Strider - Recenzja
Techno-ninja kontra cyber-komuniści.
Amerykańskie studio Double Helix Games, odpowiedzialne za zeszłoroczny powrót bijatyki Killer Instinct, wskrzesza kolejną zapomnianą, kultową produkcję. Strider to opowieść o Hiryu - przedstawicielu tytułowej jednostki cyber-zabójców, który zostaje wysłany do Kazachskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej w celu obalenia rządzącego tam tyrana. Po drodze zmuszony jest do walki z innymi super-zabójcami, wynajętymi przez złego władcę, by wyeliminować zagrożenie.
Model rozgrywki spełnia klasyczną formułę znaną z pierwszych gier pokroju Castlevania czy Metroid Prime - poruszamy się po platformach rozbudowanej mapy, szatkując każdego napotkanego żołnierza. Pewna doza wolności pozwala na szukanie tajemnych przejść i sekretnych pomieszczeń, gdzie kryją się liczne ulepszenia naszego cybernetycznego bohatera.
Oczywiście najistotniejsze ścieżki ograniczają różnego rodzaju blokady, które znoszone są dopiero za pomocą specjalnego klucza, ciosu czy też aktywacji przełącznika w innej części mapy. Mamy zatem bardzo dużo przestrzeni futurystycznego Kazachstanu do przebycia i setki żołdaków do przepołowienia za pomocą cyberostrza Hiryu.
Zwiedzane lokacje nie są szczególnie zachwycające. Kazakh City to miasto przyszłości, które mimo zaawansowanej technologii posiada szynową kolej - to krzyżówka charakterystycznych, socjalistycznych rozwiązań architektury z dziesiątką świecących się lampek, kabli i ekranów wyświetlających twarz przywódcy narodu. Mimo różnorodności poszczególnych miejsc - zwiedzamy muzea, parki, osiedla elit, a nawet podziemne placówki badawcze - wszystko wydaje się bardzo podobne i mało interesujące. Monotonię podkreśla konieczność krążenia po mapie i wracania do wcześniej zablokowanych miejsc. Miasto jest nietykalnym tłem - możemy atakami wywołać setki eksplozji, ale wszystko i tak będzie się błyszczeć i lśnić nowością.
Nie wydaje się to jednak istotnym problemem gry, gdyż narzucone tempo rozgrywki skupia naszą uwagę tylko i wyłącznie na skakaniu i szatkowaniu przeciwników na milion sposobów - co okazuje się świetną zabawą. Z początku Hiryu potrafi zaledwie skakać i machać mieczem. Wraz z postępem i odkrywanymi etapami poznajemy coraz więcej nowych sztuczek, ataków i ulepszeń. Zazwyczaj wraz z nowym ciosem pojawia się mini-boss, na którym uczymy się używania nowego narzędzia. Delikatnie trudniejsza walka szybko przyzwyczaja nas do nowości i skłania do stosowania ich częściej. W połowie gry dysponujemy już na tyle dużym arsenałem kopnięć, skoków i super-ciosów, że część wrogów umiera zanim zdążymy obok nich przejść.
„Razi mała różnorodność występujących postaci. Jest zaledwie kilka modeli, które różnią się od siebie kolorami i wytrzymałością”
Razi mała różnorodność występujących postaci. Jest zaledwie kilka modeli, które różnią się od siebie kolorami i wytrzymałością, ale to wciąż ci sami cyber-żołnierze i roboty, których przepoławialiśmy na początku gry.
Istotniejsi fabularnie bossowie wymagają uczenia się wzorców zachowań i poszczególnych ataków, ale nie sprowadzają się do niczego więcej jak modelu „chowaj się kiedy atakuje i bij, kiedy stoi do nas plecami”. Co ciekawe kiedy potężny cios sprowadzi nas na ziemię, będziemy nadal otwarci na przyjmowanie obrażeń. Zdarzyło mi się przez to porządnie zezłościć, kiedy po utracie solidnej porcji życia, drugie tyle zabrał mi przeciwnik, kiedy leżałem nieruchomo na podłodze. Nie zdarza się to za każdym razem, ale bez wątpienia potrafi przesądzić o wyniku potyczki i skłonić do wczytania ostatniego stanu gry.
Osoby, które ukończyły główną przygodę mają jeszcze do dyspozycji dwa oddzielne tryby. Jeden wymaga przetrwania następujących po sobie fal przeciwników i bicia rekordów czasowych, a drugi sprawdza naszą zręczność. W trakcie eksploracji podstawowej wersji gry nie jesteśmy zbyt często zmuszani do pokonywania etapów w jak najlepszym czasie, więc tutaj możemy zweryfikować to, jak bardzo zwinnym ninją potrafi być Hiryu. „Przyklejanie” bohatera do każdej powierzchni może okazać się nawet utrudnieniem na tym etapie - szczególnie kiedy wyskakując zbyt wysoko przez przypadek zawiśniemy pod sufitem, zamiast dalej pędzić w kierunku wyznaczonego punktu.
Powrót do platformówki sprzed lat nie wnosi nic nowego ani do gatunku, ani do rozgrywki, ale w tym przypadku nie oznacza to nic złego. Twórcy wybrali bezpieczną drogę i przypomnieli, czym charakteryzował się pierwowzór. Strider to szybka i efektowna gra platformowa, która mimo monotonnej oprawy i średnio interesującej opowieści, potrafi wciągnąć na długie godziny bieganiem po mapie i cięciem cyber-komunistów w małe plasterki.