The Walking Dead: Survival Instinct - Recenzja
Naprawdę straszy.
Survival Instinct jest troszkę skradanką, troszkę strzelanką. Ani tu smutno, ani wesoło. Każdy element został wykonany fatalnie i trudno odnaleźć cokolwiek, co mogłoby wydać się interesujące lub godne uwagi.
Gra studia Terminal Reality (m.in. Nocturne, BloodRayne) to w pewnym sensie prequel telewizyjnej odsłony The Walking Dead. Opowiada o losach Daryla i Merle'a Dixonów, niepokornych braci znanych z serialu. W początkowej fazie apokalipsy zombie wcielamy się w postać Daryla i szukamy zaginionego brata. Kilkanaście minut później odnajdujemy Merlego, później znów go tracimy i odnajdujemy z powrotem.
Flegmatyczny i pozbawiony sensu scenariusz nie przedstawia ani interesujących postaci, ani poruszających dialogów, ani nawet spójnych wydarzeń. Jedynym plusem są znajome głosy znanych aktorów. Pozostaje zatem przemierzanie skażonej plagą zombie amerykańskiej ziemi w poszukiwaniu rodzonego brata, ocalałych ludzi i zapasów jedzenia czy benzyny.
Akcję gry obserwujemy z oczu Daryla. Na początku, uzbrojeni wyłącznie w nóż, musimy wydostać się z małego domku nieopodal lasu, który szturmuje horda zombie. Szybko odnajdujemy broń palną, ale używanie jej nie ma większego sensu - jeden wystrzał potrafi zwrócić na nas uwagę całej grupy krwiożerczych bestii. Dlatego warto się skradać i eliminować mało spostrzegawcze istoty od tyłu, przebijając nożem czaszkę. Animacja wygląda widowiskowo, ale taki sposób zabawy ma kilka wad.
Nie ma tutaj miejsca na improwizację czy dynamiczną akcję - ciągle tylko chowamy się za drzewami i kontenerami na śmieci. Ponadto, z czasem staje się to żmudnym i nudnym sposobem na przejście kolejnych etapów. Z nudów zaczynamy eksperymentować i odkrywać rozmaite wady produkcji.
Po kilkunastu minutach jest jasne, że zombie może i są spostrzegawczy, ale zbyt powolni. Wyczuwają naszą obecność nozdrzami, ale jeśli podbiegniemy do nich sprintem - nie zdążą się odwrócić zanim zadamy śmiercionośny cios. Wiadomo, zombie to istota głupia. Wystarczy, że wskoczymy na maskę lub dach pobliskiego samochodu i zaczniemy do wszystkich pruć z ołowiu. Co się wówczas stanie? Zbiegnie się cała horda, która swoimi martwymi rękami nie dosięgnie nawet naszych nogawek. W takiej pozycji jesteśmy bezpieczni i możemy do woli eliminować precyzyjnymi strzałami w głowę dziesiątki nieumarłych. Takich trików jest więcej i możemy w ten sposób przejść całą, sześciogodzinną kampanią, co nie znaczy, że warto to robić.
Gra podzielona jest na kilkanaście misji rozgrywanych na wsiach, farmach, przedmieściach i w centrach miast opanowanych przez zarazę. Miejsca nie są zbyt wielkie ani otwarte - część drzwi pozamykanych jest na trzy spusty, a przejścia zatarasowane skrzyniami lub samochodami. Większość obiektów i wnętrz budynków wykonanych jest z identycznych tekstur, co sprawia, że doświadczamy czasem nieprzyjemnego uczucia deja vu. Wydaje nam się, że już byliśmy w identycznym garażu, ale wcześniej nie był to warsztat samochodowy, a nieczynna myjnia przy stacji samochodowej.
„Nie ma tutaj miejsca na improwizację czy dynamiczną akcję - ciągle tylko chowamy się za drzewami i kontenerami na śmieci.”
Poza rozglądaniem się za bratem, stale musimy troszczyć się o zdobywanie nowej broni, amunicji, racji żywnościowych i benzyny. To banalnie proste zadanie, bo kanistry z benzyną, butelki z napojami energetycznymi, a nawet amunicja i strzelby porozrzucane są na każdym kroku naszej tułaczki. Gdzieniegdzie odnajdujemy także ocalałych ludzi, którzy po kilku sekundach dialogu dołączają do naszej grupy.
Współpodróżnych możemy przed każdą misją wysłać na poszukiwanie jedzenia lub benzyny, ale wręczając im broń do ręki musimy być świadomi, że mogą już nie wrócić. Ich śmierć to niezbyt przejmujący widok, bo w trakcie rozgrywki nie wymieniamy z ocalałymi nawet kilku słów. Mało tego, jeśli w naszym aucie zabraknie miejsca na dodatkowego pasażera, możemy wskazać palcem jednego z ocalałych i jednym kliknięciem rozstać się z nim na środku drogi. Ten pokornie odejdzie bez słowa. Zero dyskusji, zero pretensji. Większość postaci w grze nie ma żadnej osobowości.
W Survival Instinct pogrzebano żywcem nawet frajdę płynącą ze zwykłego strzelania. Owszem, arsenał jest dość zróżnicowany. Mamy kilka rodzajów broni białej (w tym nóż, młotek czy siekierę), są i strzelby, rewolwery, a nawet granat. Problem w tym, że używanie innej broni niż białej jest bezsensowne. Strzelając ze śrutu albo zwrócimy na siebie zbyt wielką uwagę, albo nawet jeśli wystrzelamy wszystkich przeciwników w etapie, wystarczy kilka kroków naprzód, w kierunku, który nieomylnie wyznacza nam kompas, i tuż za naszymi plecami pojawią się znienacka kolejne grupy zombie.
To niezwykle frustrujące uczucie, zwłaszcza w teoretycznie najciekawszych momentach zabawy. Wbiegam po schodach pożarowych na szczyt budynku, na którym być może ukrywa się mój brat, za mną i przede mną ani żywej duszy, przystaję na chwilę, odwracam się, i oczywiście już ktoś chce zakosztować mojego mięsa. Zombie pojawiają się zbiorowo nie wiadomo skąd, nawet w ślepych uliczkach, więc zabijanie ich to zwykle marnotrawstwo czasu i amunicji.
Pomiędzy etapami przemieszczamy się samochodem. Podróżując z jednego do drugiego punktu możemy wybrać trzy rodzaje dróg - stanową autostradę, zwykłą asfaltówkę i drogę gruntową. Takie wyprawy różnią się zużyciem paliwa i możliwością ewentualnego postoju. Na autostradzie często napotykamy karambole, a na drogach gruntowych opuszczone domy. Możemy wtedy kontynuować podróż inną drogą lub wysiąść na chwilę z wozu w celu uporania się z zastałą przeszkodą oraz w poszukiwaniu ewentualnych zapasów jedzenia czy benzyny. To ciekawe rozwiązanie pogrzebało bliźniacze podobieństwo napotkanych lokacji i podstawowe błędy gry, które przeszkadzają cieszyć się rozgrywką. W rezultacie wystarczy przebiec sprintem całą lokację i uzbierać odpowiednią ilość zaopatrzenia, po czym szybko wsiąść z powrotem do wozu.
I tak w kółko.
Oprawa graficzna miałaby powody do wstydu wiele lat temu, bo wygląda okropnie, animacje topornie i zabawnie, a nie strasznie; strzelanie z legendarnej kuszy Daryla budzi zaś politowanie, nie spustoszenie. Nawet menu początkowe jest brzydkie.
The Walking Dead: Survival Instinct to gra pozbawiona polotu i niewarta jakiejkolwiek uwagi. Szkoda pieniędzy.