Skip to main content

Szalone wyścigi - graliśmy w Crash Team Racing Nitro-Fueled

Na dobrej drodze.

Na dobrej drodze.

Kolejny powrót Crasha. Zawadiacki zwierz tym razem nie biega jednak za jabłkami, a ściga się wraz z kolegami i przeciwnikami z serii gier znanej od czasów pierwszego PlayStation. Ostatnio mieliśmy okazję zagrać kilka wyścigów w nowym Crash Team Racing Nitro-Fueled. Oto nasze wrażenia.

Activision ma już na koncie wydaną wspólnie z Vicarious Visions trylogię Crash Bandicoot N. Sane Trilogy, która jest przeniesieniem przygód Crasha na nową generację konsol. Podobnie jak w tamtym totalnym remake'u, tak i w przypadku Crash Team Racing Nitro-Fueled, mamy do czynienia z napisaniem gry w zasadzie od nowa.

Ogólne założenia pozostają te same, ale zmienia się praktycznie wszystko - od niektórych mechanik po, co naturalne, stronę wizualną.

Rozgrywkę sprawdziliśmy na trzech mapach, inspirowanych bardzo mocno klasycznymi terenami z dawnego Crash Team Racing. Jeśli graliście wcześniej w Mario Kart, bez problemu odnajdziecie się w Nitro-Fueled.

Kolorów i dobrej zabawy nie zabraknie

Zasady są tu bowiem identyczne - ośmiu zawodników, szerokie, choć niekoniecznie proste trasy, a także różne bonusy. Przybierają postać skrzynek, przykładowo wypuszczanych na rywali. Każda plansza ma też swoje tajemne skróty.

Różnicą w stosunku do wyścigów ze świata Mario jest cały mechanizm driftowania, czyli jazdy kontrolowanym poślizgiem. Podczas driftu w odpowiedniej chwili musimy wciskać konkretny przycisk na padzie i tym samym otrzymujemy chwilowe przyspieszenie. Pomaga to oczywiście podczas zmagań w peletonie, jeśli nie mamy akurat pod ręką samonaprowadzających rakiet.

Co ciekawe, finalnie gra odda do dyspozycji kilkadziesiąt postaci ze świata Crasha. Wszystkie dostosujemy do swoich potrzeb - bolidom założymy inne felgi czy karoserię, zaś bohaterów ubierzemy w różne stroje. Do tego dochodzi kwestia samych postaci. O ile bowiem zmiana skórki to kwestia tylko kosmetyczna, to już konkretne postacie, jak np. Crash czy Pura, mają swoje odmienne statystyki.

Jest sporo możliwości modyfikacji bohaterów i pojazdów

Staniemy zatem przed wyborem między takimi bohaterami, którzy lepiej radzą sobie na zakrętach albo mają lepsze przyspieszenie. Wszystko to ma znaczenie podczas wyścigu, o czym się przekonaliśmy niejednokrotnie, a często też dość boleśnie.

Wszystkie wyścigi mają podobną strukturę - musimy dość szybko wysunąć się na prowadzenie, a potem starać się nie wpaść w żadną przepaść. Plansze są tu bowiem nierzadko iście diaboliczne, zwłaszcza testowany przez nas wyścig w zimowych rejonach świata Crasha.

To jeden z trudniejszych etapów do pokonania. O wypadek tu nietrudno, trasa jest pełna zakrętów i nagłych zwrotów, a w dodatku od czasu do czasu musimy skakać nad przepaściami. Koszmar niedzielnego kierowcy.

Kwintesencja szalonej i wciągającej rozgrywki

Ogółem gra prezentuje się bardzo ładnie i kolorowo, jak na kreskówkowy świat przystało. Jedynym problemem, jaki zauważyliśmy, były bardzo długie ekrany ładowania. Jeśli gra musi coś poprawić do premiery, to właśnie skrócić czas potrzebny na rozpoczęcie zabawy na nowym torze.

Poza tym jednak gra się po prostu świetnie. Crash Team Racing Nitro-Fueled sprawdzi się w wielu wariantach: jako gra imprezowa lub produkcja, z którą możemy miło spędzić czas sami, a nawet z dzieckiem.

Crash Team Racing Nitro-Fueled debiutuje już 21 czerwca na konsolach PlayStation 4, Xbox One i Nintendo Switch.

Zobacz na YouTube

Zobacz także