The Book of Unwritten Tales 2 - Recenzja
Przygodówka w pięknej oprawie.
The Book of Unwritten Tales 2 powraca z kolejną przygodą, oferując więcej tego samego: śliczną grafikę, klasyczną rozgrywkę i masę humoru, który jednak nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Z poprzedniej odsłony powraca cała plejada bohaterów - elfia księżniczka Ivo, sympatyczny gnom Wilbur, pechowy pirat Nate oraz jego kompan - Zwierzak. Choć nowa odsłona jest bezpośrednią kontynuacją, to znajomość pierwowzoru nie jest wymagana. Niemniej, na pewno pozwoli cieszyć się licznymi nawiązaniami.
Produkcja niemieckiego studia King Art reprezentuje niszowy w dzisiejszych czasach gatunek przygodówek point'n'click. Rozmawiamy zatem z postaciami, zbieramy przedmioty i badamy lokacje, a wszystko to za pomocą wskazań myszy.
Fabuła rozpoczyna się od przysłowiowego trzęsienia ziemi, gdy jako Nate spadamy ku nieuchronnej śmierci. Rozgrywka w powietrzu to na pewno ciekawy pomysł na rozruszanie standardowego konceptu przeszukiwania lokacji w poszukiwaniu ciekawych przedmiotów, ale dalej napięcie niestety nie rośnie.
W pierwszej odsłonie niemal od razu wiedzieliśmy, na czym polega szersza intryga i kto jest naszym głównym wrogiem. Tymczasem w „dwójce” pierwsze kilka godzin rozgrywki spędzamy na spokojnym klikaniu i wykonywaniu powierzonych nam zadań, podczas gdy deweloperzy starają się zarysować fabułę za pomocą retrospekcji. Elfka jest w ciąży, Wilbur odbudowuje szkołę magii, Nate znalazł lampę z dżinem... ale o co w ogóle chodzi? W tle co prawda pojawia się wzmianka o jakiejś pladze, ale budowanie opowieści jest zdecydowanie zbyt wolne.
Co jednak ważniejsze, spokojne klikanie jest wyjątkowo satysfakcjonujące. Ważną rolę odgrywa tu fantastyczna oprawa graficzna. Już w poprzedniej odsłonie była pierwszej klasy, ale teraz twórcy podnieśli poprzeczkę jeszcze wyżej.
Lokacje są pełne kolorów i szczegółów, ujęcia kamer ciekawe i pomysłowe, podobnie jak postacie i ich animacje. Do tego drobne smaczki, jak zmieniające się oświetlenie w zależności od koloru płomienia, odbicia w lustrze, fajkowy dym czy nawet nawiązania do czasów 8 bitów. Grafika jest teraz także bardziej rysunkowa, co idealnie pasuje do klimatu humorystycznej opowieści fantasy. Ręcznie rysowane elementy połączono ze wspaniałymi modelami trójwymiarowymi, a niemal każde odwiedzane miejsce zachwyca dbałością wykonania. To trzeba zobaczyć na własne oczy.
Pomimo imponującego wykonania, całość jest raczej statyczna, więc wymagania sprzętowe nie są szczególnie wygórowane. Drobnym - lecz irytującym - problemem jest brak możliwości przerwania animacji w czasie ich trwania. Często musimy oglądać bohatera wykonującego te same czynności, gdy staramy się znaleźć rozwiązanie którejś z zagadek.
Minusem jest także nierówny poziom gry aktorskiej. Drobne problemy techniczne obejmują też słabą synchronizację ruchu warg, przypadki napisów ze złym tekstem czy kłopoty z wyszukiwaniem ścieżek. Te usterki są jednak na tyle rzadkie, że nie przeszkadzają w zabawie.
The Book of Unwritten Tales 2 to także potężna dawka humoru, wypełniająca niemal każdy dialog czy scenę. Już w trzeciej odwiedzanej lokacji na wieszaku wisi miecz z Minecrafta, a bohaterka mówi o smoczych okrzykach rodem ze Skyrima, by kilka sekund później rozwijać umiejętność wędkowania, nawiązując do World of Warcraft. Niedługo potem spotykamy bohatera do złudzenia przypominającego Boba Fetta z „Gwiezdnych wojen” i słyszymy monolog, który rozpoznają fani Sheldona z „Teorii wielkiego podrywu”.
Najbardziej interesujące są sekcje z gnomem Wilburem, gdzie na pierwszy plan wybija się humor rodem w powieści Terry'ego Pratchetta. Miłośnicy popkultury na każdym kroku znajdą kolejne smaczki, a ich celne rozpoznanie na pewno jest powodem do satysfakcji, niemal na równi z rozwiązaniem zagadki logicznej. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że żartów tego typu jest w grze po prostu zbyt dużo, a kolejne dowcipy i docinki dodawane są niekiedy „na siłę”.
Najważniejszym elementem gry przygodowej nie jest jednak oprawa czy humor, lecz rozwiązywane zagadki. W przypadku The Book of Unwritten Tales 2 postawiono na rozsądny poziom trudności. Nie brakuje mało logicznych i zadziwiających rozwiązań, ale jest to przecież zgodne z duchem gry.
Poziom trudności rośnie, gdy twórcy umożliwiają przełączanie się pomiędzy kilkoma bohaterami, wprowadzając kilkupoziomowe wyzwania. Mimo wszystko, konieczność „łączenia wszystkiego na wszystkim” w celu znalezienia rozwiązania ograniczono do minimum, a rozgrywkę znacznie wspomaga możliwość podświetlenia interesujących przedmiotów na ekranie.
Niewiele zespołów specjalizuje się w dzisiejszych czasach w klasycznych grach przygodowych. Studia, które pozostały przy tym gatunku, oferują sprawdzoną jakość, bazującą na doświadczeniu. Podobnie jest w przypadku King Art i The Book of Unwritten Tales 2. Drobne problemy techniczne i nienajlepszy początek opowieści nie zmieniają faktu, że mamy do czynienia z wartą polecenia, solidną - i przepiękną - przygodówką.