Skip to main content

The Flame in the Flood - Recenzja

Wymagający, ale mało złożony survival.

Świetna oprawa i przyjemna rozgrywka, chociaż niezbyt rozbudowana. Zabrakło dodatkowych możliwości i elementów zabawy.

The Molasses Flood założone przez grono doświadczonych deweloperów, w przeszłości pracujących nad serią BioShock oraz Halo, zadebiutowało z survivalową produkcją The Flame in The Flood.

Bez wątpienia ogromną zaletą gry jest oprawa audiowizualna. Kreskówkowa stylistyka prezentuje się wprost kapitalnie. Świetna animacja postaci, pięknie oddany żywioł rwącej rzeki w kolorowej postapokaliptycznej scenerii - to musi się podobać. Do tego przyjemna muzyka autorstwa Chucka Ragana.

Akcję obserwujemy od góry, w rzucie izometrycznym, przemierzając zrujnowany świat. Z bliżej nieznanych powodów, krainę do złudzenia przypominającą amerykańskie dorzecze Missisipi, nawiedził wyniszczający kataklizm. Z życiem uszła ledwie garstka ludzi i zwierząt.

Sercem świata, który przyjdzie nam zwiedzać, jest potężna rzeka. Raz cicha i spokojna, po chwili rwąca i niszczycielska. Pływamy po niej na tratwie, którą możemy rozbudowywać w dokach - o dodatkowe miejsca na zdobyte przedmioty, czy ster ułatwiający manewrowanie.

Co jakiś czas natrafiamy na bezludne wysepki. Przybijając do nich i schodząc na ląd, mamy okazję znaleźć wartościowe przedmioty, jedzenie lub schronienie przed deszczem i zimnem.

Zobacz na YouTube

Głównymi bohaterami gry są dziewczyna Scout i jej pies Aesop - podczas rozgrywki kierujemy wyłącznie Scout. Psiak natomiast biega wokół, podszczekuje, a gdy w pobliżu jest coś do zebrania lub zjedzenia, żywo pobiegnie, by wskazać nam kierunek.

Wierny towarzysz ostrzeże również, gdy na wyspie znajduje się niebezpieczeństwo w postaci dzikiej zwierzyny. Niezwykle pocieszny i pomocny z niego zwierzak, przy tym zupełnie nie musimy przejmować się jego potrzebami. Nie je i nie pije.

Co innego Scout. Ta głodnieje w zastraszającym tempie, a napotykane korzonki czy owoce nie starczają na długo. Na szczęście zawsze można stworzyć pułapkę na zwierzęta z wcześniej znalezionych przedmiotów i wykorzystać zdobyte schematy konstrukcyjne. Upolowany zając dostarczy nam skóry na ubranie i niezbędne do przetrwania jedzenie.

Zaspokajanie głodu to jednak nie koniec zmartwień. Ze względu na fakt, że osią napędzającą grę jest rzeka, o wodę nie jest trudno. Problem jednak w tym, że pijąc ją nieprzefiltrowaną, nabawimy się ostrych kłopotów żołądkowych, a to błyskawicznie nas odwodni. Korzystając z własnoręcznie skleconych filtrów, pozbawimy wodę z zanieczyszczeń.

Musimy także pilnować wskaźnika zmęczenia. Jeśli bohaterka była zbyt długo na nogach, niechybnie padnie z wyczerpania. Na wyspach szukamy więc schronienia; w starych autobusach czy opuszczonych domkach, ewentualnie zasypiamy przy ognisku.

Każda wyspa, przy której możemy się zatrzymać, jest odpowiednio oznaczona

Ogniska stanowią istotny element gry. Siedząc obok, stworzymy przedmioty i upieczemy zdobytą dziczyznę. Zapalimy też pochodnie, które skutecznie odstraszają agresywne zwierzęta. Wilki, dziki, węże czy niedźwiedzie to jedyni żywi przeciwnicy, którzy zajdą nam za skórę.

W konfrontacji z dziką zwierzyną jesteśmy bez większych szans. Możemy próbować się bronić, ale ze względu na możliwość odniesienia głębokich ran, znacznie lepiej jest wycofać się na tratwę i popłynąć dalej.

Kraina, po której przyjdzie nam podróżować i walczyć o przetrwanie zachwyca swym malowniczym pięknem, mimo otaczającego nas zagrożenia. Fakt, że przemieszczamy się wyłącznie tratwą, dobijając do wysp, jest strzałem w dziesiątkę, nadaje rozgrywce wyjątkowy charakter.

Nasz środek lokomocji również ulega zniszczeniu. Gdy kilka razy wpadniemy na skały, śmierć przez utonięcie jest gwarantowana. Mniejsze zniszczenia możemy naprawiać w niewielkich dokach, będących wyspecjalizowanymi do tego celu wysepkami.

Nim zbliżymy się do jakiejkolwiek z wysp, z daleka widzimy odległość do punktu cumowania oraz rodzaj „zawartości”, jakiej możemy się spodziewać schodząc na ląd. Ze względu na wartki nurt nie dotrzemy jednak wszędzie.

Oprócz wspomnianych doków, znajdziemy chociażby wyspę z kościołami, w których z reguły znajdziemy szmatki oraz penicylinę. Gdzie indziej łatwiej o pokarm, a w kolejnych obszarach o przedmioty użytkowe.

Piesek pomoże dostrzec przedmioty i zasoby, które przeoczymy

W The Flame in The Flood możemy zagrać w dwóch trybach. Nieskończona zabawa jest znacznie trudniejsza, zapasy szybciej znikają z plecaka, a my walczymy o to, by przetrwać jak najwięcej dni. Gra jest wymagająca nawet dla obeznanego z gatunkiem gracza.

Drugi tryb to kampania fabularna, z niższym poziomem trudności dedykowana początkującym. W niej napotkamy na szczątkową historię, opowiadaną choćby poprzez napotkane postaci niezależne. Sama fabuła nie jest jednak ciekawa ani angażująca.

To właśnie główny problem The Flame in the Flood. Kampanię zrobiono „po łebkach”, schematów do tworzenia narzędzi jest zbyt mało, a proceduralnie generowane wyspy szybko zaczynają nużyć. Każda kolejna zbyt zaczyna przypominać tę, na której byliśmy kwadrans wcześniej.

Wiele pomysłów nie zostało należycie rozwiniętych, sprawiając wrażenie, jakby grę wydano za wcześnie. Gdybyśmy otrzymali więcej przeciwników, przedmiotów i bardziej zróżnicowane lokacje, gra mogłaby konkurować z Don't Starve. Otrzymujemy piękną i ciekawą produkcję, którą odstawiamy jednak po kilku godzinach zabawy z uczuciem niedosytu.

7 / 10

Zobacz także