Tacoma - Recenzja
Przygody podglądacza.
Studio Fullbright wywołało kilka lat temu spore zamieszanie dzięki Gone Home. Odbiorcy spierali się, czy interaktywna przygoda sprowadzająca się do chodzenia po domu, słuchania fragmentów historii i oglądania przedmiotów w ogóle zasługuje na miano gry. Narracja była innowacyjna i zaskakiwała jakością. Tacoma - nowy projekt twórców - nie stanowi jednak wielkiego kroku naprzód.
To produkcja eksplorująca ciekawą problematykę - świat, w którym automatyzacja posunęła się tak daleko, że głównym zajęciem ludzi jest nadzorowanie pracy sztucznej inteligencji. Gracz pełni jednak rolę biernego widza, który poza obserwowaniem wydarzeń, jakie rozegrały w przeszłości na stacji kosmicznej, nie ma praktycznie nic do powiedzenia.
Problemem nie jest sama historia, bowiem odkrywanie skrawków życia ośmiu członków załogi i badanie przyczyn ewakuacji jest nawet ciekawe. Narracja także zasługuje na uwagę - wchodząc do kolejnych pomieszczeń znajdujemy szczątkowe nagrania spotkań i interakcji poszczególnych bohaterów, a gra pozwala nam dowolnie przewijać te rekonstrukcje, by patrzeć co w danej chwili robiły różne postaci.
Te skrawki poprzedzającej katastrofę codzienności dają wgląd w życie całej ósemki, pozwalają dowiedzieć się o romansach, planach i problemów każdego bohatera. Problem w tym, że jest ich potwornie mało. Całość fabuły Tacomy, włącznie z zajęciami pobocznymi - choćby rzucaniem do kosza czy przeczytaniem prywatnych notatek wszystkich postaci - to zaledwie dwie godziny.
Czas ten podzielony dalej na osiem osób daje nam zaledwie kilka chwil z pojedynczymi bohaterami, podczas których twórcy dość nieskutecznie próbują wytworzyć więź między odbiorcą a uczestnikami fabuły. W rezultacie o dwóch zakochanych inżynierkach dowiadujemy się jedynie, że są po ślubie i całkiem nieźle się dogadują, a pokładowego biologa i panią doktor poznajemy jedynie przez pryzmat ich lęków i problemów, zarysowanych w bardzo powierzchowny sposób.
Nie pomaga też wątek główny, zbudowany wokół dość ogranego w science-fiction motywu. Momentami trudno nie mieć wrażenia, że Fullbright stworzyło ambitny koncept, który następnie konsekwentnie pocięło, by stał się możliwy do zrealizowania dla małego studia.
Na żadnym etapie nie czujemy się zainwestowani w fabułę czy losy bohaterów, bo tak naprawdę nic od nas nie zależy - to wycieczka kolejką górską, gdzie wszystkie scenki i emocjonujące momenty zostały nagrane z wyprzedzeniem.
Patrząc na Tacomę trudno nie myśleć o innych interaktywnych historiach. Choć gra może pochwalić się ciekawym konceptem i dobrze dobranymi aktorami, to nie oferuje odbiorcy wiele więcej. W zestawieniu z Firewatch czy This Dragon Cancer, które zmuszały do refleksji i starały się modyfikować formułę przygody, następca Gone Home wydaje się zimny i pusty. Jak kosmos, w którym toczy się jego akcja.