudowanej. Przy czwartej części wprowadzenie największych w historii serii lokacji wydaje się idealnym dodatkiem, a kolejne nowości nie są raczej potrzebne.

Zobacz także