Skip to main content

Te gry skończyły się zbyt szybko. Przy napisach końcowych czułem niedosyt

Rozgrywka mogła być o wiele dłuższa.

FELIETON | Im jestem starszy, tym bardziej męczą mnie wielkie otwarte światy. Już nawet nie chodzi o brak czasu na kilkadziesiąt godzin rozgrywki, ale wkradającą się monotonię, powtarzalność zadań czy grind. Coraz częściej zwracam uwagę na liniowe produkcje stawiając jakość i konkrety na pierwszym planie. W pamięci mam jednak krótkie fabularne opowieści, których napisy końcowe pojawiły się zdecydowanie zbyt szybko.

Intensywność rozgrywki, specyficzny klimat i wiele pozytywnych rozwiązań zostawiły mnie z wielkim niedosytem. Chciałem zostać w tych światach na dłużej, ale twórcy zdecydowali się nagle powiedzieć „dość”. Być może dlatego, aby do rozrywki nie wkradła się nuda i powtarzalność, a ich tytuł trzymał w napięciu od początku, aż do samego końca.

The Order 1886 to był krótki, ale porywający seans

Przedpremierowe materiały obrazowały The Order 1886 jako filmową, pełną mglistego klimatu prezentację graficznych możliwości PlayStation 4. Nie zawiodłem się, bo studio Ready At Dawn dostarczyło udaną przygodę, zachwycając mroczną atmosferą wiktoriańskiego Londynu. Płynna akcja, starcia z bestiami i satysfakcjonujące strzelanie sprawiły, że tak długo oczekiwaną grę ukończyłem w dwa wieczory.

Nawet nie wiem, kiedy minęło te siedem godzin, a ja miałem spory niedosyt przy napisach końcowych. Oczarowany klimatem, filmowością i dość oryginalnym arsenałem chciałem dalej wraz z oddziałem zakonu rycerzy tropić krwiożercze bestie, podziwiając pięknie wykonane lokacje. Nie dość, że widowiskowa opowieść kończy się zbyt szybko, to w dodatku mało satysfakcjonująca końcówka odstaje od pozostałej części gry. Pisząc te słowa, po latach mam ochotę na ponowny seans, jak podczas kolejnego wieczoru spędzonego z ulubionym filmem akcji.

Filmowy spektakl, graficzny pokaz możliwości PlayStation 4 i pełna klimatu przygoda w The Order 1886 kończy się zdecydowanie zbyt szybko

Przygody w Little Nightmares 2 i Concrete Genie skończyły się za szybko

Rozpoczynając przygodę z Little Nightmares od drugiej części, nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Okazało się, że Tarsier Studios miało ciekawy pomysł na platformowe zmagania w ponurej i niepokojącej atmosferze. Mali bohaterowie Mono i Six nie tylko muszą współpracować w wędrówce po zakątkach tajemniczego miasteczka, ale też wykazywać się nie lada pomysłowością i zręcznością.

W grze jest wiele zapadających w pamięci fragmentów, takich jak ucieczka przed agresywnym kłusownikiem w lesie, skradanie obok wydającej okropne odgłosy, przerażającej nauczycielki z długą szyją czy sekwencja z ożywającymi manekinami. Po sześciu godzinach ucieczki tak bardzo się wkręciłem w ten mroczny klimat, że od konsoli odchodziłem z dużym niedosytem.

Ponura i niepokojąca atmosfera w Little Nightmares 2 wciągnęła mnie na tyle, że chciałem pozostać w tym mrocznym świecie na dłużej

Z kolei w Concrete Genie miałem wiele frajdy z przemiany opuszczonego miasteczka w tętniące kolorami ulice. Tam zdolny chłopczyk Ash, malował magicznym pędzlem przez wychylanie kontrolera, co było bardzo oryginalne i nietypowe. Pojawiająca się po deszczu tęcza, łąka pełna kwiatów, świecący księżyc czy szczyty gór ożywiały brudne i przygnębiające mury.

Namalowane ruchome motywy wyglądały bajkowo i tylko szkoda, że tak kreatywna i pobudzająca wyobraźnię przygoda trwała zaledwie pięć godzin. Teraz jest to jedna z pierwszych pozycji na liście dla mojego dorastającego syna.

Pobudzająca wyobraźnię przygoda z głębszym przesłaniem w Concrete Genie to zaledwie pięć godzin zabawy

Krótka kampania w Cyberpunk 2077 kontrastuje z wielkim otwartym światem

Chociaż początkowo od Cyberpunka 2077 dość mocno się odbiłem, ze względu na marną optymalizację gry pod Xboxa One, to przesiadka na Xbox Series S pozwoliła w pełni cieszyć się grą. Szybko wkręciłem się w cyberpunkowy klimat, ale mijające godziny uświadomiły mnie, że kampania fabularna i podziwianie coraz to nowych dzielnic metropolii to naprawdę kawał wciągającej opowieści.

Niestety wątek główny i kilkanaście misji pobocznych to było zdecydowanie zbyt mało. Mając w ekwipunku dopakowany arsenał, wiele umiejętności, a w garażu atrakcyjne fury, chciałem pozostać z tymi postaciami na dłużej. Na początku nawet cieszyłem się, że fabuła nie dłużyła się (ponad 25 godzin) i była wolna od monotonii, ale entuzjazm ten nie trwał długo. Swobodne poznawanie kolejnych zakamarków Night City, zajmując się tylko nienatchnionymi aktywnościami w stylu eliminacji gangu, to niestety nie było już to samo.

Pomimo wszystkich problemów Cyberpunka 2077 na premierę, fabularna opowieść wypada udanie i naprawdę przykro rozstawać się z tym miastem

Trudno wycelować w idealny czas rozgrywki tak, aby wszyscy gracze byli zadowoleni. Otwarte światy to synonim kilkudziesięciu godzin zabawy i powtarzalność, a liniowe produkcje bardziej stawiają na intensywność doznań, napięcie i fabularne tło. Jednak mijające godziny i tak schodzą na drugi plan, bo priorytetem zawsze pozostanie dobra zabawa.

Zobacz także