Skip to main content

The Walking Dead: Destinies jest tak fatalne, że aż śmieszne

Kolejny kandydat do najgorszej gry roku.

Pojawił się kolejny kandydat do najgorszej gry roku. Pierwsi posiadacze The Walking Dead: Destinies donoszą, że tytuł może dumnie stać obok takich gigantów, jak Gollum czy Skull Island: Rise of Kong.

Produkcja zadebiutowała w ubiegły piątek na konsolach, więc w sieci pojawiło się sporo „interesujących” ujęć z rozgrywki. Jakość niemal wszystkich elementów jest bardzo niska. Znikające dźwięki, przerywniki ze statycznych zrzutów z ekranu i grafika rodem z PS3 to tylko niektóre z zarzutów.

„Furorę” w sieci robi między innymi poniższe starcie z bossem. Założenia są całkiem interesujące, pozwalając zmienić wydarzenia, które znamy z komiksu czy serialu. Wykonanie jest już nieco słabsze, a Rick „przyjmuje” na twarz kilkanaście strzałów ze strzelby bez żadnych widocznych efektów, biegając wokół snopków siana.

Druga faza to walka wręcz, już bez dźwięków otoczenia, ale z przeróżnymi głosami odtwarzanymi jednocześnie. Shane ostatecznie wygrywa, co obserwujemy na serii statycznych plansz. Prawie jak w Max Payne, tylko dużo gorzej.

W obliczu takiej jakości nie powinno zapewne dziwić, że niewielu graczy miało w ogóle pojęcie, że The Walking Dead: Destinies powstaje. Interesującą ciekawostką jest zapewne fakt, że wydawcą jest GameMill Entertainment, czyli firma odpowiedzialna niedawno za... Skull Island: Rise of Kong.

Firma ma najwyraźniej bardzo mocny rok. Przy okazji przygód młodego King Konga dowiedzieliśmy się, że przedsiębiorstwo lubi zlecać prace małym zespołom z Ameryki Południowej, a gry powstają w bardzo krótkim czasie i przy najniższym nakładzie środków. Podobnie było tym razem - deweloperzy z Flux Games mają siedzibę w Brazylii.

Zobacz także