The Last of Us - Recenzja
„Kiedy zbłądziłeś w ciemności, poszukaj światła.”
The Last Of Us to niezwykła, trzymająca w napięciu przygoda, świetne postacie oraz znakomite dialogi. Na nowo tchnęła moc w odchodzącą generację konsol, oferując fenomenalną oprawę audiowizualną.
Kiedy Naughty Dog zapowiada nową grę, nie obawiam się o efekty. Żadna z ostatnich gier studia mnie nie zawiodła. Niemniej, decyzja o tworzeniu takiego tytułu jak The Last of Us, wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Mutanty, zombie, zagłada świata, pustka i walka o przeżycie. Znowu?
*
Jest rok 2033. Mija 20 lat od wybuchu epidemii, która dziesiątkuje ludzkość. Zainfekowani w niesłychanym tempie przemieniają się w mutanty. W szkarady polujące na pozostałych przy życiu przedstawicieli ludzkiej rasy. Nie są to typowe zombie, choć wyglądem i zachowaniem mocno ich przypominają.
Rząd USA nie poradził sobie z nadzwyczajną sytuacją. Demokracja upada, kolejne ludzkie siedliska znikają z map. Stworzono nieliczne zamknięte strefy miejskie poddane kwarantannie. Ściśle pilnowane, mają zapewnić przetrwanie. Jednak z roku na rok coraz trudniej o wodę i jedzenie, a zwiększone uprawnienia wojska oraz policji doprowadzają do brutalnych pacyfikacji ludności. Publiczne egzekucje to nierzadki widok. Narasta opór, przyodziewający maskę zbrojnej organizacji Świetliki.
„Demokracja upada, kolejne ludzkie siedliska znikają z map.”
Wcielamy się w postać Joela, doświadczonego przemytnika, który wie jak przetrwać w tym postawionym na głowie świecie. Jest znużony, cyniczny i zniechęcony. Pozbył się złudzeń i wielkich idei. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie przeszmuglowania nastoletniej panny - Ellie. Z nieznanych mu powodów, jest ona istotna dla Świetlików. Misja nie należy do najłatwiejszych, ale solidna nagroda zrekompensuje włożony trud.
Przemierzając zrujnowany Boston, pierwsze co przychodzi na myśl, to porównanie do Half-Life 2. Bliźniaczo podobne klimaty. Zniewolenie, strach i zagłada. Wraz z eskortowaną nastolatką oraz Tess, będącą partnerką w ciemnych interesach, zmierzymy się z oddziałami rządowymi. A im dalej, tym robi się ciekawiej i niebezpieczniej. Po drodze natkniemy się na zmutowane poczwary, terrorystów, łowców polujących na ludzi, ale również na wiele postaci, które pomogą nam przetrwać.
Scenariusz i dialogi to najmocniejsza strona gry. Wypowiedzi towarzyszy, interakcje między nimi a Joelem są fantastyczne. Takie osoby jak sfiksowany Bill rozstawiający wokół domu pułapki, na długo pozostają w pamięci. Co istotne - to postacie, które nie są pozbawione emocji, wątpliwości i własnego rozumu. Ich poczynania w sytuacji zagrożenia bywają nieprzewidywalne. To, że ktoś jest naszym przyjacielem, wcale nie oznacza, że nie zostawi nas na pastwę nieumarłych, by samemu jak najszybciej uciec.
Ale taki jest wykreowany przez Naughty Dog obraz Ameryki przyszłości. Zimny i niedostępny. Wyprawa z jednego krańca ulicy na drugi to niejednokrotnie kilkugodzinna eskapada. Wypad za miasto, poza strefę kwarantanny, oznacza niemal pewną śmierć w środowisku, w którym przeżyją tylko najsilniejsi.
Czuć, że twórcy wzorowali się na najciekawszych dziełach kultury, podejmujących temat postapokaliptycznej przyszłości. Nie brak nawiązań do filmowego „Jestem legendą” czy książki Cormaca McCarthy'ego „Droga”. Tak jak w niej, tak i przez znaczną część gry przemierzamy Amerykę, a losy Joela i Ellie uzmysławiają nam, że nie epidemia i mutanty są najbardziej przerażający, ale ludzie, którzy zrobią wszystko, by przeżyć i wzbogacić się kosztem drugiego.
„Scenariusz i dialogi to najmocniejsza strona gry. Wypowiedzi towarzyszy, interakcje między nimi a Joelem są fantastyczne.”
Od pierwszych minut gry jesteśmy uświadamiani, że w tej brutalnej rzeczywistości, nie ma czasu na zadumę i rozterki. Wygrywa ten, który pierwszy pociągnie za spust. Dlatego Joel nie przebiera w środkach i na oczach nastolatki z zimną krwią rozstrzeliwuje policjantów oraz odcina głowy mutantom. Krew bryzga na ściany, a resztki ich ciał na nasze ubranie.
Napotkane stwory dzielą się na dwa najważniejsze typy. Pierwszy to „biegacze”. Szybko przemieszczające się mutanty z doskonałym wzrokiem, których wściekłe ataki dość łatwo odeprzemy. Drugi to „klikacze”. Powolne jednostki, z nadzwyczajnie wrażliwym słuchem. Nie widzą nas, dlatego można się obok nich przemknąć. Gorzej, gdy nahałasujemy. Ich wyeliminowanie nastręcza sporo trudności. Poza wyżej wymienionymi, występuje jeszcze kilka różnych rodzajów ludzi zmutowanych w skutek infekcji zarodników grzybów.
Nasz bohater, jak przystało na przemytnika, biegle posługuje się zarówno bronią białą, jak i palną. Przemierzając bezkresną Amerykę, wykorzystuje szeroki arsenał: od noża i łuku, po rewolwer i strzelbę, zmyślne bomby oraz koktajle Mołotowa. Broń biała szybko się zużywa, choć wraz z postępami w grze będziemy mogli ją usprawniać i zwiększać jej wytrzymałość.
Choć The Last of Us to w znacznej mierze gra akcji, nie możemy od tak biec przed siebie wystrzeliwując w przeciwników tonę śrutu niczym Nathan Drake w Uncharted. O nie. Przeciwnicy szybko by wyprawili Joela na tamten świat. Każde ostrze, nabój czy pałka, a nawet cegła i butelka - są na wagę złota. Niemniej, o zdobycie zapasów jest dość trudno. Spluwy i naboje nie walają się bezmyślnie po ulicach, dlatego warto zaglądać w każdy kąt opuszczonych domów. W kuchniach i łazienkach natkniemy się na nożyczki oraz taśmy klejące, z których przygotujemy ostrze do samoobrony. Sypialnie, składziki z ubraniami czy piwnice to miejsca, które warto przeszukać, by znaleźć amunicję.
Nie zawsze trzeba rozprawiać się z przeciwnikiem przy pomocy broni. Chcąc ją oszczędzać, przekradamy się za plecy wroga i bezszelestnie pozbawiamy go „życia”. Jednak aby nie było zbyt trudno, bo przecież lądujemy bez mapy w obcym środowisku, Joel posiadł specjalną umiejętność. Przywierając do muru, koncentruje się i nasłuchuje. Widać wtedy zarysy postaci - zarówno mutantów jak i ludzi - znajdujących się w sąsiednich pomieszczeniach. Dzięki temu z wyprzedzeniem zaplanujemy skuteczny atak.
Są tu miejsca tak sugestywnie oddziałujące na wyobraźnię, że boimy się wychylić nosa zza winkla, z obawy o to, na co się natkniemy idąc dalej. Gra trzyma w napięciu, straszy, lecz nie banalnym wyskakiwaniem mutanta z wanny. Poczucie zagrożenia jest budowane od początku w naszej głowie - boimy się tego, czego nie widzimy. A gdy tylko damy chwilę odpocząć zszarganym nerwom, gra przypomina o sobie zaskakującym zwrotem akcji.
Opowieść jest bardzo przekonywująca. Do tego stopnia, że zatapiamy się w wykreowany świat, a każdy detal ma znaczenie. Wchodzimy do opustoszałego domu na jakiejś zabitej dechami farmie. W kuchni zastajemy pozostałości po przerwanym obiedzie, a w pokoju dziecięcym na piętrze - stos ubranek i zabawek.
„Poczucie zagrożenia jest budowane od początku w naszej głowie - boimy się tego, czego nie widzimy.”
W pamięci utkwiło mi jedno z mieszkań. Domownik długo czekał na swoją towarzyszkę, aż wreszcie opuścił lokum zostawiając partnerce emocjonujący list. Nie dało się go nie zauważyć przechodząc obojętnie. Na ścianie obok kartki, była namazana krwią strzałka i napis „Rachel”.
Takich sugestywnych miejsc jest w The Last of Us cała masa. Pozwala to uwierzyć, że ten świat faktycznie tętnił życiem, że jeszcze chwilę temu byli tu ludzie. Każdy dom jest zupełnie inny.
Twórcy nie ustrzegli się błędów technicznych. Czasem trup zawiśnie w powietrzu, innym razem przeniknie przez ścianę czy zniknie na naszych oczach. Zastanawiająca jest również jedna kwestia. Gdy kierowana przez nas postać skrada się obok klikaczy, to Ellie (a także inne towarzyszące postacie) potrafi przebiec obok niego tupiąc aż miło, a ten nie zareaguje. Wpadki w tak perfekcyjnie skrojonej grze rażą. Mam nadzieję, że tuż po premierze pojawi się odpowiednia aktualizacja.
Gdy widzi się na ekranie telewizora takie gry jak ta, to zastanawiam się, co faktycznie zaoferują konsole nowej generacji, skoro leciwe PlayStation 3 potrafi wygenerować tak fenomenalną oprawę audiowizualną. Tworząc świat bogaty w detale, piękny i zatrważający, a przy tym doskonale animowany. Moment, kiedy po wyczerpującej walce, wprost z kanałów wyszedłem na otwartą przestrzeń, by zobaczyć panoramę miasta, zapierał dech w piersiach.
Zresztą udźwiękowienie produkcji nie odstaje jakością od oprawy wizualnej. Słyszymy mrożące krew w żyłach klikania mutantów, ich kroki i szuranie po podłodze. Drepcząc po korytarzu wyludnionej kamienicy, usłyszymy skrzypienie schodów, tupnięcie piętro wyżej czy trzask zamykanych drzwi. To te dźwięki, wspomagane cudowną muzyką autorstwa zdobywcy Oscara - Gustavo Santaolally - budują atmosferę grozy i permanentnego zagrożenia.
Gra została w pełni spolszczona. Lokalizacja nie jest perfekcyjna. Napisy upstrzone są licznymi błędami, a niektóre wypowiadane linie dialogowe bywają niesłyszalne. Szkoda tych wpadek, bo widać ogrom pracy włożonej w polonizację gry, a zatrudnieni aktorzy wypadli naprawdę dobrze. Jeśli przełączymy się na angielską wersję językową, powyższe niedoróbki nie będą nas straszyć.
The Last of Us to kameralna, ale krwawa, brutalnie szczera i pozbawiona ckliwych klisz opowieść o losach coraz bliższych sobie ludzi. Pokazująca przemianę zramolałego Joela w troskliwego opiekuna oraz zmieniającej się Ellie - ze złośliwej nastolatki, w odpowiedzialną towarzyszkę, na której można polegać w niebezpieczeństwie. Historia, która przyciągnęła mnie do konsoli na długich kilkanaście godzin.
Naughty Dog bez wątpienia stworzyło wymagający tytuł z fenomenalną oprawą audiowizualną. Grę kompletną, ze znakomitym scenariuszem oraz fantastycznie wykreowanym światem i bohaterami, których los nie jest nam obojętny. To produkcja, która przejdzie do historii gier wideo, długo nie pozwalając o sobie zapomnieć.