Transistor - Recenzja
Cyberpunkowa ballada.
Druga gra twórców chwalonego Bastionu to zupełnie nowa opowieść, jednak z drobnymi podobieństwami i nawiązaniem do pierwowzoru. To artystyczna i narracyjna perełka, która pod płaszczykiem skomplikowanego, cyberpunkowego świata opowiada o bardzo przyziemnych sprawach. Napotykamy je każdego dnia.
W cudownym, nowoczesnym mieście Cloudbank piękna piosenkarka o imieniu Red zostaje zaatakowana przez grupę zwaną Camerata. Ta tajemnicza organizacja próbuje w sposób zakulisowy rządzić całym światem. Zamach nie udaje się jednak, gdyż tajemnicze urządzenie, przypominające wielki miecz, zamiast zaatakować główną bohaterkę, przebija nieznanego mężczyznę, który stanął w jej obronie.
Ale i ten nie umiera. Wspomniane urządzenie, zwane Transistorem, „pochłonęło” całą osobowość oraz głos ofiary. Odtąd milcząca Red i mówiący do niej miecz przemierzają świat w celu wymierzenia sprawiedliwości zleceniodawcom morderstwa.
Logan Cunningham - pamiętny narrator Bastionu - ponownie wciela się w kluczową rolę gry studia Supergiant. Mówiący Transistor zwraca się bezpośrednio do głównej bohaterki i prowadzi monologi, będące głównym źródłem postępu fabuły.
Poruszamy się po świecie widzianym w rzucie izometrycznym, raz po raz przerywanym pięknymi, choć skromnymi scenkami przedstawiającymi poczynania Red i jej towarzysza. Futurystyczny świat Cloudbank przypomina nieco dzieła polskiego pisarza Jacka Dukaja - napotykamy na dziesiątki terminów i pojęć, których definicje nierzadko pozostają bez bezpośredniego wytłumaczenia, pozwalając na snucie własnych wniosków.
Rzeczywistość Cloudbank nie do końca wydaje się realna i na każdym kroku zastanawia nas, czy nie jest czasem tylko symulacją komputerową. Nie mamy pewności, czy w tym świecie istnieje nawet coś takiego, jak cielesność i materia organiczna, a informacje odkrywane krok po kroku nie do końca rzucają światło na zadawane pytania. To piękny i interesujący świat, który pozostaje tajemniczy do końca przygody.
Kolorowe i interesujące projekty otoczenia łączą się z ciekawą muzyką, którą w każdym momencie możemy wzbogacić, zatrzymując się na chwilę i wciskając jeden przycisk. Wówczas nasza bohaterka - piosenkarka zaczyna nucić aktualnie słyszaną melodię. Nie da się nie polubić tej rudowłosej piękności.
„Walka stawia krok dalej niż pierwsza gra utalentowanego studia.”
Miasto i jego zakamarki odkrywamy stopniowo, wędrując po kolejnych dzielnicach i walcząc z mechanicznymi istotami, zwanymi Process, których pochodzenie jest równie tajemnicze, co reszta tego świata.
Walka stawia krok dalej niż pierwsza gra utalentowanego studia. Wraz z rozwojem postaci i napotykanymi na drodze ciałami, których osobowość możemy zgrać do Transistora, funkcje miecza zwiększają się. Każda zgrana osoba to oddzielny rodzaj ataku, który możemy wymierzyć za pomocą naszej broni.
Różnorodne umiejętności stosujemy w walce w czasie rzeczywistym, ale możemy też skorzystać z najsilniejszej mocy Transistora. Co pewien okres, zatrzymujemy czas i zupełnie jak w grze turowej planujemy dokładnie całą serię ataków i manewrów, które po chwili wykona Red. Nie jest to jednak do końca pełen model walki turowej, gdyż tylko właścicielka tajemniczego miecza może wstrzymać bieg wydarzeń i przechytrzać oprawców.
Łącznie zdobywamy około szesnastu bardzo odmiennych umiejętności, w grze zwanych funkcjami. Możemy serwować mieczem mocne ataki z bliska, strzelać silnymi promieniami z dystansu, znikać, podkładać bomby, a nawet przyzywać pomocników. Gracz wybiera tylko cztery aktywne ciosy, które przyporządkowane są czterem głównym przyciskom na padzie. Nie jest to jednak koniec wyboru sposobu działania, gdyż resztę funkcji możemy podpiąć jako moce pasywne pod wybrane aktywne, i zmienić tym działanie podstawowego ciosu. W ten sposób atak z dystansu może dodatkowo wyssać życie z przeciwnika albo po wszystkim rozrzucić dookoła bohaterki kilka mniejszych bomb. Wreszcie zaś w specjalne miejsca możemy wpiąć kolejne umiejętności pasywne, które działają na wszystkie moce Red.
Liczba kombinacji jest całkiem imponująca i zapewnia dużo zabawy przy poznawaniu nowych odmian ulubionych ataków. Należy jednak uważać, by w trakcie walki nie doznać zbyt dużych obrażeń, gdyż to wyłącza poszczególne ataki i nie pozwala z nich korzystać przez pewien czas. Zmuszeni jesteśmy wtedy na tworzenie zupełnie innych ataków, opartych na innej kombinacji dostępnych funkcji.
Choć pozornie skomplikowana, mechanika rozgrywki jest bardzo łatwo przyswajalna i po kilku walkach wydaje się wręcz za łatwa. Dlatego w miarę postępów uzyskujemy dostęp do tzw. limiterów, czyli specjalnych utrudnień gwarantujących zdobycie wyższego doświadczenia z potyczek. Każdy limiter prezentuje coś innego - jeden wzmacnia siłę przeciwników, inny pomnoży ich na polu walki albo skróci czas korzystania z trybu turowego.
Wszystkie modyfikacje pozwalają na ustawienie dokładnie takiego rodzaju wyzwania, jakiego sobie życzymy, a w zamian nagradza nas wyższym doświadczeniem, prowadzącym do odblokowania nowych umiejętności.
Mimo szerokiego wachlarza opcjonalnych utrudnień, grę ukończymy w niespełna dziesięć godzin. Nie jest to dużo w kontekście świetnej zabawy, jaką oferuje model walki. Co prawda, dostępny tryb „New game +” umożliwia rozpoczęcie zabawy od nowa przy zachowaniu umiejętności, a potyczki są wyraźnie trudniejsze, jednak nie możemy oczekiwać ciekawszej nagrody. Co najwyżej, otrzymamy kopię już posiadanej funkcji, którą możemy podpiąć nie jako aktywną, ale jako pasywną w wolnym miejscu, i w ten sposób próbować kreatywnych kombinacji.
Gra studia Supergiant Games oferuje zupełnie nowe doświadczenia i bardzo wciągającą rozgrywkę, jednak wyraźnie czuć, że twórcy cały czas podążają utartym już szlakiem. Transistor, mimo odmienności przedstawionego świata i dodatkowego trybu turowego, bardzo przypomina Bastion. Wrażenie to pogłębia obecność Cunninghama.
To oczywiście projekt bez wątpienia godny uwagi, lecz i refleksja, że również twórcy niezależni w kolejnych grach powielają własne schematy i stosują sprawdzone rozwiązania.