Ten pocałunek z drugiego odcinka „The Last of Us” był naprawdę dziwny
Komentarz showrunnera średnio mnie przekonuje.
BLOG | Drugi odcinek „The Last of Us” był równie świetny, co pierwszy. Producenci ponownie podążają drogą wytyczoną przez gry, wprowadzając ciekawe urozmaicenia. Jako fan gier, wiedziałem, co stanie się na końcu, ale tego się nie spodziewałem. Wiecie, o którą scenę mi chodzi.
UWAGA NA SPOILERY: Jak wskazuje tytuł strony, zamieszczamy tutaj informacje o fabularnych szczegółach serialu. Jeśli nie chcesz ich poznać, opuść stronę lub wróć tu w przyszłości. Możesz też przejść do działu filmy i seriale lub na stronę główną serwisu.
Przypomnijmy końcowe wydarzenia z 2. odcinka: tak jak w grze, w serialu Tess ginie niemal na samym początku przygody. Producenci zdecydowali jednak, że ostateczna walka partnerki Joela nie odbędzie się z żołnierzami, tylko hordą zarażonych.
„Zombie” wbiegają do budynku, a jeden z zainfekowanych zauważa Tess. Podchodzi do niej powoli i... zaczyna ją całować, wprowadzając do jej organizmu wici grzyba maczużnika, by zarazić kobietę (choć teoretycznie jest już zarażona ugryzieniem klikacza parę scen wcześniej!). Tess udaje się jednak upuścić zapalniczkę na podłogę pełną rozlanej benzyny i rozrzuconych granatów, co wywołuje wielki wybuch.
Dziwaczność tej sytuacji wynika z faktu, że zarażony zachowywał się dość ludzko, a jego działanie miało nawet w sobie pewną erotyczną nutkę, co nie współgra z odrażającym wizerunkiem zagrzybiałego potwora. Na domiar złego, Tess nie próbowała się bronić, najwyraźniej będąc sparaliżowaną ze strachu.
Nie pomaga też fakt, że wici wychodzące z ust zarażonych to naprawdę jedna z najbardziej odrażających i ohydnych rzeczy, jakie w życiu widziałem. Zdarza mi się grać w horrory, więc znoszę przeróżne potwory i flaki na ekranie, jednak te wici sprawiają, że mój żołądek dosłownie skręca się w supeł. To oczywiście nic złego w takim serialu, jednak wywołuje u mnie jeszcze większy dysonans w tej scenie. Może mam jakąś fobię, o której nie wiem?
Wracając jednak do sceny, wiem jak można było ją naprawić i „oderotyzować”. Zainfekowany nie powinien powoli przechylać głowy na bok i zamykać oczu, co jest raczej gestem kochanków. Wystarczyło szeroko otworzyć mu oczy i pozostawić głowę prosto, co sprawiłoby, że pocałunek byłby prawdziwie potworny, pozbawiony uczuć, zwierzęcy.
Nie tylko ja mam mieszane odczucia co do pocałunku. Na Twitterze znajdziemy wiele komentarzy niezadowolonych widzów. Niektórzy określają go „niepotrzebnym”, inni mówią o „zabiciu dramatyzmu sytuacji”. Co ciekawe, na Variety pojawił się wywiad z producentami, zahaczający właśnie o ten temat, więc możemy się dowiedzieć, jakie były intencje sceny.
- Zadawaliśmy sobie filozoficzne pytania: „Dlaczego zainfekowani ludzie są agresywni? Jeśli chodzi o rozprzestrzenianie grzyba, dlaczego muszą być agresywni?”. Stwierdziliśmy, że nie muszą. Są brutalni, bo stawiamy opór, ale co jeśli tego nie robimy? Jak to wygląda, jeśli po prostu stoisz nieruchomo i pozwalasz im to zrobić z tobą? - powiedział Craig Mazin, scenarzysta.
Jasna sprawa, panie Mazin, tylko to nie tłumaczy dziwnie erotycznego podtekstu tej sceny. Trudno nie odnieść wrażenia, że scena została nakręcona po to, by wstrząsnąć widzami na koniec odcinka. Znamy takie taktyki: wrzucanie do serialu czegoś, co nie pasuje do świata przedstawionego, ale wywoła gorącą dyskusję w sieci. Cóż, całe szczęście, że cała reszta serialu była do tej pory fenomenalna. Jako fan The Last of Us nie mogłem sobie wyobrazić lepszej adaptacji - choć pocałunek w takiej formie mogli sobie darować.