Skip to main content

The Last Guardian powraca z niebytu i wciąż owiane jest tajemnicą

Wygląda na to, że zostało jeszcze sporo pracy.

Na początku 2011 roku wybrałem się do biura Sony Japan Studio w Tokyo, by po raz ostatni zobaczyć prezentację rozgrywki The Last Guardian. Cztery i pół roku później, gdzieś w zaciemnionej sali w Los Angeles, zobaczyłem grę po raz kolejny. Już na PlayStation 4. Trudno ukryć wrażenie déjà vu.

Pokaz zaczął się tak samo. Chłopiec podchodzi do ogromnego stwora imieniem Trico, śpiącego w swojej komnacie, a słupy światła przedzierają się przez ciemność. „Wszystko to pamiętam” - notuję szybko. Demo opisano - po raz kolejny - jako wycinek rozgrywki, przygotowany specjalnie na E3. Choć od ogłoszenie minęło niemal 10 lat. Kontrolujący postać podczas pokazu reżyser Fumito Ueda zapewnia, że projekt łączy jego dwie poprzednie produkcje.

- Ico, gdzie bazowym założeniem była kooperacja pomiędzy postaciami, oraz Shadow of the Colossus, z dynamiczną interakcją z wielkimi istotami - mówi. Widać to wyraźnie w ekranie.

Po tym znajomym otwarciu scena jest jednak nieco inna i nie widać już tajemniczego wroga, z którym parę lat temu zmagał się chłopiec. Podchodzi do bestii, stanowiącej połączenie kota, psa i ptaka. Postać woła swojego kompana, głaszcze go po pysku, po czym wspina się na jego grzbiet, by wyciągnąć dwa drewniane pale. Animacja jest nadal świetna: szybkie, pełne energii poczynania chłopca i prawdziwie kocie ruchy towarzysza, drobiącego w miejscu czy szykującego się do skoku.

Postać wspina się na krawędź i znajduje kilka beczek, które może rzucić do Trico. Schodzi po drabinie i przełącza wajchę. Otwiera się brama, za którą czeka nasz kompan.

- Dla gracza bardzo ważne jest czytanie sytuacji, w której się znalazł i wykorzystanie mocnych i słabych stron obu postaci - mówi Ueda.

Zobacz: The Last Guardian - Poradnik, Solucja

Po minięciu bramy docieramy do startu sekwencji, którą Sony pokazało na swojej konferencji - to reszta pokazu. Trico i chłopiec pokonują stary, kruszący się most, a zwierzak boi się dziwnego totemu, przypominającego wiatrak. W dodatku Trico dwa razy spada w przepaść, łapany przez towarzysza pozornie w ostatnim momencie.

Reżyser zapewnia, że te momenty - zaprezentowane w zwolnionym tempie - to nie przerywniki filmowe, a gracz nadal musi wykonać wszystkie potrzebne ruchy: skok, chwyt ogona i wspięcie się po nim na górę.

Zobacz na YouTube

The Last Guardian to piękna gra. Choć akcja toczy się głównie wśród opuszczonych ruin, atmosfera nie jest równie grobowa, co w Ico lub Shadow of the Colossus. Całość skąpana jest w słońcu. Przeniesienie gry na PS4 nie zmieniło oprawy w radykalnym stopniu, ale nie było chyba takiej potrzeby. Za to futro Trico porusza się teraz razem z wiatrem i jest w pełni animowane, gdy pieso-koto-ptak wspina się na krawędź.

- Główne wrażenie, z jakim chcę zostawić graczy, to związek pomiędzy chłopcem i Trico. Więź zacieśnia się wraz z postępami w opowieści - wyjaśnia Ueda. Deweloper zachowuje szczegóły w tajemnicy, ale wygląda na to, że sympatycznego potwora przyzywamy za pomocą określonej komendy, a czasami towarzysz domaga się także naszej uwagi, śledząc czujnie ruchy chłopca swoimi ślepiami.

Producent wyjaśnia, że zachowanie Trico reguluje połączenie lokalnych „aktywatorów” oraz sztucznej inteligencji, a system będzie dostosowywał się do rosnącej więzi dwóch postaci. Demo pochodzi gdzieś z połowy gry, gdzie relacje są już dobrze ustalone, a potwór słucha się chłopca.

- Możliwe, że w dalszej części związek postaci jest jeszcze mocniejszy, duet może się lepiej komunikować, a reakcje Trico będą lepsze - dodaje Ueda. Podczas prezentacji było przecież kilka momentów, w których - całkiem naturalnie - Trico potrzebuje nieco czasu na zrozumienie oczekiwań chłopca.

Kto oglądał konferencję Sony, przyzna, że prezentacja była świetna. Nie ukrywajmy jednak: nie pokazano w niej czegoś, czego już byśmy o The Last Guardian nie wiedzieli, a sporo innych kwestii nadal pozostaje tajemnicą. Reżyser rozmyślnie nie zdradza zbyt wiele, trzymając wiele sekretów w rękawie, takich jak choćby data premiery. Obiecuje, że więcej szczegółów poznamy wkrótce.

- Chciałbym zakończyć podziękowaniami za cierpliwość, którą bardzo doceniamy. Pracujemy bardzo, bardzo ciężko i mamy nadzieję na debiut w przyszłym roku - mówi.

Zapytany o przyczyny tak długiego przekładania premiery zapewnia, że czynników było wiele, ale głównym jest „decyzja biznesowa” o przejściu na PS4. Na pewno było to spore przedsięwzięcie, ale nie wyjaśnia raczej, dlaczego projekt nie rozwinął się w większym stopniu od 2011 roku. Premiera wydaje się być równie odległa teraz, jak i wtedy.

Jedno jest pewne - przed twórcami jeszcze sporo pracy przed ukończeniem The Last Guardian. Miejmy przynajmniej nadzieję, że reszta drogi jest dobrze oświetlona i pewnego dnia przyjdzie nam sprawdzić, co skrywa się w cieniu. The Last Guardian wygląda wspaniale. Ale to przecież nic nowego.

Zobacz także