Skip to main content

The Evil Within - Recenzja

Krwawa akcja.

Najnowsza produkcja Shinji Mikamiego przykuwa ciężkim i mrocznym klimatem, a od przygody trudno się oderwać. The Evil Within nie jest wyciszonym horrorem, w którym co chwila będziemy podskakiwać ze strachu, ale grą akcji z niepokojącą atmosferą, towarzyszącą przygodzie od początku do końca. Szkoda, że cieniem na tym ciekawym obrazie kładą się szczegóły techniczne.

Wcielamy się w postać detektywa Sebastiana Castellanosa, który jedzie do szpitala psychiatrycznego w związku z niepokojącym wezwaniem. Na miejscu okazuje się, że w ośrodku doszło do prawdziwej masakry. Hol jest cały pokryty krwią oraz ciałami zabitych pacjentów. W pewnej chwili główny bohater zostaje zaatakowany i traci świadomość, po czym budzi się zawieszony na haku rzeźnickim.

Mocne rozpoczęcie sprawia, że od razu angażujemy się w historię i zadajemy sobie pytanie, o co w tym wszystkim chodzi. Dzięki wartkiej akcji, kolejne rozdziały przechodzi się z zaangażowaniem, i chociaż scenariusz nie rzuca w ostatecznym rozrachunku na kolana, to i tak około piętnastogodzinną fabułę śledzi się z przyjemnością.

Zobacz na YouTube

The Evil Within przyciąga głównie za sprawą klimatu oraz rozgrywki łączącej cechy skradanek i gier akcji. Istnieją miejsca, gdzie twórcy z góry narzucają jeden ze stylów, ale w większości przypadków tylko od gracza zależy, czy rozpocznie regularną wymianę ognia, czy też zdecyduje się eliminować przeciwników po cichu.

Obydwa systemy zapewniają sporo satysfakcji, a dzięki odpowiedniemu dozowaniu nie ma się poczucia znużenia. Raz próbujemy ominąć wrogów nie zwracając na siebie uwagi, a po chwili musimy stanąć do walki z silnym bossem lub osłaniać partnera przed hordą zombie.

System skradania jest bardzo intuicyjny. Jeśli podczas eksploracji etapu przeciwnik wyczuje obecność głównego bohatera, na górze ekranu pojawi się ikona z przymkniętym okiem i ruszającą się źrenicą. Oznacza to, że wróg nie zna naszej dokładnej pozycji i możemy spróbować się do niego zakraść. Jeżeli bohater zostanie wypatrzony, to oko się otworzy i wtedy trzeba szykować się do ucieczki lub otwartej walki.

Ekran „zdobią” - niewidoczne na oficjalnych obrazkach - szerokie, czarne pasy. Celem jest podobno zapewnienie „filmowych” wrażeń.

Elementy skradankowe wypadają bardzo dobrze i potrafią trzymać w napięciu. Podstawą jest obserwacja ruchów oponentów i podejmowanie działania w odpowiednim momencie. Jeśli przeciwnik jest jeden, to zakradnięcie się od tyłu i wbicie mu noża w głowę jest stosunkowo proste. Problem pojawia się, jeżeli na małej przestrzeni przebywa na przykład czterech wrogów. Wtedy trzeba dobrze analizować każdy krok. Z pomocą przychodzą wszelkiego rodzaju elementy otoczenia. Możemy na przykład odwracać uwagę rywali rzucając w wybrane miejsca butelkami.

Chociaż wydaje się, że skradanie wymaga nieco wysiłku, to czasem warto się pomęczyć, ponieważ bohater dysponuje na ogół dość ograniczonymi zasobami amunicji. Fajnie jest odstrzelić wrogowi to i owo strzelbą, ale jeśli będziemy postępować tak cały czas, naboje szybko się skończą.

Z pomocą przychodzi kolejny ciekawy element rozgrywki - pułapki. W świecie gry można spotkać kilka ich rodzajów: od sideł na zwierzynę, poprzez zamocowane do ścian bomby, kończąc na wybuchowych beczkach czy uruchamianych dźwignią wystrzeliwanych z sufitu kolcach. Część z nich możemy rozbroić zdobywając w ten sposób części, z których wytworzymy amunicję. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby wykorzystać je bezpośrednio przeciwko rywalom. Przyjemnie jest ściągnąć dużą grupę zombie wprost pod bombę uruchamianą sznurkiem, a potem podpalić niedobitków strzelając w beczkę z łatwopalną substancją.

Pułapki można rozbroić, a znalezione materiały wykorzystać do budowy bełtów.

Autorzy urozmaicili zabawę jeszcze jednym pomysłem - możliwością rozwoju głównego bohatera. W trakcie zabawy zbieramy specjalny, zielony żel, za który możemy dokupować różnego rodzaju ulepszenia, podzielone na cztery kategorie. Są one związane ze zdolnościami fizycznymi Sebastiana, bronią, amunicją i inwentarzem.

Dzięki temu możemy na przykład zwiększyć liczbę punktów życia albo wytrzymałości, co umożliwi detektywowi bieganie przez dłuższy czas. Osoby preferujące otwarte pojedynki mogą z kolei zwiększyć szybkość przeładowania broni, powiększyć magazynek lub podnieść celność. Najważniejsze, że zmiany są odczuwalne podczas rozgrywki i nie jest to jedynie zbędny dodatek.

W trakcie piętnastu przygotowanych rozdziałów odwiedzimy sporo niepowtarzalnych miejsc. Od małej wioski, poprzez różnego rodzaju kanały, kończąc na ruinach zamczyska. Duża różnorodność urozmaica zabawę i eksplorację. Przygotowane tereny nie są szczególne rozległe, ale oferują sporo zakamarków, które warto przeszukiwać. Można w ten sposób zdobyć amunicję, przydatne części czy odnaleźć różnego rodzaju znajdźki, pokroju dokumentów rzucających więcej światła na fabułę.

Ogłuszonych przeciwników można podpalić za pomocą zapałek, pozbywając się ich kompletnie.

Miłośnicy pierwszych produkcji z serii Resident Evil mogą natomiast poczuć niedosyt zagadek. Pojawiają się sporadycznie, a ich rozwiązanie jest na ogół banalne. Trochę szkoda, bo na tle konkurencji ciekawe łamigłówki mogłyby stanowić mocny punkt gry.

Pod względem konwencji graficznej The Evil Within można śmiało zaliczyć do gatunku gore. Odstrzelone głowy, zmasakrowane ciała i wnętrzności, a nawet kąpiele w kadziach wypełnionych krwią i trupami są tu na porządku dziennym. Brutalność i wygląd przeciwników jeszcze bardziej potęgują wrażenie ciężkiego klimatu, podkreślanego dodatkowo przez trzymające wysoki poziom udźwiękowienie.

Tymczasem do warstwy wizualnej można mieć jeden poważny zarzut - twórcy umieścili pasy na górze i dole ekranu. Z początku nadaje to całkiem interesujący i filmowy efekt, ale rozwiązanie szybko zaczyna odbijać się negatywnie na samej rozgrywce. Mocno ograniczone pole widzenia potrafi popsuć radość z zabawy, zwłaszcza w dynamicznych fragmentach, gdzie należy sprawnie przemieszczać bohatera i korzystać z broni palnej.

Nie brakuje sugestywnych obrazów

Często wpada się wtedy na różne obiekty otoczenia, a nawet na przeciwników, o dokładnym celowaniu nie wspominając. Sprawia to, że pojedynki toczone na bliski dystans często są frustrujące i kończą się śmiercią bohatera nie z winy gracza, tylko z powodu problemów z obrazem.

Czasami w oczy zbyt mocno rzuca się brak logiki w rozgrywce. W pewnych przypadkach możemy spalić zwłoki zombiaka, aby wyeliminować go z walki raz na zawszę. Problem w tym, że możemy tego dokonać tylko przy pomocy odnajdowanych co jakiś czas zapałek. I to nawet wtedy, gdy bohater dzierży w ręku pięknie palącą się pochodnię.

Podobne wrażenie mogą wywołać kuloodporne lampy. Z jednej strony, podpowiedzi w grze informują, że gdy trzymamy źródło światła, to jesteśmy łatwiejszym celem dla wrogów. Z drugiej - nie możemy zniszczyć lamp w domu, aby zaskoczyć rywali.

W ogólnym rozrachunku The Evil Within to mocna i wciągająca produkcja, oferująca kilkanaście godzin dobrej zabawy. Interesująca fabuła, niepowtarzalne lokacje, a także ciężki, krwawy klimat oraz umiejętne połączenie skradanki z elementami akcji sprawiają, że w produkcję Shinji Mikamiego gra się zaskakująco przyjemnie.

8 / 10

Zobacz także