Skip to main content

State of Decay: Year One Survival Edition - Recenzja

Edycja niepoprawiona.

Produkcja Undead Labs to wciąż tytuł interesujący. Szkoda, że reedycja nie eliminuje uciążliwych niedoróbek.

Reedycja świetnie przemyślanej gry survivalowej, łącząca także wszystkie dodatki, była niezłą okazją do poszerzenia grona odbiorców o użytkowników Xbox One. Mimo przeskoku na znacznie wydajniejszą konsolę, State of Decay: Year-One Survival Edition pełne jest błędów i niedoróbek, które stały się jeszcze bardziej widoczne.

Co by nie powiedzieć o tej grze, ogromnym atutem State of Decay jest nowe podejście do starego tematu w grach, czyli przetrwania w świecie opanowanym przez zombie. Gra toczy się w otwartej przestrzeni, bez wyznaczonego głównego bohatera, a każda podjęta decyzja może mieć konsekwencje w dalszych etapach rozgrywki.

Długo rozwijany bohater nie staje się nadludzkim herosem - wystarczy jeden nierozsądny krok i bezpowrotnie umiera. Nie oznacza to jednak końca gry. Przejmujemy kontrolę nad innym członkiem grupy walczącej o przetrwanie i dalej staramy się dbać o dobro reszty ocalałych.

State of Decay to gra wyjątkowa. Twórcy ze studia Undead Labs podeszli do tematu w bardzo realistyczny sposób. Trzonem rozgrywki jest zbieranie surowców i dóbr w opuszczonych budynkach i unikanie, za wszelką cenę, walki z zombie. Drugoplanowym elementem jest zarządzanie całym obozem.

To dobry moment, żeby wziąć nogi za pas

Stan kryjówki ocalałych zależy od wielu czynników. Sterowana przez nas postać, będąc początkującym liderem, musi zadbać o dobro współmieszkańców. Budujemy nowe placówki w bezpiecznej strefie, handlujemy z innymi obozami, wysyłamy ludzi na zwiad. Choć niezwykle istotne jest zapewnienie podstawowych potrzeb - takich jak jedzenie, leki czy wypoczynek - równie ważne jest zadbanie o morale grupy. Każdego należy wysłuchać i każdy powinien mieć siły do walki o przetrwanie.

Dbamy więc o relacje z resztą zespołu, gdyż tylko w ten sposób możemy zapewnić pełną sprawność i efektywność całej drużyny. Wykonujemy szereg dodatkowych misji, by nie tylko podnieść morale, ale też zdobyć więcej uznania - w tym świecie szacunek to najwyższa wartość oraz jedyna istotna waluta, za którą można zdobyć wartościowe przedmioty i broń.

Gra składa się z elementów otwartego świata, sieci misji pchających fabułę do przodu oraz kompletnie losowych wydarzeń, jak inwazje hord zombie albo pojawianie się silnych skupisk zmutowanych poczwar. Wszystko to łącznie sprawia, że każda rozgrywka jest inna i nawet najmniejsza decyzja może wpłynąć na dalsze losy obozowiska.

Wykonywane przez nas czynności mają istotny wpływ na to, jakiego bohatera wykreujemy. Rozmowy z niezależnymi postaciami rozwijają umiejętności przywódcze, a wymachiwanie bronią z czasem pozwala na lepsze posługiwanie się nią. Im postać będzie aktywniejsza, tym bardziej się rozwinie.

Oczywiście odpowiednie paski zdrowia i zmęczenia stopniowo ograniczają możliwości bohatera i zmuszają do zmiany kierowanej postaci, by poprzednia mogła zregenerować siły witalne.

Posterunkowy Joe aż się pali do roboty

Amerykańską prowincję zwiedzamy na piechotę bądź też samochodami - to drugie przyciąga większe rzesze nieumarłych, więc nie zawsze jest to dobre rozwiązanie.

Poza podstawową wersją gry, reedycja zawiera dwa dodatki: Breakdown oraz Lifeline. Breakdown to odarta z fabuły wersja podstawowej gry, gdzie skupiamy się na rozwoju obozu i odpieraniu coraz to silniejszych hord zombie, by ostatecznie uciec z pogrążonego klęską rejonu.

Lifeline to dodatek fabularny. Przedstawia historię widzianą z perspektywy nie cywili, a jednostki wojskowej. Akcja nie dzieje się już na prowincji, a w pogrążonym w chaosie mieście Danforth. Naszym zadaniem jest odnajdowanie VIP-ów i eskortowanie ich do bazy, gdzie po jakimś czasie zostają przetransportowani do bezpiecznej strefy.

Usprawnieniu uległ interfejs, który w obecnej postaci jest znacznie bardziej czytelny i zrozumiały. Zarządzanie zarówno ekwipunkiem, jak i obozem, jest wygodniejsze.

Gra jako reedycja spisuje się jednak średnio. W State of Decay drzemie ogromny potencjał i była to zdecydowanie jedna z najbardziej rozbudowanych gier tego typu. Niestety, już w pierwotnej wersji nie ustrzegła się wielu błędów.

Na porządku dziennym zdarzały się błędy animacji postaci, przenikanie tekstur, dziwaczne zachowania zombie oraz bohaterów niezależnych. Czasami model walki wręcz miał problemy z detekcją ciał. Nowe wydanie konsolowe zamiast dopracować formułę zabawy, nie naprawia żadnego z tych błędów.

Zobacz na YouTube

Wydajniejsze maszyny - edycja ukazuje się na Xbox One oraz PC - sugerowałyby większą płynność rozgrywki. Gra wyświetla jednak 30 klatek na sekundę ze spadkami poniżej dopuszczalnych standardów. Nawet podróż szybkim samochodem jest uciążliwa, właśnie ze względu na spadek płynności i wyraźne doczytywanie tekstur. Zdarza się również, że zombie pojawiają się znienacka tuż przed bohaterem.

State of Decay: Year-One Survival Edition to komplet jednej z ciekawszych współczesnych gier o żywych trupach. Pierwotnej wersji można było wybaczyć więcej, ze względu na świeżość projektu, intrygujące przesłanie i ciekawie zaprojektowaną rozgrywkę.

Po reedycji słusznie jednak należy oczekiwać odświeżenia i poprawienia błędów, których po dwóch latach w tej grze po prostu nie powinno już być.

6 / 10

Zobacz także