Skip to main content

Ta gra wypełniła mi pustkę po Baldur's Gate 3. W Expeditions: Rome przeniosłem się do starożytnego Rzymu

Bez smoków i magii też jest fajnie.

Po epickiej przygodzie w Baldur’s Gate 3 przez dłuższy czas nie mogłem znaleźć gry RPG, która pozwoliłaby mi w podobny sposób zanurzyć się w świecie przedstawionym i historii. W końcu trafiłem na Expeditions: Rome, które choć oferuje bardziej realistyczną rozgrywkę bez smoków i magii, to przynajmniej częściowo zapełniło mi pustkę, którą czułem po ukończeniu produkcji Larian Studios.

Expeditions: Rome to trzecia część serii gier RPG, które rezygnują z elementów fantastycznych na rzecz osadzenia fabuły w inspirowanym historycznymi realiami settingu. Poprzednie odsłony pozwalały wcielić się w hiszpańskich konkwistadorów i wikingów, natomiast najnowsza część przenosi nas do starożytnego Rzymu. Tym razem seria zyskała pierwiastek strategiczny - oprócz dowodzenia drużyną bohaterów, otrzymaliśmy możliwość poprowadzenia całego rzymskiego legionu.

Wcielamy się w postać młodego, pochodzącego z majętnej rodziny rzymianina, który za sprawą politycznych utarczek stracił swojego ojca i został zmuszony do ucieczki na front. Wraz z naszym bohaterem zostajemy rzuceni w sam środek greckiej rebelii, której przywódcy wystąpili przeciw Rzymowi. U boku towarzyszy broni będziemy wpływać na przebieg wojny i deptać po piętach przeciwnikom rodu.

Tak jak w Baldur’s Gate 3, walkę toczymy w systemie turowym, ale musimy obejść się bez magicznych sztuczek i umiejętności

Ze względu na realia historyczne, niestety nie mamy możliwości wybrania pochodzenia naszej postaci, a tym bardziej jej rasy. Zagramy więc wyłącznie czystej krwi rzymianinem lub rzymianką, natomiast jak przystało na grę RPG - mamy pełną dowolność w wyborze klasy naszego bohatera. Te inspirowane są rolami, jakie pełnili żołnierze w rzymskich legionach. Mamy więc klasycznego wojownika z ciężką zbroją zwanego Princepsem lub Welitę, czyli łotrzyka walczącego dwoma ostrzami. Nie zabrakło także Sagittariusa (łucznika) i Triariusa, czyli klasy wspierającej z długim kijem lub włócznią.

Legatus i jego legion

Pewne wydarzenia sprawiają, że nasza kariera nabiera tempa i szybko otrzymujemy własne wojska pod komendę. Jako Legatus, czyli rzymski dowódca, musimy dbać nie tylko o własną drużynę pretorian, ale i o cały legion. W tym momencie gra otwiera przed nami swoje drugie oblicze - musimy prowadzić kampanię zbrojną, by podbijać nowe tereny i utrzymywać porządek w już opanowanych prowincjach. Wraz z armią wykonujemy proste misje dywersyjne, dbamy o zapasy i toczymy bitwy z siłami wroga.

Miejsce stacjonowania naszych sił zbrojnych to mobilny obóz rozbudowywany z czasem o kuźnię, warsztat, szpital polowy, a nawet saunę, w której pretorianie zwiększą swoją lojalność wobec dowódcy. Po powrocie z misji można odpocząć w obozowisku i uzupełnić zapasy. Odbierzemy także raport sytuacyjny od swoich doradców lub rozbudujemy fortyfikacje, by być lepiej przygotowanym na ataki wrogich armii.

W obozie uzupełnimy zapasy i stworzymy nowe wyposażenie

W poprzednim artykule o grze studia Larian pisałem, że utonąłem w morzu możliwości, które daje Baldur's Gate 3. Zafascynowała mnie dowolność kształtowania i odgrywania stworzonego przeze mnie bohatera, na który świat reaguje w naturalny sposób. Choć w Expedition’s Rome wybór jest ograniczony tylko do postaci Legatusa rzymskiego legionu, miałem podobne odczucia. Wysoka ranga w legionie nie była tylko pustą informacją, a spotykani przeze mnie NPC często odnosili się do mnie z szacunkiem lub niechęcią, jeśli sympatyzowali z wrogami Rzymu.

Podczas podróży co jakiś czas spotykały mnie wydarzenia losowe - na przykład poznałem grupę walecznych kobiet zmuszonych do radzenia sobie bez mężczyzn, którzy zginęli na wojnie. Wrażenia prowadzenia konfliktu zbrojnego nie są odczuwalne wyłącznie na mapie taktycznej. W jednej z wiosek żołnierz mojej armii pobierał nadmiarowe podatki i musiałem udzielić mu reprymendy - wpłynęło to negatywnie na morale, ale poprawiło dyscyplinę. Wielki legion stacjonujący w pobliżu zwiększał też siłę moich argumentów, jeśli chciałem zagrozić rozmówcy.

Mapa służy do przemieszczania się pomiędzy lokacjami

Legatus i jego pretorianie

Prowadząc własną drużynę bohaterów wspierałem działania wojenne poprzez pozyskiwanie kluczowych sojuszników, zbieranie informacji o siłach wroga lub eliminację sympatyków wrogich frakcji. W większości przypadków miałem dużą swobodę w sposobie postępowania - to ode mnie zależało, czy otrułem przeciwnika, zabiłem go z zimną krwią na oczach mieszkańców, czy pojmałem, jak na praworządnego obywatela cesarstwa przystało. Wszystkie czyny miały wpływ zarówno na morale towarzyszy - którzy aprobują różne style rozgrywki - jak i na zakończenie przygody.

Straż przyboczna naszego Legatusa to połączenie towarzyszy spotkanych podczas przygody - których charakteryzują osobiste historie i tajemnice - oraz pretorian rekrutowanych z szeregów naszej armii. Jedną z towarzyszek jest Julia Calida, która by służyć w legionie, ukrywała swoją płeć pod kapturem i męskim pancerzem. Jako łuczniczka atakuje wrogów z dystansu i preferuje skrytobójcze podejście do rozwiązywania misji, co doprowadzało do konfliktów z bardziej praworządnymi członkami drużyny.

W większości przypadków mogłem polegać na drużynie złożonej z głównych towarzyszy, jednak niektóre misje z racji rangi Legatusa musiałem delegować - wtedy mój bohater pozostawał w obozie, a zadaniem zajmowali się legioniści dowodzeni przez jednego z towarzyszy. Liczna drużyna przydała się także podczas ostatecznej bitwy o wyzwolenie jednego z regionów. Musiałem podzielić oddział na dwie drużyny, które równocześnie zaatakowały fort, wykonując na przemian zadania i wpływając na siebie nawzajem.

Musiałem zdecydować, kto zaatakuje frontalnie, a kto unieszkodliwi katapulty. Sukces jednego oddziału ułatwiał oblężenie drugiemu

Starożytny Rzym, wciągająca przygoda i... średni budżet

Niestety grając w Expeditions: Rome odniosłem wrażenie, że przez ograniczony budżet niektóre mechaniki nie zostały dopracowane. Widać to na przykład podczas prowadzenia bitew, w których przebieg starcia kontrolujemy przy pomocy specjalnych kart odpowiadających za zmianę taktyki. Po początkowej ekscytacji zauważyłem, że nie ważne, czego akurat użyję, wynik potyczki jest podobny. Szybko zacząłem więc klikać jakąkolwiek kartę, dbając wyłącznie o przewagę w ogólnej sile legionu nad oddziałami wroga.

Gra prezentuje przebieg bitwy bardzo umownie. Najważniejszy jest pasek siły armii widoczny u góry ekranu

Nie spodziewajcie się więc głębi taktycznego prowadzenia konfliktów zbrojnych znanego z serii Total War czy zarządzania rodem z Endless Space. To wciąż RPG, w którym nacisk został postawiony na przygody drużyny, a rozgrywająca się w tle wojna stanowi jedynie urozmaicenie gameplayu. Podobnie w przypadku niektórych opcji dostępnych w obozie legionu. Sauny, która poprawiała stosunek moich pretorian do dowódcy, użyłem tylko raz - żeby sprawdzić, jak działa.

Wszystkie te elementy sprawiają wrażenie dobrych pomysłów, na które zabrakło pieniędzy, by dowieźć je w satysfakcjonującej formie. Nie są złe same w sobie, ale jestem pewien, że gdyby nie było wspomnianej sauny, a bitwy rozstrzygałyby się automatycznie, nawet nie zauważyłbym braku tych mechanik podczas rozgrywki. Pomimo potknięć całość daje uczucie grania w grę wykonaną z pomysłem i własnym charakterem, co rekompensowało mi braki w budżecie.

Może to nie Wrota Baldura, ale Rzym też potrafi być urzekający

Podróż do starożytnego Rzymu w Expeditions: Rome, choć przez niższy budżet nie była aż tak fascynująca jak przygoda w Baldur’s Gate 3, stanowiła przyjemną odskocznię od smoków, teleportów i wszechobecnej magii. Trzecia część realistycznych RPG spod znaku Expeditions ma w sobie pewien magnetyzm, który porwał mnie i przeniósł do czasów Cesarstwa Rzymskiego pełnego politycznych intryg i chwały legendarnych legionów. Warto dać tej grze szansę, mimo kilku nie najlepiej przemyślanych mechanik.

Zobacz także