The Evil Within 2, czyli druga szansa na doskonały survival horror
Nauka na błędach.
The Evil Within wzbudziło mieszane uczucia. Są gracze, których dzieło Mikamiego zachwyciło, ale jest też sporo takich, których odrzuciło i kojarzą je głównie z frustracją. To tytuł, w którym przebłyski fantastycznego survival horroru łączą się z nietrafionymi pomysłami twórców, często przesłaniającymi udane i intrygujące aspekty.
Zapowiedziany niedawno sequel może sprawić, że marka będzie mogła stanąć w jednym szeregu z Resident Evil czy Silent Hill. Deweloperzy muszą jednak zaadresować najczęściej pojawiające się zarzuty wycelowane w oryginał, a jednocześnie nie zmienić formuły zbyt drastycznie, by nie zniechęcić odbiorców, którym - mimo wad - gra przypadła do gustu. To trudne zadanie.
Pierwsza część często zmuszała gracza do pozostawania niewykrytym. Skradanie się bywało przyjemne, ale potrafiło też zniechęcić i zdenerwować. Choćby dlatego, że nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy wróg - którego akurat nie obserwowaliśmy - zaczynał nas dostrzegać. Co więcej, bohater nigdy nie stawał się lepszy w przemykaniu w cieniach. System rozwoju postaci zupełnie ignorował ten aspekt zabawy.
Twórcy oferowali etapy zaprojektowane z myślą o skradaniu, a także misje, w których częściej trzeba było sięgnąć po broń. Sequel powinien zaoferować nieco więcej swobody w wyborze stylu rozgrywki. Można oczywiście sugerować graczowi, że powinien w danym momencie wyciągnąć strzelbę i rozprawić się z grupą wrogów, ale dlaczego nie pozostawić też ścieżki, która pozwoli pozostać w ukryciu?
System strzelania w The Evil Within jest całkiem udany, nawet pomimo faktu, że podstawowy wróg umiera dopiero po trzech strzałach w głowę. W najlepszych fragmentach z bronią palną można poczuć napięcie i stres godny doskonałego survival horroru. Duży wpływ na taki stan rzeczy ma konieczność zarządzania zapasem amunicji.
Denerwujące okazały się jednak niektóre walki z bossami, ponieważ często w żaden sposób nie naprowadzają na to, co powinniśmy robić. Dochodzi do sytuacji, gdy marnujemy cenne naboje, gdy w praktyce należy wykonać konkretną czynność, by zakończyć starcie.
Nie chodzi o wskazówki pisane wielkimi literami na ekranie czy ogromne ikony naprowadzające na cel. Podpowiedzi można przecież subtelnie zawrzeć w elementach otoczenia, czy nawet w wypowiedziach bohatera - a z tym mamy do czynienia zbyt rzadko.
Przesadą wydają się też w wielu sytuacjach zgony po jednym uderzeniu. Pasek życia często jest właściwie zbędny, a spotkania z różnymi poważniejszymi monstrami nie raz stają się po prostu irytujące. Wrogowie przestają budzić respekt i zaczynają wywoływać zmęczenie i zniechęcenie.
W cieszeniu się grą przeszkadzały też drobnostki - zwłok nie można podpalić pochodnią, pułapki z czujnikami ruchu reagują tylko na Sebastiana, sterowanie nawet po aktualizacjach wciąż wymaga dopracowania. Słaba jest też walka wręcz, bo nawet zwykłego zombie nie powalimy pięściami na ziemię.
Zobacz: The Evil Within 2 - Poradnik, Solucja
Pomimo wszelkich wad, The Evil Within wciąż potrafiło zachwycić miłośników gatunku. Choć narracja nie zawsze stoi na najwyższym poziomie, to sama fabuła jest wyjątkowo intrygująca - łącznie z nieprzedstawionymi wprost historiami niektórych kreatur, które spotykamy. Gra oferuje też fenomenalną momentami atmosferę i projekty lokacji.
Świetnie, że Bethesda dała drugą szansę twórcom z Tango Gameworks, którzy mieli odpowiednio dużo czasu, by lepiej przelać swoją wizję do wirtualnego świata. The Evil Within 2 nie musi już oferować tylko przebłysków świetności, ponieważ może być niezapomnianą przygodą, o ile projektanci podołają wyzwaniu. W końcu pozbycie się wszelkich wad pierwszej części bez naruszania zalet to ciężki orzech do zgryzienia.