Sniper Elite: Nazi Zombie Army - Recenzja
Zombie-naziści, generał-widmo, kościotrupy i przyjaciele.
Hitler, przyciśnięty do muru przez aliantów, łapie się ostatniej deski ratunku, która okazuje się obusieczną bronią. Za sprawą satanistycznych obrzędów przywołuje armię zombie walczącą na faszystowskim froncie. Eksperyment szybko wymyka się spod kontroli, śmierć sieje spustoszenie nie tylko w Berlinie, ale w całej Europie. Jesteśmy ocalałym żołnierzem, jedną z ostatnich żyjących dusz. Na plecach dzierżymy karabin snajperski, maszynowy, za pazuchą pistolet i kilka granatów. Losy ludzkości zależą od nas.
Sniper Elite: Nazi Zombie Army to pełnoprawna, lecz miniaturowa odsłona serii Sniper Elite. To także, jak poprzednie części serii, strzelanka z widokiem zza pleców bohatera, umieszczona w realiach II wojny światowej. Jednak Nazi Zombie Army w mniejszym stopniu stawia na realizm i powolne, taktyczne działanie snajpera. Otoczeni gruzem imperium trzeciej rzeszy i bandą umarlaków, na precyzyjne wycelowanie w głowę zombie mamy zwykle mniej niż sekundę.
Całą, kilkugodzinną kampanię fabularną możemy przejść samotnie lub przez sieć w kooperacji. Szkoda, że nie przewidziano opcji gry na podzielonym ekranie, bo Nazi Zombie Army nabiera rumieńców właśnie podczas wspólnej zabawy. Rozgrywkę rozpoczynamy na jednej z niemieckich prowincji w poszukiwaniu działającego samochodu. Następnie przemierzymy farmy, na których dosłownie spod ziemi wyrastają hordy zombie, rozpadającą się katedrę pełną kościotrupów, a nawet naznaczone pentagramami metro w samym sercu Berlina.
Historia, podobnie jak zadania do wykonania, nie należy do wyrafinowanych. Nie czarujmy się, tutaj chodzi o dobrą, nieskrępowaną strzelaninę. Przez cały czas przebijamy się przez piekielne zastępy i nawet nie zastanawiamy się, o czym opowiada fabuła i czy możemy po drodze wykonać jakieś zadania poboczne - których zresztą tutaj nie ma. Jedynym urozmaiceniem podczas gorącej strzelaniny jest odnajdywanie rozrzuconych, nazistowskich sztabek złota (na trawie...) lub butelek z wyskokowymi trunkami. Większość etapów jest wyciosanych z jednego schematu: „Dotrzyj do punktu A, zlikwiduj wszystkich przeciwników, przejdź do schronu, idź do punktu B”, i tak w kółko.
Kwintesencją zabawy jest strzelanie do zombie-żołnierzy, które nie nudzi nawet po wielokrotnym odblokowaniu osiągnięcia „Zabij 1000 przeciwników”. Arsenał ogranicza się do trzech typów broni - pistoletów, karabinów maszynowych i snajperskich. Do tego dochodzą granaty i miny przeciwpiechotne. Choć brzmi skromnie, w rzeczywistości jest w czym przebierać - to klasyczny arsenał z czasów II wojny światowej. Widok pepesz, coltów, strzelb, legendarnego karabinu Springfield, a nawet polskiego pistoletu maszynowego Błyskawica cieszy oczy. Każda broń różni się zasięgiem, szybkością strzelania, przeładowania i oczywiście wielkością magazynku.
Prucie z ołowiu do piekielnych pomiotów sprawia olbrzymią frajdę. Podobnie jak w poprzednich częściach serii Sniper Elite, w Nazi Zombie Army precyzyjne trafienie delikwenta w czuły punkt - czaszkę, rdzeń kręgowy lub serce - dopełnia efektowny widok dynamicznej kamery, podążającej za pociskiem w głąb ciała. Wygląda to wyśmienicie, choć po godzinie grania wyłączyłem tę soczystą opcję, bo niemal każdego przeciwnika trafiałem celnie i oglądałem hollywoodzkie kadry do znudzenia. Na początku zabawy sprawia to niezłe wrażenie zwłaszcza na osobach, które do tej pory z serią Sniper Elite nie miały do czynienia. Widok wybuchających czaszek jak w horrorze klasy B tylko potwierdza fakt, że to produkcja z przymrużeniem oka niczym filmy Rodrigueza i Tarantino.
„Co ciekawe, ani liniowe etapy, ani skromny bestiariusz, czy nawet nieprzydatny system osłon nie psują wrażeń z rozgrywki.”
Mimo to w Nazi Zombie Army można poczuć gęsią skórkę. Gęsty, mroczny klimat towarzyszy nam przy każdym kroku postawionym na niemieckiej ziemi. Księżyc w pełni, unosząca się delikatnie nad ziemią mgła, z trudem przebijające się światło przez witraże katedry i widok płonącego, zniszczonego Berlina świetnie budują atmosferę zaszczucia. Efekt grozy dopełnia sugestywna muzyka wyjęta wprost z koszmaru. Stanie w miejscu i podziwianie zgliszczy to nie najlepszy pomysł, bo przeciwnicy potrafią wyłonić się w dowolnym miejscu, nawet tuż przed naszymi oczami lub za plecami.
Wyłącznie w schronach, w których możemy uzupełnić zapasy amunicji lub wymienić broń mamy chwilę wytchnienia. Poza tym pole walki pełne jest martwych ludzi. Niestety, przeciwnicy nie są zbyt zróżnicowani. Większość zombie to byli żołnierze trzeciej rzeszy, który powoli drepczą w naszym kierunku. Ich broń jest najróżniejszego kalibru, ale i tak traktują każdą rzecz w swoich rękach jak oręż. Są też umarlaki-samobójcy, którzy biegną w naszym kierunku i wysadzają się w powietrze, równie żwawe kościotrupy, snajperzy z maskami przeciwgazowymi i wreszcie większy żołnierz, strzelający seriami śrutu, w którego trzeba władować sporą ilość pocisków, by go powalić. W trakcie potyczek uświadczymy sporo identycznie wyglądających wrogów, co wygląda na artystyczną oszczędność twórców. Szkoda...
Najbardziej razi nierówny poziom trudności etapów. W jednej misji wchodzimy do wąskiej uliczki, gdzie z drugiego końca prą smakosze ludzkiego mięsa. Zanim się doczołgają, poczęstujemy ich ołowiem z karabinów. I tak przez kilka minut... Żeby jednak rozgrywka nie była zbyt prosta, w połowie tej samej misji znajdziemy się na dziedzińcu, otoczeni wysokimi budynkami. Dookoła nieumarli okładający nas sztachetami, bagnetami i detonujący się dla rozerwania, nad głowami świszczące kule snajperów, a my nie mamy ani miejsca do schronienia, ani czasu na rozstawianie min, co dopiero przeładowanie broni. Niezależnie, czy znajdziemy się tam sami, czy z pomocą nawet trzech znajomych - długo nie pożyjemy. Na szczęście poległych żołnierzy można uleczyć, a grupowa śmierć cofa nas do ostatniego schronu.
Co ciekawe, ani liniowe etapy, ani skromny bestiariusz, czy nawet nieprzydatny system osłon nie psują wrażeń z rozgrywki. Dlaczego? Bo dziurawienie tysięcy czaszek nieumarłych żołnierzy nie przestaje się podobać. Zwłaszcza w kooperacji, osłanianie się nawzajem, wskazywanie położenia snajperów i eksterminacja wyglądających zza rogu każdej kamienicy zombie to świetna zabawa.
Sniper Elite: Nazi Zombie Army mogłaby być dodatkiem do serii, ale twórcy zdecydowali się wydać osobną odsłonę. Należy zdać sobie sprawę, że to najbardziej skromna część zasłużonej marki. Z całym dobrodziejstwem inwentarza i jednocześnie z masą uproszczeń. Mimo wszystko to niezwykle klimatyczna produkcja z wciągającą rozgrywką, która w kilkanaście minut wyuczy nas, jak być zawodowym snajperem, i jak jednym granatem rozerwać na strzępy dziesiątki zombie. Warto zdmuchnąć popiół ze zgliszczy wojennych Niemiec, zwłaszcza gdy macie w pobliżu towarzyszy broni - znajomych.