Tego już się chyba nie da przebić. Doom „wyświetlony” na... bakteriach
W 0,00003 FPS.
Uruchamianie Doom na wszystkim, co możliwe, stało się dyscypliną samą w sobie, lecz wydaje się, że mamy ostatecznego zwycięzcę. Studentka z USA „wyświetliła” bowiem produkcję na... bakteriach E. coli.
Lauren Ramlan - o niej mowa - opisała w publikacji, jak za pomocą DNA z E. coli kodować można cyfrowe układy, a same bakterie „świecą”, służąc za bardzo prymitywny wyświetlacz.
Wszystko to oczywiście w ogromnym uproszczeniu. Świadomie piszemy o „wyświetleniu”, a nie „uruchomieniu” gry, ponieważ ta nadal działa na standardowym komputerze, ale kolejne klatki są redukowane do rozmiaru 32 × 48 w czerni i bieli, a następnie wyświetlane właśnie przez bakterie.
Ramlan za pomocą chemicznego represora kodu genetycznego sprawia następnie, by odpowiednie komórki wyrażały świecącą proteinę - lub też nie. To pozwala odtworzyć, co powinno dziać się na ekranie, choć nadal trzeba nieco wyobraźni, by skojarzyć całość z Doomem.
„Rozgrywka” nie jest też do końca komfortowa. Studentka kalkuluje, że powrót bakterii do stanu wyjściowego (a więc bez świecenia) zająłby około 8 godzin i 20 minut, co przekłada się na jakieś 0,00003 klatki na sekundę. Samo „naświetlenie” siatki w 32 × 48 to 70 minut.
Wszystko to sprawia, że bakterie trudno będzie jednak dopisać do listy „urządzeń”, na których udało się uruchomić Doom, obok drukarek, kasy z McDonalds, Notatnika z Windows czy... samego Dooma. Eksperyment jest jednak z pewnością imponujący i możemy potwierdzić, że osobiście zajmowaliśmy się innymi sprawami na pierwszym roku studiów.