Skip to main content

Powrót złodzieja. Recenzja Thief Simulator 2

Złodziej czasu, lecz nie mego serca.

Pierwsza część symulatora złodzieja okazała się małym hitem. Masa mechanik i niezwykle uzależniająca pętla rozgrywki wystarczyły, by miłośnicy gatunku kolejny raz przymknęli oczy na przestarzałą warstwę technologiczną, z których słyną symulatory, i oddali się nieskrępowanej zabawie w złodzieja. Choć gry z „Simulator” w tytule od lat przyzwyczajają nas do tego, by nie oczekiwać od nich zbyt wiele, to jednak po kontynuacji udanej produkcji z 2018 roku spodziewałem się czegoś więcej.

Symulatory są do siebie z grubsza podobne. Trzon wszystkich produkcji kojarzonych z polską marką wydawniczą PlayWay w zasadzie się nie zmienia - za każdym razem wcielamy się w przedstawiciela jakiejś profesji i powoli pniemy się po szczeblach kariery. Tym razem z łomem oraz wytrychem w ekwipunku zakradamy się do cudzych domów i garaży, by grabić mienie i bogacić się ich kosztem. Choć „Symulator złodzieja” jest klasycznym reprezentantem gatunku, to trudno byłoby pomylić go z jakimkolwiek innym tytułem.

Siłą gry są dziesiątki mechanik, których uczymy się i rozwijamy wraz z postępem zabawy. W ten sposób z początkującego włamywacza możemy wkrótce przeobrazić się w prawdziwego geniusza zbrodni, który hakuje systemy antywłamaniowe, palnikiem rozcina kontenery, a z pomocą lekarskiego stetoskopu otwiera zamki strzeżonych sejfów. Nowością jest opcja sterowania dronem, który posłuży do zrobienia zwiadu lub wyłączenia wysoko umieszczonej kamery. By to uczynić, nie wystarczy jednak wybrać odpowiedniego przycisku na klawiaturze - za wszystkimi mechanikami kryją się mini-gry, które testują naszą spostrzegawczość, refleks lub inteligencję.

Nasz progres reprezentowany jest poprzez odblokowywanie kolejnych umiejętności na drzewku rozwoju oraz kupowanie i ulepszanie narzędzi

I o ile w grach, które nie są symulatorami, zbyt częsta obecność tego rodzaju aktywności potrafi przeszkadzać, to w Thief Simulator 2 mnogość mechanik tworzy niesamowicie angażującą pętlę rozgrywki. A w zasadzie nie jedną, a wiele pętel, bo każdy rabunek wymaga użycia nieco innej strategii, zdolności i narzędzi. Raz wystarczy zająć się kamerą na ogrodzeniu, by potem niepostrzeżenie wślizgnąć się drzwiami na tyłach, a innym razem musimy dobrze przyjrzeć się codziennym rytuałom mieszkańców, by zjawić się o odpowiedniej porze i dostać się do domu oknem, w którym wytniemy dziurę.

Thief Simulator 2 oferuje także całkiem rozbudowaną kampanię fabularną, która nie jest powiązana z historią opowiedzianą w „jedynce”. W grze wcielamy się w postać złodziejaszka, który musi zwrócić potężnej organizacji przestępczej pół miliona dolarów. By zdobyć tę sumę, wykonujemy polecenia mafii, polegające - jak można się domyślić - na kolejnych rabunkach i innych nielegalnych aktywnościach, jak podrzucanie fałszywych dowodów czy napady. Szkoda tylko, że historia nie jest ani specjalnie interesująca, ani najlepiej podana - służy wyłącznie popychaniu wydarzeń na przód i jako taka radzi sobie co najwyżej przeciętnie.

W grze możemy też rozebrać skradziony samochód na części lub zdobyć kod do czyjejś skrzynki w paczkomacie. Ciekawą, choć słabo wykorzystaną nowością w grze, jest możliwość wezwania pomocniczki.

Problemem jest jednak to, że postępy fabularne są ściśle powiązane z rozwojem zdolności i pozyskiwaniem nowym narzędzi. Znaczna część naszego progresu uzależniona jest bowiem od tego, czego akurat żąda od nas mafia. Kolejne elementy drzewka rozwoju odblokowujemy więc nie dlatego, że tego chcemy, ale ponieważ tego wymaga misja kampanijna. Teoretycznie moglibyśmy działać na własną rękę i wszystkiego nauczyć się sami - tyle że kolejne zdolności wymagają nie tylko punktów doświadczenia, ale i odpowiedniego poziomu postaci. A te najszybciej rozwija się, wykonując właśnie misje fabularne.

Prowadziło to do sytuacji, w których mając do wykorzystania wolny punkt doświadczenia, wolałem wstrzymać się z jego użyciem na wypadek, gdyby kolejna misja wymagała ode mnie odblokowania konkretnej zdolności. Gdybym zdecydował inaczej, przez kilka następnych godzin musiałbym mozolnie piąć się do przodu, wykonując kolejne, nie zawsze ciekawe aktywności poboczne, by móc ruszyć do przodu z fabułą. A i tak zdarzały się sytuacje, że wątek główny musiałem odstawić na bok, by „wylevelować” postać do odpowiedniego poziomu lub zarobić na nowe, niezbędne narzędzie zbrodni.

Ale najważniejsze, to że można pogłaskać kotka

Jestem też mocno rozczarowany krótką listą nowości. Nie dość, że nowych mechanik jest niewiele, to główne lokacje nie różnią się specjalnie od miejsc, które mogliśmy odwiedzić w poprzedniej części. Ponownie trafiamy na osiedla domów jednorodzinnych, po których w kółko porusza się kilkoro ludzi i kilka samochodów. Miło byłoby dla odmiany udać się z łomem i wytrychem na typowe polskie blokowisko lub na plażę, by kryć się za parawanami i okradać urlopowiczów z bursztynowej biżuterii.

Słaba strona technologiczna wszelkich symulatorów jest w zasadzie cechą definiującą ten gatunek. Nic więc dziwnego, że oprawa graficzna przypomina tanie, „gazetkowe” produkcje, które pamiętam z czasów młodości, fizyka obiektów jest zaś tu raczej domeną naszej wiary, niż twardych praw rządzących światem gry. Na przykład, gdy czyjeś auto nie zdąży się przed nami zatrzymać, nie zostaniemy przez niepotrąceni, lecz... teleportujemy się na jego dach. Nie lepiej jest z inteligencją postaci niezależnych, którym zdarza się reagować w ekstremalnie nieadekwatny do sytuacji sposób. Policjanci, których interwencje polegają na chaotycznym bieganiu w kółko, lubią czasem zaciąć się w jakimś miejscu, przez co możemy się już nigdy ich nie pozbyć.

Nowością jest za to opcja oddania się w ręce władzy. Po trafieniu do więzienia możemy spróbować z niego uciec, a przy okazji zakosić parę policyjnych laptopów.

Czy będziemy dobrze bawić się w Thief Simulator 2, zależy przede wszystkim od tego, czy jesteśmy w stanie przymknąć oczy na grzechy pierworodne tego specyficznego gatunku. Jeśli więc miałeś frajdę, wcielając się mechanika samochodowego, renowatora domów czy właściciela stacji benzynowej, to pewnie i tym razem odnajdziesz tu coś dla siebie. Spędziłem w najnowszej grze studia CookieDev blisko 30 godzin - i choć kończyłem zabawę z poczuciem lekkiego zmęczenia formułą, to przez większość czasu bawiłem się całkiem nieźle.

Ocena: 6/10

Plusy:
+ Masa mechanik
+ Uzależniająca pętla rozgrywki
+ Brak problemów ze stabilnością gry
+ Można pogłaskać kotka
Minusy:
- Brzydka oprawa graficzna
- Słabe SI postaci
- Mało nowości
- Rozwój potaci jest za bardzo powiązany z postępem fabuły

Recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także