Stellaris - Recenzja
Innowacja i lekka monotonia.
Deweloperzy ze studia Paradox podjęli szereg decyzji, które wyraźnie odróżniają symulator podboju kosmosu od serii Europa Universalis czy Crusader Kings, oferując jednocześnie sporo znajomych rozwiązań, by zainteresować także wiernych fanów tych gier. Choć wiele aspektów rozgrywki prezentuje się doskonale, produkcji daleko do ideału.
Stellaris oddaje nam pod opiekę cywilizację, która stara się przejąć kontrolę nad częścią kosmosu. Do wyboru mamy szeroką gamę ras, którym możemy swobodnie zmieniać nie tylko wygląd, ale też ideologię czy startowe cechy.
Gra oferuje sporo opcji personalizacji, pozwalających na stworzenie religijnych fanatyków, aspirującej międzygwiezdnej korporacji czy ksenofobicznych ślimaków ostrożnie badających galaktykę. Decyzje podjęte na etapie kreacji rasy kształtują bazę historii i określają, jak odnosić się będą do nas inne cywilizacje oraz w jaki sposób będziemy badać kosmos.
W oparciu o wybory tworzone są wydarzenia specjalne, dające szansę oderwać się od żmudnej rozbudowy imperium, planowania ekspansji czy zbrojnych działań. Wzbogacają one przebieg rozgrywki, jednak nie zmieniają jej celu - aby zwyciężyć, musimy podbić lub zniewolić wszystkie pozostałe cywilizacje, wliczając w to wiekowe potęgi, które przez znaczną część zabawy będą patrzeć na nas z góry, dysponując olbrzymią przewagą technologiczną i militarną.
Zobacz: Stellaris - poradnik i najlepsze strategie
Od strony podstaw rozgrywki Stellaris niewiele różni się od większości gwiezdnych strategii - zbieramy surowce, odkrywamy technologie i kolonizujemy nowe światy, rozszerzając granice naszego imperium. Tytuł stawia na przejrzystość i przystępność, w prosty sposób pokazując, co możemy zbudować czy skolonizować, pozwalając jednocześnie na wygodne tworzenie kolejek zadań, łączenie armii czy przemieszczanie populacji między światami.
Chociaż wiele opcji jest łatwo dostępnych, a znalezienie informacji o tym, co wpływa na produkcję trzech podstawowych surowców nie stanowi żadnego problemu, opisy niektórych elementów gry pozostawiają wiele do życzenia. Widząc takie statystki jak „rozbieżność etyki” czy „szczęście innych ras” możemy tylko domyślać się, co oznaczają. Znalezienie szczegółowego opisu jest dość trudne, nawet pomimo możliwości korzystania z encyklopedii bez przechodzenia do przeglądarki.
W drodze do statusu kosmicznej potęgi musimy się sporo nauczyć. Przystępność gry nie oznacza bynajmniej, że nie jest skomplikowana. Zarządzanie imperium odbywa się na wielu poziomach. Gra pozwala z bliska przyjrzeć się każdej planecie i decydować, jakie budynki rozstawimy w dostępnych sektorach, przesuwając populację według potrzeb czy wydając edykty wpływające na życie wszystkich mieszkańców.
Kiedy skończymy, możemy przyjrzeć się układowi gwiezdnemu i rozstawić instalacje obronne czy punkty wydobycia, by wreszcie przejść do widoku galaktyki, gdzie przemieszczamy floty, przeglądamy systemy do podbicia i kontaktujemy się z komputerowymi przeciwnikami. Przechodzenie między kolejnymi perspektywami jest bardzo płynne, a większość poleceń możemy wygodnie zlecić z mapy ogólnej.
W miarę rozwoju naszego państwa stopniowo musimy oddawać je w ręce sztucznej inteligencji, gra pozwala bowiem na bezpośrednie kontrolowanie zaledwie kilku planet. Resztę dzielimy na zarządzane przez komputer sektory, co zmniejsza przychody, ale też koszty utrzymania tych światów.
Dużo czasu poświęcamy polityce. Musimy przeciwdziałać rebeliom, zarządzać wasalami i w miarę możliwości wchłaniać podległe nacje do imperium. Wychodząc na galaktyczną scenę przyjdzie nam natomiast tworzyć sojusze i federacje, planować działania zbrojne i jednoczyć się przeciwko wielkim kryzysom zagrażającym wszystkim znanym światom.
System dyplomacji działa całkiem nieźle, zaczyna jednak zgrzytać, gdy wraz z sojusznikami spróbujemy wypowiedzieć wojnę. Gra zmusza nas wtedy do wybrania zdobyczy, o jakie chcemy walczyć i nawet, jeżeli obiecamy część łupów innemu państwu, by przekonać je do pomocy, w przypadku wygranej i tak wszystko trafia do kraju, który zapoczątkował konflikt, bez jakichkolwiek konsekwencji.
Jeszcze gorzej jest, gdy to sterowany przez komputer sojusznik proponuje rozpoczęcie wojny - jeśli odmówimy współpracy, chwilę później możemy spodziewać się kolejnej, identycznej prośby o pomoc. To drobna uciążliwość; burzy jednak poczucie żywego świata, sprawnie budowanego przez inne elementy gry.
Wiele aspektów Stellaris posiada jakiś drobny, losowy czynnik, sprawiający, że poza opracowaniem dobrej strategii rozgrywki, musimy też sprawnie manipulować mechanizmami gry. W zakresie technologii jest to na przykład zmieniająca się dostępność tematów badań. Dobierając naukowców o odpowiednich specjalizacjach możemy sprawić, że ich dziedziny będą dostępne częściej.
Aspekt naukowy rozwiązano w bardzo ciekawy sposób. Nigdy nie schodzi na drugi plan. Technologii do opracowania jest mnóstwo, a olbrzymie znaczenie odgrywają także okręty badawcze, które mogą analizować nawet odległe systemy gwiezdne. Poza zasobami możemy tam znaleźć anomalie tworzące specjalne wydarzenia lub pozwalające w jakiś sposób rozwinąć cywilizację.
Kiedy odkryjemy już wszystko, co jest w naszym zasięgu, możemy zbadać pozostałości po bitwach. W ten sposób często odkryjemy technologią przeciwnika, a z odpowiedniej ilości przeanalizowanego złomu jesteśmy w stanie zyskać dostęp do zupełnie nowych, pełnych odkryć.
Niemal przez cały czas coś czeka na zbudowanie, odkrycie czy zbadanie, ale mniej więcej w połowie gry Stellaris znacząco zwalnia. Nasze floty nie są jeszcze zbyt silne, by przebić się przez granice największych potęg galaktyki, które często konsolidują się na tym etapie w federacje. To zmusza nas do walki z kilkoma wrogami na raz, więc przez dziesiątki lat skupiamy się na wyścigu zbrojeń.
Chociaż gra potrafi w tym momencie uderzyć w nas globalnym kryzysem, zmuszającym do stworzenia nowych sojuszy i przegrupowania sił, zabawa w mozolną budowę flot i gromadzenie surowców jest zwyczajnie nudna.
Z czasem zanikają także występujące początkowo specjalne wydarzenia, przez co gra staje się bardziej monotonna. Sprawę pogarszają błędy, które sprawiają, że wielu zadań nie jesteśmy w stanie ukończyć - w ten sposób jeden z najciekawszych elementów Stellaris schodzi na drugi plan, potwornie tracąc na znaczeniu.
Nudę potęguje także niezbyt sprytna sztuczna inteligencja. Z jednej strony wrogie frakcje nie chcą atakować nas przez całe dekady, z drugiej natomiast podczas wojen komputer ma problem z zarządzaniem flotami.
Stellaris wnosi dużo świeżości do gatunku strategii kosmicznych, jednak po obiecującej początkowej rozgrywce, zmienia się w dość żmudną zabawę. Na pewnym etapie czujemy, że ciekawiej będzie zacząć przygodę od nowa, więc coś chyba poszło nie tak.