Król tenisa powraca, ale nie zalicza asa serwisowego. Recenzja TopSpin 2K25
13-letnia przerwa.
Niezbyt ładna gra z bardzo dobrym gameplayem - tak w skrócie można opisać TopSpin 2K25. Król tenisa powraca, ale biorąc pod uwagę gigantyczną przerwę od serii, którą nam - nomen omen - zaserwowano, niewiele się zmienił. Być może jednak tylko tego (i aż tego) potrzebowali fani wirtualnych zmagań na korcie.
Seria TopSpin powraca po długiej, 13-letniej nieobecności, tym razem z dopiskiem „2K”. Wygłodniali fani tenisa już ledwo zipią, sięgając jeszcze po TopSpin 4 z PS3 i Xbox 360, żeby nie paść z braku świeższych dań. Alternatyw za bardzo nie ma, bo choć pewne niewielkie studia próbują swoich sił w symulacji starć na korcie, nie można w ich przypadku mówić o pełnym sukcesie. Właściwie podobnie jest z TopSpin 25, z jedną różnicą - gameplay jest tu właściwie perfekcyjny. A to on liczy się najbardziej.
Mistrzowska rozgrywka
Gra w TopSpin 2K25 to czysta przyjemność. Wszystkie mechaniki są tu idealnie wyważone, zawodnicy zawsze słuchają się naszych poleceń, a gdy popełnią błąd, to wiemy, dlaczego się tak stało, więc nie ma mowy o poczuciu nieuczciwości. Pod względem rozgrywki, ten wirtualny tenis bez wstydu może stanąć w jednym szeregu z największymi sportowymi tytanami branży - to ta sama jakość, co FIFA (FC), NBA 2K, Madden czy NHL.
Trzeba jednak otwarcie przyznać, że za taki stan rzeczy w dużej mierze odpowiada fakt, że TopSpin 25 zbudowano na solidnych fundamentach TopSpin 4, czyli wspomnianej już poprzedniej części serii sprzed lat. Wniosek można mieć dwojaki: albo TopSpin 4 wyprzedziło swoje czasy, albo TopSpin 2K25 prezentuje zbyt mało zmian w rozgrywce. Ja sądzę, że lepsze jest takie wyjście, niż gdyby twórcy mieli przekombinować i odejść od szlifowanych przez lata, dopracowanych mechanik.
Tym bardziej że pewne zmiany w gameplayu są jednak widoczne. Największą jest nowy znacznik idealnego uderzenia, który podpowiada, w którym momencie powinniśmy puścić przycisk wybranego rodzaju uderzenia, żeby było ono możliwie jak najcelniejsze. To świetny dodatek, bo pozwala szybciej nauczyć się prawidłowego rytmu gry. Nowa jest też mechanika serwowania, która lepiej symuluje zagrywki na prawdziwym korcie.
Wymiany uderzeń są też zdynamizowane i zazwyczaj krótsze niż w TopSpin 4 - a to dlatego, że idealnie posłana piłka ma nieco więcej mocy, ale jednocześnie większą szansę na trafienie w siatkę czy aut. Gra zapewnia tym samym szerszy wachlarz emocji i eliminuje niepotrzebnie przedłużone wymiany piłek.
W TopSpin 2K25 fantastyczne jest też to, że dobre wstrzelenie się w moment oddania uderzenia to czasami dopiero połowa sukcesu. Na celność posłanej piłki ma wpływ zmęczenie zawodnika lub zawodniczki, długość aktualnej wymiany, siła strzału czy trudność odbioru danej piłki.
Jest kilka sztuczek, które pozwalają nieco zniwelować ryzyko niepowodzenia przy odbiorze trudnego zagrania. Przede wszystkim zamiast uderzenia siłowego można wybrać lżejsze, ale precyzyjniejsze, a poza tym można zagrać podcięciem, które sprawia, że piłka leci długo, co daje nam nieco więcej czasu na zajęcie dobrej pozycji na korcie.
Zmęczenie rywala poprzez posyłanie piłki raz w lewo, a raz w prawo czy udany lob, gdy ten próbuje nas „skrócić”, podchodząc pod siatkę i uderzając z woleja, sprawiają niesamowitą satysfakcję. Szczególnie gdy słyszy się, jak widownia wzdycha z podziwem i klaszcze, doceniając kunszt naszej taktyki. Atmosfera jest tu niesamowita.
TopSpin 25 wygląda dobrze… z daleka
Największym, widocznym na pierwszy rzut oka niedociągnięciem gry jest jej oprawa graficzna. Jestem osobą, która zawsze wybiera płynność ponad grafikę, ale TopSpin 2K25 przekracza moje granice tolerancji przestarzałej oprawy.
Gra wygląda dobrze podczas rozgrywki, kiedy kamera jest zawieszona nad kortem, symulując transmisje telewizyjne. Natomiast wszelkie powtórki i zbliżenia na zawodników i zawodniczki - a nie daj boże na widownię czy inne „poboczne” postacie - sprawiały, że na mojej twarzy malował się grymas będący połączeniem bólu i zażenowania. Ujęcia prezentujące akcję z bliska są rozmazane, mają widoczny aliasing (postrzępione krawędzie) i eksponują słabą jakość oświetlenia oraz modeli. Miałem wrażenie obcowania z tytułem ledwo łapiącym się na poprzednią generację konsol, albo stworzonym przez średnio doświadczone, niewielkie studio.
Słaba jakość oprawy to jedno, ale dochodzi do tego fakt, że zawodnicy i zawodniczki światowej klasy nie wyglądają tak dobrze jak ich odpowiednicy w innych topowych grach sportowych. Co prawda da się ich rozpoznać, ale do idealnego odwzorowania daleko. Sam wydawca, 2K Sports, ma przecież w portfolio serię NBA 2K, która najlepszych zawodników przenosi do wirtualnej przestrzeni właściwie jeden do jednego.
Dochodzi tu wręcz do pewnego dysonansu. Gra wygląda nieźle podczas rozgrywki, a zawodnicy poruszają się jak żywi, ale gdy pokazują się ujęcia ze zbliżeniami, cały ten czar pryska, jakbyśmy w tych krótkich momentach mieli do czynienia z zupełnie innym tytułem. To naprawdę dziwne, chyba nieznane mi do tej pory doświadczenie.
O ile jednak gra zawodzi na polu graficznym, o tyle wprost błyszczy, jeśli chodzi o jakość animacji. Ruchy zawodników są płynne i pięknie blendują się jeden w drugi, więc nie ma mowy o robotycznych przeskokach i gestach. Szczególne wrażenie robią animacje trudnych zagrań, które zmuszają zawodników do nietypowych ustawień ciała i rakiety.
Twórcy zadbali też o personalizowane animacje dla zawodników i zawodniczek ze szczytu światowych rankingów. Nie jest ich dużo, ale faktycznie można rozpoznać charakterystyczne style serwowania, forhendów, bekhendów czy tzw. „return idles”, czyli ustawień w oczekiwaniu na return piłki po serwie.
Obecność Igi Świątek cieszy, ale brakuje tu wielu gwiazd tenisa
W TopSpin 25 do wachlarza dostępnych gwiazd tenisa dołącza Iga Świątek, co z pewnością jest powodem do radości i dumy. Pokierować możemy łącznie 25 sławami, zarówno tymi aktywnymi, jak i legendami będącymi na sportowej emeryturze. Braki w tym aspekcie są jednak dość odczuwalne - przykładowo jeśli chodzi o mężczyzn, znajdziemy tu tylko siedmiu aktywnych aktualnie zawodników turnieju ATP. Na liście nie ma choćby Novaka Djokovića, Rafaela Nadala, Jannika Sinnera czy Stefanosa Tsitsipasa. W kwestii zawodniczek jest podobnie - gdzie Ons Jabeur, Aryna Sabalenka czy Jessica Pegula?
Nieobecność tak wybitnych tenisowych talentów to spore zaskoczenie. Mowa przecież o dużej firmie, którą jest 2K Sports. To trochę tak, jakby FIFA (FC) ukazała się bez Messiego, Ronaldo, Mbappe czy Haalanda. Na szczęście twórcy zapowiadają, że w kontekście listy zawodników to nie koniec, i po premierze gry pojawi się więcej nazwisk, więc jest szansa na poprawę sytuacji.
Zdecydowanie lepiej sprawa wygląda w przypadku innych licencjonowanych treści. Możemy wziąć udział we wszystkich czterech turniejach Wielkiego Szlemu i rozgrywać spotkania na pokaźnej liczbie ładnie odtworzonych kortów na całym świecie. Cieszy też przywiązanie do detali: gdy gramy na korcie ceglastym, zawodnicy ślizgają się, gdy dochodzą do trudnych piłek, i zostawiają na podłożu ślady. W przerwie nawierzchnia jest jednak doprowadzana do porządku.
Jeśli chodzi o dostępne tryby zabawy, to zaskoczeń nie ma - deweloperzy poprawnie odrobili zadanie domowe. Mamy tryb szybkiej gry, karierę zawodnika oraz kilka wariantów gry wieloosobowej przez sieć.
Kariera zainteresuje zapewne sporą część graczy. Tworzymy własnego zawodnika lub zawodniczkę, a następnie pniemy się w rankingu, zaczynając od 80. miejsca. Zabawę podzielono na miesiące, a w każdym miesiącu możemy wziąć udział w grze treningowej, specjalnym wydarzeniu (które wprowadza do gry nietypowe zasady) i turnieju. Branie udziału w rozgrywkach oraz podróże po świecie stopniowo wyczerpują energię naszego gracza, więc trzeba nią rozsądnie zarządzać, okazjonalnie rezygnując z eventów i wybierając odpoczynek. W przeciwnym przypadku można nabawić się kontuzji, która wyklucza ze zmagań na dłuższy czas.
Osiąganie kolejnych poziomów kariery pozwala rozwijać zawodnika lub zawodniczkę, ulepszając wybrane atrybuty, jak w grze RPG. Dochodzi do tego możliwość zatrudnienia trenera, co w szerszej perspektywie pozwala jeszcze bardziej rozwinąć postać. Szkoda tylko, że wspomniane braki na liście tenisowych gwiazd negatywnie wpływają na rozgrywki w trybie kariery. Jako że znanych, aktywnych zawodników jest tak mało, to przez lwią część zabawy toczymy pojedynki z wymyślonymi graczami.
To nie byłaby gra wydana przez 2K, gdyby nie monetyzacja. Na szczęście TopSpin 2K25 nie przypomina wirtualnego kasyna, którym od lat są kolejne odsłony NBA 2K. Jest tu cyfrowa waluta, za którą kupujemy przedmioty kosmetyczne czy trenerów, ale nie trzeba sięgać po mikrotransakcje, żeby dobrze się bawić. Osoby, które chcą się mocniej wkręcić w nowego wirtualnego tenisa być może ucieszą się też z tutejszego odpowiednika „karnetu bojowego”, który pozwala zdobywać dodatkowe nagrody.
Podsumowanie
To, co najlepsze w TopSpin 2K25, ma wyraźne korzenie w poprzedniej odsłonie serii, a przez 13 lat można się było spodziewać nieco więcej innowacji i świeżych pomysłów. Wątpliwości nie ulega jednak fakt, że ta gra jest absolutną pozycją obowiązkową dla fanów tenisa. Trudno wyobrazić sobie tytuł, który podczas siedzenia przed monitorem z kontrolerem w dłoniach zapewniłby zabawę tak zbliżoną do prawdziwych zmagań na korcie.
Ocena: 7/10
Plusy: |
+ Fenomenalny gameplay |
+ Animacje cieszą oko |
+ Pokaźna liczba kortów |
+ Oprawa dźwiękowa i atmosfera prawdziwego meczu |
Minusy: |
- Przestarzała oprawa graficzna |
- Braki na liście zawodników i zawodniczek |
- Niektórzy zawodnicy i zawodniczki nie są zbyt podobni do pierwowzorów |
Recenzja gry została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.