Titan Souls - Recenzja
Mała przygoda, mnóstwo zgonów.
Twórcy niezależnego Titan Souls inspirowali się niezapomnianym hitem Shadow of the Colossus. W efekcie otrzymaliśmy produkcję podobną w założeniach, ale uboższą i pozbawioną równie wyjątkowego charakteru.
Zasady zabawy są szalenie proste. Bohater posiada łuk i strzałę, a rozgrywka polega tylko i wyłącznie na odnajdywaniu kolejnych bossów i likwidowaniu ich. Zazwyczaj wystarczy jedno uderzenie w czuły punkt, by zakończyć starcie. Im dłużej przytrzymamy przycisk, tym mocniej naciągamy cięciwę. Strzałę musimy później odzyskać, przyciągając ją powoli mocą, albo przechodząc po niej.
By nie było zbyt łatwo, w cel trudno trafić. Przeciwnicy nie pozostają w miejscu, obracają się. Sami też musimy stale się ruszać - inaczej zostaniemy zgnieceni, trafieni pociskiem lub wyeliminowani w inny sposób. Nasza postać może biegać i wykonywać przewroty.
W Titan Souls śmierć nadchodzi błyskawicznie. Często kilka sekund po wejściu na arenę. Rzadko zdarza się, że odnosimy zwycięstwo przy pierwszym podejściu. Zazwyczaj potrzebujemy kilku prób, by nauczyć się zachowań bossa oraz domyślić się, jak ominąć elementy osłaniające czuły punkt.
Nie da się ukryć, że formuła rozgrywki jest dosyć specyficzna i z pewnością nie przemówi do każdego. Po każdej potyczce wędrujemy przez pustą krainę, nie spotykamy innych, pomniejszych przeciwników. W praktyce przechodzimy po prostu od jednego bossa do kolejnego, a spacer taki często trwa parę minut - musimy bowiem znaleźć odpowiednią ścieżkę, a niekiedy rozwiązać prostą zagadkę środowiskową.
Z pewnością starcia są emocjonujące, głównie przez stale obecną świadomość, że wystarczy najmniejszy błąd, byśmy momentalnie zginęli. Jeżeli tak się stanie, musimy przebiec na nowo od punktu kontrolnego do konkretnego wroga.
Titan Souls to bez wątpienia produkcja minimalistyczna. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że to zabieg tylko po części celowy, a po części efekt braku wystarczającego budżetu i czasu. Przykładem jest tutaj oprawa wizualna w pikselowym stylu „nowoczesnego retro”. W lokacjach zabrakło przywiązania do detali, otoczenia nie są wystarczająco szczegółowe, a większość obszarów prezentuje się po prostu nijako.
Akcję obserwujemy z nietypowej perspektywy, z lotu ptaka, ale pod lekkim kątem. Bohater wydaje się malutki, co zapewne ma tworzyć przytłaczającą atmosferę - jednak nie do końca się to udaje.
Chociaż pokonanie bossa sprawia sporo satysfakcji, to wcześniejsze podejścia - przed tym ostatecznym, gdy w końcu udaje nam się wyeliminować cel - są raczej źródłem frustracji typowej dla zręcznościowych platformówek. Wszystko zależy tu bowiem głównie od naszego refleksu, a nie od strategii, przygotowania i taktyki, jak na przykład w cyklu Souls.
Duży wpływ na taki stan rzeczy ma też ekwipunek, a raczej jego brak. Nawet wielokrotne próby walki z jednym bossem byłyby ciekawsze, gdybyśmy mieli możliwość zmiany broni.
Przeciwnicy są na szczęście dosyć różnorodni, szczególnie pod względem wyglądu. Projektanci przygotowali ciekawe modele, dzięki czemu - mimo różnych wad gry - mamy jednak ochotę odkrywać kolejnych oponentów. Trochę zbyt rzadko pojedynki składają się z kilku różnych faz. Kiedy jednak trafiamy na rozbudowaną walkę, jest to przyjemne i ekscytujące przeżycie.
Krótką podróż - która zajmuje niecałe cztery godziny, z mnóstwem zgonów - umila świetna ścieżka dźwiękowa. Pomaga budować tajemniczy klimat, obecny właściwie od początku. Nie mamy tu do czynienia z tradycyjną historią, narracją i cut-scenkami. Zabawa po prostu się rozpoczyna, a my od razu ruszamy przed siebie i spotykamy kolejne stwory.
Titan Souls powstało na bazie prototypu stworzonego w trzy dni i zbyt często jest to odczuwalne w trakcie zabawy. Założenia są interesujące, ale rozbudowana rozgrywka uczyniłaby przygodę o wiele bardziej angażującą. Otrzymaliśmy ciekawy eksperyment, który trochę zbyt często irytuje.