Skip to main content

The Elder Scrolls Online - wrażenia z wersji beta

Swoboda, przygoda i piękne krajobrazy.

W ciągu ostatnich dni - w trakcie zamkniętych testów - poznałem zaledwie cząstkę tego, co zaoferuje pełna wersja The Elder Scrolls Online. Jedno jest pewne: twórcy są na dobrej drodze do stworzenia angażującego i rozbudowanego MMO.

Zacząłem od Mrocznego Elfa i wybrałem klasę czarnoksiężnika - jedną z czterech dostępnych w grze. Szybko orientujemy się, że studio Zenimax pozwoliło na dużą wolność, jeśli chodzi o rozwój postaci.

Po krótkim fabularnym wstępie postawiono mnie przed wyborem oręża. Nie narzucono korzystania z różdżki czy drewnianej laski maga, wybrałem więc miecz i tarczę. Nieco później zdobyłem dodatkowy miecz i do końca przygody z betą byłem bojowym magiem dzierżącym dwa ostrza, wyposażonym w ciężką zbroję. Na dodatek efektywnie korzystającym z czarów zniszczenia. Jakby tego było mało, wyspecjalizowałem się także w przywoływaniu demonicznych pomocników.

Brak ograniczeń związanych z bronią i pancerzem to jedna z charakterystycznych cech serii The Elder Scrolls - bardzo dobrze, że trafiła też do odsłony sieciowej. Dzięki temu naprawdę możemy grać tak, jak chcemy. Musimy jednak liczyć się z rezygnacją z pewnych bonusów oferowanych przez przedmioty typowe dla danej klasy.

Poniżej fragmenty rozgrywki z wersji beta z naszym komentarzem:

Zobacz na YouTube

Interesująco prezentuje się system rozwoju bohatera. Osiągając kolejne poziomy doświadczenia zdobywamy punkty, które możemy zainwestować w różnorodne umiejętności. Każda profesja ma dostęp do trzech niepowtarzalnych specjalizacji klasowych. Poza tym, wybieramy też talenty związane z różnymi rodzajami broni i zbroi. W pewnym momencie możemy także zdobyć kolejne czary i zdolności zależne od przynależności do różnych gildii - Magów czy Wojowników.

Co ważne, nie musimy ograniczać się do jednej linii talentów, byłoby to nawet niewskazane. Jako czarodziej możemy więc zainwestować jeden punkt w czar rażący wroga elektrycznością, a kolejny w szybki atak dwoma sztyletami wywołujący efekt krwawienia. Umiejętności z różnych kategorii możemy więc dowolnie i wedle własnego uznania komponować z innymi. To bardzo pozytywny aspekt, zachęca do eksperymentowania.

System walki jest zrozumiały i przejrzysty, przypomina nieco ten z serii The Elder Scrolls. Lewy przycisk myszy to podstawowy atak wyposażoną bronią, prawy przycisk to blok. Poza tym, korzystamy tylko z sześciu umiejętności związanych z wybranymi specjalizacjami. Oczywiście, między potyczkami możemy wymieniać ataki specjalne - o ile odblokowaliśmy ich odpowiednio dużo - próbować różnych kombinacji, aż znajdziemy idealny zestaw.

Potyczki bywają często dynamiczne. Nawet podstawowi przeciwnicy używają ciosów, których musimy unikać lub ataków, które należy zablokować w odpowiednim momencie. W trakcie walki pozostajemy więc w ruchu, rzadko jest statyczna. Dopracowane animacje towarzyszące uderzeniom i rzucaniu czarów sprawiają, że starcia są odpowiednio efektowne.

„System walki jest zrozumiały i przejrzysty, przypomina nieco ten z serii The Elder Scrolls.”

Choć to Nightblade specjalizuje się w skradaniu, tradycyjnie dla The Elder Scrolls każda klasa może zachodzić przeciwników po cichu od tyłu

Miło zaskakuje element skradankowy. Choć specjalistą w tej dziedzinie jest klasa Nightblade, to każdy bez wyjątku może się w miarę skutecznie poruszać po cichu, pozostając niezauważonym - podobnie jak w „singlowych” odsłonach cyklu. W grze obecne są też ataki z ukrycia, zadające ponad dwukrotnie większe obrażenia niż zwykłe ciosy.

Najwięcej przyjemności w trakcie testów sprawiała eksploracja. Z racji tego, że grałem Dunmerem, na początku przygody trafiłem na wysepkę należącą do Skyrim. Krainę tę rozpoznałem od razu przyglądając się architekturze Nordów i ośnieżonym wierzchołkom gór. Następnie trafiłem do Morrowind, gdzie uwagę przykuły momentalnie charakterystyczne krajobrazy z wielkimi grzybami i owadami, które zapamiętałem z podróży w trzeciej odsłonie The Elder Scrolls.

Zwiedzanie jest interesującym doświadczeniem, ale nie tylko ze względu na nostalgiczne wspomnienia. Projektantom udało się nadać każdej lokacji własny klimat, wiele razy przystawałem tylko po to, by na chwilę wyłączyć cały interfejs i obejrzeć dokładnie jakieś miasto, ruiny czy wzgórza.

Podczas podróżowania często trafiamy na postacie przydzielające nam dodatkowe zadania, co zachęca do eksploracji. Misje otrzymujemy także - tradycyjnie dla MMO - w głównych, ważniejszych lokacjach w danej krainie. Szczęśliwie, twórcom udało się osiągnąć dobry poziom zróżnicowania.

„Misje i towarzysząca im otoczka zawsze zdają się pasować do charakteru serii.”

„Questy” w dużej mierze składają się z takich, które mogłyby znaleźć się w grze dla jednego użytkownika. Przyszło mi badać starożytne ruiny, odnajdywać magiczne księgi, zakradać się do obozu wroga, brać udział w obronie miasta, rozmawiać z duchem potężnego maga, rozwiązywać proste łamigłówki, a nawet kraść butelki rzadkiego alkoholu.

Misje i towarzysząca im otoczka zawsze zdają się pasować do charakteru serii. Choć nie zabrakło niestety typowych dla gatunku poleceń w stylu „Idź i przynieś mi dziesięć serc demonów”, to są one w mniejszości. W The Elder Scrolls Online można śmiało grać tak, jakby miało się do czynienia z tradycyjną odsłoną cyklu Bethesdy.

Oczywiście, zwolennicy interakcji z innymi graczami znajdą w MMO od Zenimax wiele ciekawych zajęć. Nie mieliśmy jeszcze okazji przetestować trybu PvP, ale odwiedziłem tak zwane „public dungeons”. Są to fabularyzowane instancje, krótkie scenariusze, które wykonujemy wspólnie z innymi użytkownikami. Co ciekawe, nie mamy tu do czynienia z limitem uczestników wyprawy. Tego typu przygody wydają się jeszcze nie do końca dopracowanymi. Przeciwnicy mogliby odradzać się nieco rzadziej; problemy pojawiają się również, gdy na pewnym etapie musimy dokonywać różnych wyborów i nie zdążymy ustalić wspólnej decyzji.

Krajobrazy w Morrowind przyciągają wzrok

Projektanci przygotowali także bardziej tradycyjne grupowe aktywności - czteroosobowe instancje. Wymagają one zgranego zespołu, odpowiedniego podziału na role, również towarzyszy im pewien fabularny wątek. Pokonanie bossa często gwarantuje dostęp do cennych nagród. Z innymi graczami możemy też bez przeszkód wykonać dowolne zadanie, pomagać w walce czy wymieniać się przedmiotami.

Pierwszy kontakt z The Elder Scrolls Online to przyjemne doświadczenie. Wszystkie elementy charakterystyczne dla sieciowych RPG są tu obecne i zrealizowane porządnie. Niektóre nawet lepiej niż w konkurencyjnych produkcjach - jak choćby system rozwoju postaci i wyboru umiejętności. Okazuje się więc, że jeżeli tylko chcemy, możemy to MMO swobodnie traktować jak tytuł dla jednego gracza - sprawdza się to w praktyce naprawdę dobrze.

Jest oczywiste, że na tym etapie trudno ocenić, czy finalna wersja będzie odpowiednio bogata, by rekompensować nie tylko konieczność zakupu gry, ale i opłacenie miesięcznego abonamentu. Na takie wnioski jeszcze przyjdzie czas - z pewnością zwrócimy na to uwagę w recenzji.

Zobacz także