Sonic Forces - Recenzja
Szybcy i smętni.
Sonic Forces pokazuje, że 26-letni niebieski jeż wciąż nie dojrzał do trzech wymiarów. Nawet gdy żonglująca różnymi stylami platformowej rozgrywki produkcja serwuje nam klasyczną perspektywę z boku, wypada odczuwalnie gorzej niż wydana wcześniej Sonic Mania.
Zbudowany w kreskówkach i kolejnych grach świat Sonica nie należy do ciekawych - przez lata super-szybki jeż bił się z Doktorem Robotnikiem, co pewien czas przerywając trwający dekady „romans”, by powstrzymać innego złoczyńcę albo poznać nowego przyjaciela. Forces zakłada, że mamy jakieś pojęcie o bohaterach tego niezbyt ujmującego dramatu, z miejsca zanurzając nas w morzu absolutnie niepotrzebnych postaci, próbujących po raz kolejny pokonać szalonego naukowca.
Grę rozpoczynamy z pompą - Sonic zostaje pokonany przez tajemniczego przeciwnika, a Eggman podbija ziemię. Do ruchu oporu zbudowanego przez przyjaciół jeża dołącza nowa postać, awatar gracza, który przebędzie drogę od zera do bohatera, ratując uwięzionego herosa i u jego boku zmagając się z nowym zagrożeniem.
Nie ma co jednak liczyć, że jeż na długo pozostanie poza ekranem. Nie dość, że od momentu schwytania do uwolnienia mija ledwie piętnaście minut, to po drodze spotkamy jeszcze klasyczną wersję bohatera, z pomocą której pokonamy kilka poziomów. Nasza postać, której kreacji i personalizacji możemy poświęcić naprawdę sporo czasu (po każdej misji i zadaniach pobocznych dostajemy nowe ciuchy) jest w praktyce drobnym dodatkiem.
W Forces przebiegniemy cały świat, zahaczając też po drodze o księżyc. Plansze są mieszanką trójwymiarowych, wąskich ścieżek, gdzie akcje oglądamy zza pleców bohatera, gnając na złamanie karku, a także bardziej tradycyjnych, platformowych etapów, gdzie musimy skakać, wbiegać z dużą prędkością po pionowych ścianach zbierając monety i strzelając do nieciekawie zaprojektowanych robotycznych przeciwników.
Najciekawszym, co gra ma do zaoferowania, są sekcje z płynnym przechodzeniem między jednym trybem rozgrywki a drugim, podczas gdy kamera pokazuje niekiedy całkiem interesujące krajobrazy. Różnorodność rozgrywki jest raczej niewielka - kolejne plansze to po prostu trasy do przebiegnięcia, a tylko parę z trzydziestu poziomów rozwidla się, oferując alternatywne trasy i sekrety.
Zbieranie znajdziek - czerwonych gwiazdek - częściej wymaga zatrzymania się lub pokręcenia w kółko, a nie przebiegnięcia mapy jeszcze raz, inną drogą lub postacią. Specjalne misje ratunkowe, gdzie mapy przemierzamy losowo wybranymi awatarami, także nie urozmaicają zabawy na tyle, by chciało się powtarzać poziomy.
Plansze nie imponują złożonością, a powtarzające się ścieżki i kładki stanowią wyzwanie tylko wtedy, gdy sterowanie odmawia posłuszeństwa. Od strony wizualnej najciekawiej wypada interfejs. Wygląd mapy z wszystkimi misjami i jej kolorystyka cieszą oko, a rozlewające się niebieskie plamy, gdy wyzwalamy jakiś obszar spod kontroli Eggmana, budują poczucie, że ratujemy świat.
Kontrola nad bohaterami jest dość ograniczona. Biegnąc przez trójwymiarowe poziomy trudno jest czasem skręcać, by złapać leżące na torze monety lub wycelować w stojących na drodze przeciwników. Fakt, że postaci dość szybko się rozpędzają, potrafi poważnie utrudnić grę - jedna z walk z „głównym złym” stanowiła wyzwanie tylko i wyłącznie dlatego, że bohater w niekontrolowany sposób wpadał na pojawiające się na ekranie przeszkody albo po dwóch krokach poruszał się tak szybko, że nie potrafił wyhamować.
Nic nie usprawiedliwia też spadków wydajności, jakie zdarzają się w najmniej spodziewanych momentach - przynajmniej w wersji PC. Chociaż gra nie powala oprawą graficzną, niekiedy podczas przechodzenia między dwu- i trójwymiarowymi sekcjami potrafi solidnie się przyciąć, psując przyjemność z zabawy.
Jednym z dodatków mającym wyróżniać grę na tle poprzednich odsłon serii jest wprowadzenie broni, jednak element ten jest bardziej wytrącającą z zawrotnego tempa rozgrywki przeszkodą niż pomocą. Strzelanie daje mało frajdy, a dodatkowe moce dostępne po wyekwipowaniu niektórych spluw są przydatne tak rzadko, że równie dobrze mogłoby ich nie być.
Twórcy nie wydają się zresztą do końca przekonani, że broń jest dobrym pomysłem, przez większość czasu możemy bowiem szybciej i sprawniej rozprawiać się z przeciwnikami przyciągając się do nich z pomocą liny z kotwiczką, powodując małe eksplozje. Ta opcja pozwala nie tracić tempa, a czasem nawet doganiać uciekających wrogów, przez co znacznie bardziej pasuje do tradycyjnego dla Sonica tempa.
Gra próbuje upierać się, że ma fabułę - i że powinna ona być dla gracza ważna. Dlatego podczas przebiegania kolejnych poziomów nieustannie ktoś będzie trajkotał przez radio, krzycząc o przebiegu bitew z siłami Eggmana, albo o niezbyt oryginalnych zwrotach akcji. Nie dość, że wymiany te absolutnie nie wnoszą nic do rozgrywki, to jeszcze toną w zaskakująco słabym, jak na tę serię, soundtracku, który nie jest w stanie zbudować przyjemnej atmosfery.
Forces to w pewnym stopniu także gra o budowaniu i personalizowaniu własnej postaci. Choć nasz bohater zagości na ekranie jedynie przez część gry, raz za razem będziemy zasypywani rozmaitymi strojami i gadżetami pozwalającymi modyfikować jego wygląd aż do granic absurdu. Wszystkie te ciuchy pozwalają ukryć koszmary, jakie jest w stanie wygenerować kreator postaci, a przebieranki dają trochę frajdy, szczególnie że różnorodność akcesoriów jest naprawdę duża.
Druga z wydanych w tym roku gier o Sonicu jest zdecydowanie tą gorszą, a wyższa cena Forces w żaden sposób nie jest uzasadniona oferowaną jakością. Krótkie, niezbyt wymagające poziomy, problemy ze sterowaniem i miałkość całego doświadczenia sprawiają, że najnowszą produkcję Sonic Team trudno polecić.
Platforma: PC, PS4, Xbox One, Switch - Premiera: 7 listopada 2017 - Wersja językowa: polska - Rodzaj: Zręcznościowa - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: ok. 175 zł - Producent: Sonic Team / Hardlight - Wydawca: SEGA