Starfield to pierwsza singlowa gra Bethesdy bez nominacji do Gry Roku
Historyczna chwila.
OPINIA | Wczoraj ogłoszono nominacje do The Game Awards 2023. Wśród tytułów walczących o miano Gry Roku próżno szukać najnowszej produkcji Bethesdy, co jest sporym ewenementem w historii studia odpowiedzialnego za Skyrim czy Fallout 4, które do tej pory w tego rodzaju plebiscytach radziło sobie znakomicie. Tymczasem Starfield ma szansę tylko w jednej kategorii.
Dotychczas jednoosobowe gry Bethesdy albo wygrywały tytuły Gier Roku, albo przynajmniej były do tego miana nominowane. The Elder Scrolls 3: Morrowind w 2002 roku otrzymało nominację od amerykańskiej Akademii Sztuk Interaktywnych i Nauk dla najlepszej komputerowej gry RPG, ale wydane 4 lata później The Elder Scrolls 4: Oblivion zdobyło już kilka tytułów Gry Roku - w tym statuetkę The Golden Joystick Award. Podobnie było w przypadku Fallout 3, a nawet Fallout 4, nie wspominając już o The Elder Scrolls 5: Skyrim, które otrzymało łącznie 229 tytułów GOTY, co daje jej 6. miejsce w historii pod względem zdobytych wyróżnień w tej kategorii.
Tymczasem Starfield podczas tegorocznej gali The Game Awards ma szansę wyłącznie na jedną nagrodę - w kategorii Gry RPG Roku, gdzie zresztą Bethesda będzie musiała zmierzyć się między innymi z Baldur's Gate 3 - i starcie to najprawdopodobniej przegra. Jednocześnie impreza organizowana przez Geoffa Keighleya w ostatnich latach wyrosła na jedną z najważniejszych gal wręczania nagród w całej branży gier, co dodatkowo podkreśla nie najlepszą formę Bethesdy. Obfitość bardzo mocnych produkcji w tym roku nie ma tu nic wspólnego z brakiem choćby nominacji dla Starfield - nawet fani tej gry są zdania, że nie zasługuje ona na tego typu wyróżnienie.
Na subreddicie Starfield trafiłem na świeżą dyskusję poświęconą temu zagadnieniu, a z ponad 6 tysięcy komentarzy wynika, że fani gry w ogóle nie dziwią się decyzji organizatorów The Game Awards. Często pojawiają się wpisy o zmarnowanym potencjale czy podkreślające, jak duża przepaść dzieli dzieło Bethesdy od innych nominowanych do miana Gry Roku. I mówimy tu o graczach, którzy są fanami Starfield, spędzają przy grze sporo czasu i bawią się świetnie. Osobiście podzielam ich opinie - ja też nabiłem w Starfield mnóstwo godzin, których nie uważam za stracone.
Moją słabością jest model rozgrywki oferowany przez gry Bethesdy oraz wszystko, co związane z kosmosem. Długo czekałem na Starfield, ponieważ zapowiedzi pozwalały mi wierzyć, że oto nadchodzi moja gra życia - w końcu to więcej Skyrima i Fallouta, a do tego w kosmosie. Z czasem moje oczekiwania malały i to do tego stopnia, że w momencie rozczarowującej premiery zaliczyłem dość miękkie lądowanie. Po prostu nie oczekiwałem po Starfield wiele więcej, niż to, co gra ostatecznie nam zaoferowała.
Nadal wracam do kosmicznego RPG Bethesdy i wyczekuję zapowiadanej na przyszły rok publikacji narzędzi moderskich oraz opcji pobierania modyfikacji na konsolach, a ogólne wrażenia z rozgrywki wyniosłem generalnie pozytywne. To głównie zasługa fajnego klimatu, pięknej muzyki oraz znanego modelu rozgrywki, który sprawia mi przyjemność od lat. Nie wyobrażam sobie jednak, by Starfield zasługiwało choćby na nominację w kategorii Gry Roku, ponieważ czuję, że ten tytuł jest po prostu kalką rozwiązań sprzed 12 lat, tylko ubraną w nowe szaty.
Zeszłej nocy włączyłem na chwilę Fallout 76, by rzucić okiem na nowości, ale od razu zauważyłem, jak niewiele zmieniło się od czasów tej gry do premiery Starfield. Ogólna toporność rozgrywki, umowne i płytkie dialogi z NPC, nieskomplikowane zadania, ogromny nacisk na szybką podróż i wszędobylskie ekrany wczytywania to rzeczy, które można wybaczyć grze z 2018 roku działającej na silniku produkcji z 2015 roku wydanej jeszcze na PS4 i Xbox One, ale po tegorocznym tytule spodziewałbym się jednak trochę więcej.
Bethesda miała sporo czasu i okazji, by podpatrzeć to, co udało się osiągnąć konkurencji i aż trudno uwierzyć, że w świecie po Wiedźminie 3 i w tym samym roku, w którym zadebiutowało Baldur's Gate 3, ktoś ma jeszcze odwagę trzymać się schematu opracowanego na potrzeby wydanego 12 lat temu Skyrim. Pominę już kwestię technologii i tego, że produkcja mająca w zamyśle być system sellerem „najpotężniejszej konsoli na rynku” działa w niestabilnych 30 klatkach na sekundę i jest przeładowana ekranami wczytywania na niemal każdym kroku.
Wydaje mi się, że większość problemów Starfield wynika z decyzji o kurczowym trzymaniu się utartej formuły i przestarzałego silnika. Można to zrozumieć, ponieważ Skyrim do dziś dobrze się sprzedaje, a w Bethesdzie doskonale wiedzą, że sekretem długowieczności ich gier są mody i twórczości fanów, jednak moderzy to naprawdę błyskotliwi ludzie, którym opanowanie nowych narzędzi raczej nie nastręczy wielkich trudności. Niestety Bethesda zdaje się mieć odmienne zdanie.
Lubię gry Bethesdy - z wszystkimi ich ograniczeniami i uproszczeniami. Nawet na wpadki Starfield jestem w stanie przymknąć oko. Chciałbym jednak, aby twórcy wyciągnęli właściwe wnioski z opinii graczy i recenzentów, z braku nominacji do nagród oraz tego, co osiągnęły inne RPG wydane w ostatnich latach. Przed nami The Elder Scrolls 6 i wiele wskazuje na to, że powinniśmy spodziewać się po prostu „innego Skyrima” na silniku Starfielda, a tego już chyba nie przeżyję. Bethesda musi zmienić technologię i podejście do projektowania zadań, a przede wszystkim - do swoich fanów, których zdaje się nie traktować poważnie. Bez tego legendarne studio nie tylko straci resztki jakiegokolwiek zaufania graczy, ale może też skończyć jak firma, od której odkupiła prawa do marki Fallout.