Total War: Rome 2 - Recenzja
Dziel i rządź.
Total War: Rome 2 nie jest grą idealną. Twórcy krok po kroku rozwijają serię, stawiając coraz większy nacisk na aspekt militarny oraz efektowne bitwy.
Total War to seria, dzieląca rozgrywkę na dwa elementy. Na część strategiczną, gdzie przemieszczamy oddziały między prowincjami, handlujemy i rozbudowujemy miasta, a także na część taktyczną w postaci bitew rozgrywanych w czasie rzeczywistym.
Na początku gry stajemy przed wyborem kultury, której losami pokierujemy - na przykład Rzym, Plemiona galijskie czy Plemiona brytyjskie. Następnie wybieramy jedną z kilku frakcji w obrębie danej kultury. Wśród Królestw diadochów będzie to Egipt oraz Macedonia, ale jeśli zdecydujemy się na Rzym, to możemy zdecydować się na jedną z trzech frakcji, reprezentowanych przez wielkie rody. Są to Dom Kornelii, Dom Julii i Dom Junii.
Każda z nich zarządza tą samą powierzchnią Rzymu, jednak różnią się bonusami. I tak, Dom Junii przyniesie obfitsze, rolnicze plony, a wybierając Dom Kornelii zbierzemy większe podatki.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wcielić się w wodza Kartaginy i niczym Hannibal rozpocząć natarcie na Półwysep Apeniński. Ale nie tylko, ponieważ do podbicia dostajemy całkiem spory świat. Od wybrzeży Afryki Północnej po Azję Mniejszą.
„Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wcielić się w wodza Kartaginy i niczym Hannibal rozpocząć natarcie na Półwysep Apeniński.”
Jeśli zdecydujemy się jednak na poprowadzenie jednej z dostępnych frakcji rzymskich, to cóż - powinniśmy nastawić się na niewątpliwie wymagające wyzwanie. Wszak w 272 p.n.e., czyli w czasie rozpoczęcia kampanii dla pojedynczego gracza, Rzymianie jeszcze nie dominowali na terenach dzisiejszych Włoch. Owszem, są silni, ale to od nas zależy, czy rozwiniemy potężne państwo, czy niedostrzeżenie znikniemy w odmętach historii. A gra jest wymagająca.
Żeby odnieść zwycięstwo w kampanii, należy spełnić szereg warunków. Gra przydziela wytyczne oraz misje. Wygrać możemy poprzez dominację militarną , ekonomiczną lub kulturalną. W przypadku wygrania na polu walki, otrzymamy misje w postaci zdobycia oznaczonej prowincji, czy rozpoczęcia wojny z Kartaginą. Wiele ze zdarzeń inspirowanych jest rzeczywistym tłem historycznym.
I tu widać pierwszą zmianę, względem poprzedniej części serii Total War - Shogun 2. Mapę rozparcelowano na duże prowincje. Te znowuż dzielą się na cztery regiony, z których każdy posiada osadę. Natomiast stolica prowincji to potężne i najtrudniejsze do zdobycia miasto. To pomiędzy nimi przemieszczamy dowodzone przez generałów oddziały oraz jednostki specjalne w postaci dygnitarzy czy szpiegów.
Gdy zechcemy rozbudować miasta, by zwiększyć czerpane dochody z regionów, czy móc produkować nowe rodzaje wojsk, nie musimy już klikać oddzielnie na każde miasto na mapie. Rozbudową kierujemy z pozycji prowincji, w małym okienku. Dzięki temu sprawnie i szybko modernizujemy nasze włości. System jest prosty, przejrzysty i znacznie usprawnia rozgrywkę. Nie giniemy w gąszczu symbolizujących osady okienek, przełączając się z jednego do drugiego. Problemów z zarządzaniem, nawet ogromnym imperium, mieć nie będziemy.
Elementami zapewniającymi prężny rozwój państwa są bez wątpienia handel i dyplomacja. Tradycyjnie już dla produkcji z tego gatunku z poziomu menu dyplomacji możemy zawierać sojusze, podpisywać traktaty handlowe czy pakty o nieagresji. Komputerowa sztuczna inteligencja sprytnie kieruje poczynaniami pozostałych frakcji. Nie mamy co liczyć na to, że za bezcen osiągniemy wyznaczone cele, jeśli te nie będą zbieżne z założeniami nacji, z którą aktualnie prowadzimy pertraktacje. Warto zauważyć, że w poprzednich odsłonach cyklu takie rozsądne działanie jednostek sterowanych przez sztuczną inteligencję było czymś zdecydowanie rzadszym.
Z ziem zdominowanego przez nas przeciwnika, możemy uczynić protektorat. I choć poziom możliwych opcji dyplomatycznych nie dorównuje serii Europa Universalis, to już w porównaniu z Cywilizacją, nowy Total War nie ma się czego wstydzić.
Niemniej, zawiodłem się na handlu. Owszem, jest on ważny dla dobrobytu kraju, bo im więcej porozumień handlowych, tym więcej dóbr ściągamy do państwa, wzbogacając jednocześnie własny skarbiec. Tylko tyle i aż tyle. Szkoda, że nie pokuszono się o pogłębienie tego zagadnienia.
Za to przy pobieraniu podatków, ustalamy ich wysokość nie względem każdego regionu, ale dla całych naszych włości. Skutkuje to tym, że mniej czasu spędzamy na klikaniu w menu, przesuwając suwaczki; z drugiej strony, nie możemy różnicować podatków w prowincjach.
Znakiem rozpoznawczym serii Total War są bitwy toczone w czasie rzeczywistym. Sterowanie nielicznymi jednostkami nie nastręcza trudności, aczkolwiek manewrowanie wielką armią, wspartą posiłkami, to nie lada wyzwanie. Sztuka wojenna wymaga wprawy w ustawianiu oddziałów w formacje, ale po jej opanowaniu rozgrywka jest bardzo satysfakcjonująca. Na szczególną uwagę zasługuje testudo - formacja żółwia, w której żołnierze tworzą zwarty szyk, szczelnie kryjąc się pod tarczami przed ostrzałem łuczników, jednocześnie nacierając na wroga.
„Znakiem rozpoznawczym serii Total War są bitwy toczone w czasie rzeczywistym.”
Już Shogun 2 był bardzo atrakcyjny wizualnie, lecz nowa odsłona Total War idzie o krok dalej, oferując przepiękną oprawę graficzną. Zadbano o najdrobniejsze detale w wyglądzie kierowanych przez nas wojsk. Znakomicie spisuje się dynamiczne oświetlenie, podkreślające dramaturgię starć. Animacje walki czy marszu są bardzo płynne i naturalne. Mapa świata również jest milsza dla oka.
Jednak to, co najbardziej przykuwa uwagę, to tryb przełączenia się na perspektywę kinową. Możemy go włączyć po zaznaczeniu konkretnego oddziału. Kamera obniża się wówczas do widoku zza pleców żołnierzy. Widzimy jak stoją, podskakują zdenerwowani czy poprawiają swój oręż. W ten sposób również możemy sterować oddziałem, wydając mu polecenie marszu bądź walki. Gdy przyjdzie nam pokierować natarciem, w chwili zwarcia dwóch wrogich oddziałów, cóż - widok zapiera dech. Niemniej, tak jak w Shogun 2, tak i tu nie ujrzymy krwi rannych ludzi.
W trybie kamery kinowej możemy nie tylko kierować legionami, lecz prowadzić też ostrzał z katapult zamocowanych na statkach. Samodzielnie obierając cel ataku. Świetna sprawa. Szkoda tylko, że Rome 2 ma naprawdę duże wymagania sprzętowe.
Gdy na głównej mapie armia zbliża się do morza i wskażemy je jako cel marszu, żołnierze przesiądą się na statki. Kierowanie nimi zarówno w widoku strategicznym, jak i podczas bitew nie jest trudne. I chyba po raz pierwszy w serii statki nie są tylko efektownym dodatkiem. Owszem natarcie jednej łajby na drugą i jej roztrzaskanie wygląda świetnie. Niemniej, ich umiejętne zastosowanie podczas potyczki potrafi przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Czego najlepszym przykładem jest jedna z bitew historycznych, rozgrywająca się na przedmurzach Kartaginy.
„Komputer steruje armiami sensownie, nie podejmuje absurdalnych decyzji.”
Co istotne, podczas walk możliwe jest przełączenie się na mapę taktyczną. Ukazuje ona pole bitwy z loku ptaka. Nasze oraz wrogie jednostki oznaczono emblematami. Z tego poziomu wydajemy rozkazy oddziałom, przesuwając je po mapie. Usprawnia to zarządzanie żołnierzami i ułatwia podejmowanie decyzji.
W poprzednich częściach Total War, komputerowa inteligencja często szwankowała zarówno podczas bitew, jak i w widoku strategicznym. Nierzadko byliśmy świadkami sytuacji, w których przeciwnik atakował resztkami oddziałów ufortyfikowane miasto lub porzucał w popłochu swoje osady, zarządzając odwrót potężnej armii w obliczu ofensywy przeprowadzonej przez niewielki oddział gracza. W Rome 2 pod tym względem jest już znacznie lepiej. Komputer steruje armiami sensownie, nie podejmuje absurdalnych decyzji. I choć zdarzają się wpadki, to nie rzucają się w oczy tak jak to miało miejsce w drugim Shogunie.
Choć nowy Rome największy nacisk stawia na aspekty wojenne, to pozostałe elementy również uległy istotnym zmianom. Uproszczono drzewko rozwoju technologicznego, pozostawiając do „wynalezienia" zaskakująco mało technologii.
Warto zwrócić uwagę, że sterowane przez nas Cesarstwo Rzymskie wewnętrznie konkuruje o wpływy z innymi frakcjami. Co możemy zrobić? Możemy wydać rozkaz zabicia przedstawiciela wrogiej rodziny, adopcji, zawarcia małżeństwa lub uknucia intrygi, w efekcie której podopieczny z naszego rodu uzyska awans w wojsku. Nie są to elementy bardzo istotne i rozbudowane, aczkolwiek stanowią ciekawy dodatek.
Jeśli jednak znudzi nam się kampania, możemy przełączyć się na tryb bitew historycznych - niestety, póki co tylko czterech. Stoczymy boje począwszy od zdobycia wspomnianej Kartaginy, po bitwę w Lesie Teutoburskim, w którym Rzymianie ponieśli sromotną klęskę.
Total War: Rome 2 to piękna i długa gra, z dynamicznymi bataliami. Jest zaskakująco przystępna, oferując świetną zabawę. Jest jednak nieco niespójna pod kątem rozgrywki - niektóre elementy stanowią niemalże dekorację, a rozwinięte - mogłyby zdecydowanie podnieść wartość całej gry.