Skip to main content

Strange Brigade to coś więcej niż klon Sniper Elite - już graliśmy

Potwory, mumie i kooperacja.

Na pierwszy rzut oka Strange Brigade wygląda jak kolejna, po Nazi Zombie Army, modyfikacja formuły Sniper Elite. Rebellion zdecydowało się nawet zachować tę samą czcionkę, a miejsce służącego za logo snajperów orła zajął teraz skarabeusz. Podobieństwa widać też od strony wizualnej - twórcy wyraźnie korzystają z wielu elementów wyprodukowanych na potrzeby gry o strzelcu wyborowym.

Pod tym stosem wspólnych cech kryje się jednak całkiem ciekawa i wyraźnie odmienna produkcja. Nie chodzi tu jednak tylko o fakt, że nowa gra studia jest nastawiona przede wszystkim na kooperację - a trzeba przyznać, że przechodzenie prezentowanego na Gamescomie etapu samodzielnie było mniej angażujące niż współpraca czterech osób.

Strange Brigade od razu wrzuca nas głęboko w klimaty filmów przygodowych z lat trzydziestych. Otoczka jest odpowiednio stylizowana dzięki pojawiającym się na ekranie krzykliwym hasłom i świetnie dobranemu narratorowi. Skojarzenia z klasycznymi filmami typu „Mumia” czy „King Kong” pojawiają się natychmiast.

Zobacz na YouTube

Trudno nie zauważyć, że Strange Brigade korzysta z tego samego silnika, co seria o snajperach, jednak traci to na znaczeniu, kiedy ekran zalewają hordy umarlaków, aktywowane strzałem pułapki zaczynają siekać lub przypalać potwory, a gracze starają się rozwiązać łamigłówki, by odnaleźć cenne skarby.

W nowym projekcie Rebellion zrywa z jakimikolwiek pozorami realizmu - bohaterowie mogą ciskać czarami zamkniętymi w medalionach - ładowanych przez szybkie i wydajne mordowanie wrogów. Kiedy zginiemy, odradzamy się po kilku sekundach wyłażąc ze stojącego nieopodal sarkofagu, a zastępy mumii, szkieletów i stworów wyciągniętych z egipskiej mitologii wcale nie sprawiają, że czujemy się mocno osadzeni w rzeczywistości.

Poruszanie się po mapie jest właściwie antytezą tego, co powinniśmy robić w Sniper Elite - przemieszczania się możliwie cicho i eliminowania wrogów z bezpiecznej odległości. Strange Brigade nie daje nam praktycznie chwili wytchnienia, bowiem w miejscach gdzie hordy wrogów przerzedzają się nieco, gra każe szukać ukrytych przełączników i złota ukrytego za drzwiami, które może otworzyć tylko jedna z czterech klas.

Podczas demonstracji przeszliśmy dostępną w wersji alfa misję dwa razy - za pierwszym podejściem badając każdy centymetr wszystkich ścian i szukając sekretów, by później po prostu przebiec przez szeregi potworów wybierając najszybszą drogę i zabijając tylko wymaganych bossów.

Jest dynamicznie, wybuchowo i zupełnie inaczej - pod względem rozgrywki - niż w Sniper Elite

W obu przypadkach gra sprawiała sporo frajdy. Starając się utrzymać tempo i będąc bardzo agresywnym szybko budowaliśmy ładunek w magicznym amulecie. Z kolei podczas wolniejszej, dokładnej eksploracji mogliśmy pobawić się z otoczeniem i podziwiać naprawdę ładne widoki, jak choćby wielki sterowiec czekający na powrót dzielnych badaczy z kolejnej przygody.

Strange Brigade i Sniper Elite mogą korzystać z tej samej czcionki, konstrukcji logotypu czy nawet silnika graficznego, mamy jednak do czynienia z wyraźnie odrębnymi produkcjami. Wyprawa na Czarny Ląd w latach trzydziestych kojarzy się nieco z pełnym potworów Vermintide pod względem tempa i stylu rozgrywki, jednak nawet mimo tego, że jest kolejnym z wielu kooperacyjnych produktów, ma spore szanse przyciągnąć grono zapalonych fanów dzięki stylowi i jakości wykonania.

Zobacz także