Tęsknię za kanapowymi co-opami. Multiplayer nie zastąpi wspólnego grania
Jakoś tak raźniej było.
BLOG | Chociaż graczem singlowym byłem, odkąd pamiętam, to zawsze miałem słabość do kanapowych co-opów. Granie z kimś bliskim, kto siedzi tuż obok, zawsze dawało mi dużo radości - gra była tu tylko dodatkiem, bo liczył się człowiek oraz wspólnie spędzany czas. Niestety, dziś takie produkcje to rzadkość i chyba nie zanosi się na zmianę trendu.
Złote czasy „LAN party” zupełnie mnie ominęły. O imprezach organizowanych przez graczy w garażach, piwnicach i biurach czytałem tylko w książkach i artykułach, które rzewnie wspominają te mityczne wydarzenia. Dla mnie wspólne granie zaczęło się od Pegasusa i takich tytułów jak Battle City (zwanym u nas „Czołgami”), Goal, a także paru bijatyk i ścigałek, których nazw już nie pomnę. Własnej konsolki nie miałem, więc musiałem liczyć na kolegów. No i były jeszcze zawody w „Małysza”, czyli kultowe Deluxe Ski Jump 2, przy którym zagrywaliśmy się na lekcjach informatyki.
Ale najlepiej wspominam czasy siódmej i ósmej generacji konsol, a więc ery Xboksów 360 i One oraz Playstation 3 i 4. Wraz z nimi pojawiła się masa tytułów, które stawiały na wspólnie przeżywaną historię i współpracę, a nie rywalizację. Wśród nich choćby Portal 2, Rayman Origins i Rayman Legends, Kane & Lynch: Dead Men, cztery co-opowe odsłony Resident Evil czy wiele gier sygnowanych marką duńskich klocków, w tym LEGO Harry Potter, Batman i Star Wars. Bardzo ciepło wspominam też poboczną odsłonę przygód brytyjskiej poszukiwaczki przygód, Lara Croft and the Guardian of Light, oraz jej kontynuację, the Temple of Osiris.
Wśród najlepszych produkcji stworzonych z myślą o lokalnej kooperacji nie można pominąć Unravel Two, A Way Out i It Takes Two - co ciekawe, ich wydawcą było Electronic Arts, kojarzone z owianych złą reputacją gier-usług. Tryb kanapowy zawsze był ważny dla twórców z Larian Studios - posiadały go obie części Divinity, a nawet wydany już w 2023 roku Baldur's Gate 3. Była też oczywiście baśniowa seria Trine, Diablo czy strzelanki z serii Gears of War i Halo - niestety, żadna z tych marek nigdy nie skradła mojego serca.
Sytuacja pod koniec 2024 roku wygląda już zgoła inaczej. Portal i Lara Croft nie doczekli się kontynuacji, serie Rayman i Kane & Lynch zostały pogrzebane, Resident Evil odszedł od kooperacyjnego doświadczenia, a od 2019 roku otrzymaliśmy jedynie dwie gry z serii LEGO - jedna była remake’iem Gwiezdnych Wojen, zaś druga - bardzo leniwym i zupełnie niepotrzebnym remasterem Harry’ego Pottera. Do tego ostatnia część Gearsów wyszła przed pięcioma laty, a Halo 5 zrezygnowało z trybu split-screen.
Powodów obecnej sytuacji jest z pewnością wiele. Kluczowa była rosnąca dostępność szerokopasmowego Internetu, ale nie bez znaczenia były też względy finansowe producentów - w końcu bardziej opłaca się stworzyć grę online, której egzemplarz nabyć musi każdy uczestnik zabawy, niż taką, na którą może złożyć się paczka znajomych. Na drodze mogła też „kanapowcom” stanąć pandemia koronawirusa, w trakcie której nie mogliśmy swobodnie przemieszczać się i odwiedzać znajomych. Nie bez powodu to właśnie wtedy „boom” przeżywały najróżniejsze gry sieciowe.
Zmiana może też mieć charakter generacyjny. Wyniki badania opublikowane w raporcie 2023 Digital media trends wskazują, że coraz więcej osób z pokolenia Z i pokolenia Y (tzw. Milenialsów) uważa życie prowadzone w Internecie nie tyle za uzupełnienie, ale poważną alternatywę dla interakcji osobistych. Prawie połowa spośród 2020 respondentów przyznała ponadto, że spędza więcej czasu na kontaktach z innymi za pośrednictwem portali społecznościowych niż twarzą w twarz.
Sam będąc introwertykiem i domatorem, nie jestem tym faktem specjalnie wstrząśnięty. Pracuję z domu, unikam tłocznych miejsc i otaczam się bardzo wąską grupą bliskich. Ale lubię ludzi i cenię sobie spędzany z nimi czas, a takie gry były zawsze dobrym pomysłem na spotkanie ze znajomym lub popołudnie z drugą połówką. Dzisiaj, gdy tego typu produkcji jest coraz mniej, coraz częściej sięgam po planszówki - znalazłem nawet małą, lokalną grupkę pasjonatów, z którą raz na jakiś czas spotykamy się przy planszy. W głębi serca wciąż jednak wierzę, że kanapowe gry wrócą kiedyś do łask.