Tak wiele na małym urządzeniu. PSP to król grywalności i zawartości
Niewielki ekran, ogromne gry.
FELIETON | PSP osiągnęło na rynku niebagatelny sukces, trafiając do ponad 80 milionów graczy na całym świecie. Niewielki handheld zyskał status kultowego sprzętu i na zawsze zapisał się w pamięci graczy. Co jednak stoi za sukcesem konsoli i w jaki sposób odróżniała się od niemałej konkurencji?
Gdy gracze mieli okazję po raz pierwszy wziąć do ręki sprzęt od Sony, wielu z pewnością przeżyło niemały szok. Tak było i w moim wypadku, bo nie dość, że urządzenie prezentowało się znakomicie z uwagi na czarny lakier i kompletny zestaw przycisków z gałką analogową na czele, to okazało się, że gry jakością zbliżone do tytułów znanych z dużych konsol są od teraz dostępne wewnątrz naszej kieszeni. Czym są jednak możliwości graficzne bez wciągających tytułów? W tym aspekcie sprawę potraktowano równie poważnie, co moc obliczeniową i design.
Nic nie było takie, jak wcześniej
PSP stało się domem dla blisko 2000 produkcji, jednak kilka z nich w szczególności zapracowało na sukces tego urządzenia. Mowa w głównej mierze o tytułach ekskluzywnych, które Sony we współpracy z wewnętrznymi studiami zdołało dostosować do osiągów niewielkiej konsoli. Gracze już na starcie mogli zagrać w Metal Gear Acid czy Ridge Racer, a kolejne perełki miały jeszcze nadejść.
Po latach bibliotekę gier na mobilnej konsoli od Sony można uznać za po prostu znakomitą. Dwie pełnoprawne odsłony przygód Kratosa z God of War, taktyczne Metal Gear Solid Peace Walker czy wyjątkowe spin-offy serii Grand Theft Auto w postaci Liberty City Stories oraz Vice City Stories to jedynie wierzchołek góry składającej się z genialnych produkcji. Dziś, gdy na wyciągnięcie ręki mamy dostęp do mocnych smartfonów i Nintendo Switch, może to nie robić dużego wrażenia, ale wówczas po raz pierwszy mobilne granie tak mocno zbliżyło się do swojej stacjonarnej wersji.
Sam jednak najbardziej utożsamiam PSP z wszelkiej maści slasherami. Wspomniany God of War czy bliźniaczo podobne Dante’s Inferno rozgrzewały mój egzemplarz do czerwoności. Ten jednak się nie poddawał i generował wspaniałe jak na swoje czasy doznania graficzne i dźwiękowe. Niewyobrażalnym szokiem było usłyszeć Kratosa przemawiającego polskim (bo należącym do Bogusława Lindy) głosem - i to nie na stacjonarnej konsoli! Sony potrafiło zadbać o polskiego gracza.
Chociaż kompromisy były konieczne, to nie przeszkodziły one deweloperom w wykreowaniu gigantycznych gier. Gdy fani krótkich rozgrywek w podróży zagrywali się na przykład w LocoRoco czy gry wyścigowe, to hardkorowi miłośnicy długich produkcji bez trudu spędzali setki godzin z Monster Hunter Freedom Unite. Mówi się, że pełne ukończenie tego tytułu zająć może i 500 godzin - a to wszystko zdołano pomieścić na nietypowym nośniku UMD.
Multimedialna rozgrywka w kieszeni - i to bez smartfona
Nośniki UMD posiadały pojemność niecałych dwóch gigabajtów i z ich pomocą Sony planowało wydawać nie tylko gry, ale otworzyć posiadaczom PSP wrota do całego świata pełnego multimediów. Swoją bibliotekę można było poszerzyć o filmy czy muzykę, a tryumfy święciły również komiksy wyglądające na ponad 4-calowym ekranie doprawdy znakomicie. Szkoda, że płytki były dość awaryjne. Uszkodzeniu ulegała często plastikowa obudowa wewnętrznej płytki, co skutecznie uniemożliwiało dalsze uruchamianie ulubionych gier, o czym przekonałem się nieraz.
Do dziś z bólem serca zerkam na nienadające się już do użytku egzemplarze Star Wars: Battlefront - Renegade Squadron oraz Midnight Club 3: DUB Edition. Mimo korzystania z odpowiednich pokrowców, płytki UMD nie wytrzymały próby czasu. W przeciwieństwie do premierowych wydań na przykład na PlayStation 2 i 3, gdzie gry wychodziły na standardowych płytach, wiele tytułów z PSP już nie działa. Wszystko przez nieprzemyślane i wrażliwe na uszkodzenia obudowy.
Z perspektywy czasu dość zabawnym wydaje się fakt, że producent podjął ogromny wysiłek, aby zapobiec piractwu na PSP - z zaprojektowaniem unikalnego nośnika na czele - a ostatecznie mało która konsola dawała się tak łatwo hakować, jak PSP. W apogeum pirackiego procederu domorośli hakerzy byli w stanie wgrać zmodyfikowane oprogramowanie bezpośrednio z poziomu karty pamięci, bez podłączania sprzętu do komputera, co w zasadzie mógł zrobić niemal każdy.
Paradoksalnie, rozwój sceny pirackiej mógł wpłynąć pozytywnie na sprzedaż samej konsoli. Warto zaznaczyć, że piracenie gier na potęgę nie było domeną tylko konsumentów z mniej zamożnych krajów. Taki proceder kwitł na całym świecie, co niestety odbiło się na zyskach deweloperów. Mimo to biblioteka gier i tak urosła do sporych rozmiarów. Chociaż dziś ciężko jest mi wracać do niektórych tytułów, to pewne pozycje cieszą tak samo. Rytmiczne Patapon czy urocze LocoRoco przetrwały próbę czasu znakomicie. Do pełni szczęścia brakuje mi w kolekcji tylko Gitarooman Lives!, ale i na to przyjdzie czas.
Ostatecznie gracze otrzymali przemyślany produkt, który poza pewnymi wpadkami (jak nieszczęsne płytki UMD) trzymał poziom jeszcze wiele lat po premierze. Duża w tym zasługa wydawców i polityki Sony, ponieważ na rynek regularnie trafiały przyzwoite, a niekiedy i świetne produkcje. To interesujące, że sytuacja tak bardzo różniła się w przypadku PS Vita - dobrego sprzętu, który z jakiegoś powodu nigdy nie otrzymał od twórców tak samo dużego wsparcia.