The Walking Dead: Saints & Sinners - Recenzja: takich gier potrzebuje VR
Straszna wycieczka do Nowego Orleanu.
Rok 2020 przyniesie kilka tytułów, mających być odpowiedzią na zarzuty, że „na VR nie ma prawdziwych gier”. The Walking Dead: Saints & Sinners jest bez wątpienia jedną z nich. Parę problemów natury technicznej nie zmienia faktu, że to wyjątkowo udane i angażujące doświadczenie w wirtualnej rzeczywistości.
Nasza postać trafia do Nowego Orleanu, a akcja rozgrywa się już po epidemii wirusa zmieniającego umarłych w zombie. Miasto jest opustoszałe, ponure, a na ulicach poza żywymi trupami czasem tylko przemykają ocalali, którzy starają się jakoś przetrwać - jako samotne wilki lub będąc członkami jakiegoś gangu.
Historia nie jest szczególnie angażująca, ale powoli odsłania przed nami tajemnice miasta. Rozpoczyna się od zagadki związanej z tropieniem sprawców pewnego morderstwa. Z biegiem czasu w miarę regularnie poznajemy nowe wątki i postacie - ich osobowości nie są nigdy zbytnio interesujące, a scenariusz nie zachwyca, ale to właśnie rozmowy pozwalają podejmować różne decyzje. Wybory bywają ciekawe i zwiększają poczucie autentyczności przedstawionego świata.
Dla przykładu, w jednej z misji otrzymujemy zlecenie wyeliminowania bezwzględnego mordercy. Kiedy jednak go spotykamy, słyszymy, że jego wersja wydarzeń jest zgoła odmienna od sprawozdania zleceniodawcy. Możemy więc oszczędzić domniemanego zabójcę albo po prostu zastrzelić go nawet w trakcie dialogu.
System sterowania pozwala praktycznie w każdym momencie wykonać jakiś ruch czy wycelować bronią - także w rozmówcę. Nic nie stoi na przeszkodzie, by zabić każdego (poza paroma najważniejszymi postaciami, jak to zazwyczaj bywa w grach), choć czasem może to odciąć nam drogę do pewnych pobocznych elementów fabuły.
Mamy więc przyjemne poczucie swobody, nawet jeśli sporo wyborów jest tylko iluzorycznych. Zresztą, ważniejszy pozostaje gameplay, który zrealizowano na tyle dobrze, że nie przestaje nudzić do końca - a przejście głównego wątku zajmuje około 15 godzin. Twórcy zadbali przede wszystkim o satysfakcjonującą walkę i dopracowane interakcje z różnymi obiektami.
Schemat sterowania przypomina tradycyjne gry FPP - poruszamy się za pomocą analoga na kontrolerze. Wymachy, ciosy, gesty wykonujemy już oczywiście poprzez ruchy rękami. To standardowe obecnie rozwiązania w grach VR.
Największe wrażenie robi używanie broni białej - noży czy maczet. Jeśli chcemy wyeliminować żywego trupa, musimy naprawdę mocno uderzyć w głowę, bo zbyt lekki cios będzie wymagał jeszcze „dociśnięcia”, by ostrze wbiło się głębiej. Takie ataki zużywają staminę, więc nie możemy pozwolić sobie po prostu na beztroskie machanie bronią i nawet starcie z 2-3 zombie warto dobrze przemyśleć.
Przeciwników możemy też chwytać, przytrzymywać czy odpychać. To z pozoru drobne urozmaicenie czyni walkę o wiele bardziej realistyczną i naturalną. Czasem dobrym pomysłem wydaje się po prostu zepchnięcie zombiaka ze schodów i wycofanie się, albo przytrzymanie stwora za głowę, by lepiej wycelować ostrzem - i wszystko to możemy w Saints & Sinners zrobić.
Wygodne i intuicyjne jest też korzystanie z ekwipunku, przeładowywanie broni poprzez chwytanie magazynków z pasa i przeszukiwanie plecaka po zdjęciu go z pleców. Dobre sterowanie to więcej niż połowa sukcesu w grach VR i deweloperzy stanęli tutaj na wysokości zadania. Bez zarzutu korzysta się też z broni palnej, którą wykorzystujemy głównie, gdy zmuszą nad do tego inni uzbrojeni ludzie.
Rozgrywkę wzbogaca crafting. W naszej bazie wypadowej korzystamy z różnych wzorów i instrukcji, by tworzyć kolejne przedmioty, broń oraz specjalną amunicję. System ten daje odpowiednie poczucie postępów i rozwoju, a przy okazji zachęca do eksploracji. Zasoby same się nie znajdą. Trafiamy do kilku różnych dzielnic, które są całkiem spore - nie mamy poczucia, że przygoda jest liniowa.
Oprawa nie jest może najpiękniejsza, ale lekko kreskówkowy styl sprawia, że otoczenie wygląda nieźle. Modele zombie też robią wrażenie i przywodzą nieco na myśl grę od Telltale. Na pewno udało się wykreować świetny klimat ponurego miasta, odczuwalny najmocniej w nocy, albo kiedy zwiedzamy wnętrze opustoszałego budynku z latarką i mamy nadzieję, że za rogiem nie czyha zombie, bo przed chwilą zepsuła nam się broń.
Dobre wrażenie potrafią czasem zepsuć techniczne niedoróbki i parę nieprzemyślanych rozwiązań. Okazjonalnie dziwacznie animacje, postać zacinająca się w miejscu, niepoprawne chwytanie przedmiotów, męczący system wyrywania się po chwyceniu przez umarlaka (wymagający machania kontrolerem) czy zbyt wolne poruszanie się bohatera potrafią od czasu do czasu przeszkodzić w czerpaniu pełni przyjemności z gry.
The Walking Dead: Saints & Sinners powinien sprawdzić każdy posiadacz VR, szczególnie że niedługo gra ma ukazać się także na PlayStation VR. Poziom interakcji z otoczeniem, walka i swoboda sprawiają, że autentycznie czujemy się częścią wykreowanego przez twórców świata. Tytuł ten przypomina, że gry w wirtualnej rzeczywistości mogą być czymś więcej niż tylko prostymi, krótkimi lub opartymi na powtarzalności produkcjami.
Plusy: | Minusy: |
|
|
Platforma: PC VR (w przyszłości także PS VR) - Premiera: 23 stycznia 2020 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: survival, gra akcji FPP - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: 143 zł - Producent: Skydance Interactive - Wydawca: Skydance Interactive
Recenzja The Walking Dead: Saints & Sinners została przygotowana na podstawie egzemplarza na PC, dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Skydance Interactive.