Trials Rising - Recenzja
Mniej futurystyczny, wciąż wciągający.
Wracamy do korzeni. Trials Rising porzuca wszelkie narracyjne fantazje na temat futurystycznych światów, postapokaliptycznych krain i skupia się na sednie, czyli na motocrossie i dobrej zabawie.
Studio RedLynx wraz z najnowszą częścią wraca do współczesności, by w ramach zabawy przedstawić prostą historię. Rozpoczynamy karierę jako kierowca motocyklowy, który przyłącza się do kolejnych konkursów motocrossowych i szuka sponsorów. W ten sposób przemierza cały świat, walcząc z coraz to bardziej zagmatwanymi i pokręconymi torami, które musi pokonać na dwóch kołach, unikając wywrotki.
Klasyczna już rozgrywka sama w sobie zbyt wiele się nie zmieniła. Motocyklista poruszający się na dwuwymiarowym torze musi nie tylko kontrolować gaz i hamulec, ale też balansować ciałem, by nie przewrócić się w trakcie podjeżdżania oraz zjeżdżania po stromych i fantazyjnie wygiętych rampach.
Reguła jest prosta: upadniemy na plecy - koniec gry. Przeciążymy przy zjeździe z górki i wywrócimy się bez możliwości ruchu - koniec gry. Podskoczymy na rampie i wpadniemy w ścianę, bądź eksplodujące przeszkody - oczywiście koniec gry.
Proste zasady nie oznaczają oczywiście prostej rozgrywki. Trials Rising, podobnie jak poprzednie odsłony, to gra bardzo frustrująca, ale i budząca wiele ambicji. Przycisk powrotu do początku trasy naciskamy częściej niż w jakiejkolwiek innej produkcji. Jeżeli zależy nam na rekordowych czasach przejazdów, to - prawie jak w Hotline Miami - musimy być szybcy i bezbłędni. Inaczej zaczynamy od początku.
Poziom trudności jest w tej części dość wysoki, ale to sedno Trials i raczej nie można oczekiwać czegokolwiek innego. Jedyny problem mogą stanowić późniejsze trasy, które poza znajomością wszystkich wymyślnych przeszkód, wymagają również sporo precyzji graniczącej ze zwykłym szczęściem. W kilku momentach nawet powtarzanie tego samego ruchu nie gwarantuje tych samych efektów.
Poziomy wymagają od nas dbania o dużą prędkość poruszania się, by sięgać najkorzystniejszych odcinków trasy. Przydaje się także wysoka samokontrola, gdy znienacka cała platforma, po której jedziemy wznosi się, a my musimy gwałtownie wyhamować. Mile widziana jest również nutka szaleństwa, gdy gra każe nam przebić się przez deski, by odkryć sekretny zjazd.
Trials Rising jest bogaty w trasy. Zaczynamy w Stanach Zjednoczonych, by po pierwszych eliminacjach trafić do Europy i do reszty świata, gdzie każda mapa zawiera charakterystyczną dla rejonu stylizację i odmienny klimat (włącznie z muzyką). Wszystko z odpowiednią dozą humoru i puszczania oka do odbiorcy. Zwiedzamy między innymi budowy w sporych aglomeracjach, piękne fińskie okoliczności przyrody, albo wyolbrzymioną Rosję wypełnioną po brzegi rakietami.
Każda zwycięska pozycja nagradza nas punktami doświadczenia, a po osiągnięciu nowego poziomu skrzynią z nagrodami. Nagrody to głównie kosmetyka, gdyż w grze zmieniamy kostiumy motocyklisty oraz wygląd samych motocykli. Lootboksy niczym z Overwatch i Apex Legends to coś nieoczekiwanego w grze tego typu, ale póki nie wydajemy na nie dodatkowych, rzeczywistych pieniędzy, nie wydaje się szkodliwe. Opcja płatności jest jednak dostępna.
Zupełnie nowym trybem gry jest Tandem, gdzie dwóch graczy w kooperacji steruje jednym motocyklem i odpowiada za prędkość i balansowanie pojazdem. Śmieszna zabawa nie jest jednak niczym, co przyciąga na długo i pełni raczej rolę dodatkowej ciekawostki oraz chwilowej odskoczni.
Bicie rekordów i walka o złote medale to jednak sedno Trials Rising i w tym aspekcie gra spisuje się świetnie. Możliwość rywalizacji z graczami przez sieć, bądź też walka z ich „duchami” w starciach o najlepszy czas, to jeden z głównych motywatorów, zmuszających nas do ciągłego powtarzania trasy, bo „tym razem się uda!”.
Jedynym minusem wpływającym bezpośrednio na rozgrywkę są zdarzające się czasami problemy z fizyką. Bardzo łatwo kręcić salta w powietrzu i czasami, mimo że motocykl wydaje się lekki, to nie lądujemy tak, jak planowaliśmy.
Trudno też wyczuć siłę wybicia się z rampy, więc jeżeli trasa wymaga precyzyjnego wlotu w wąską szczelinę, momentami haczymy kołem bądź kaskiem, co gra uznaje za kraksę i każe nam zaczynać od początku. Możemy próbować wyczuć każdy motocykl oraz jego fizykę jazdy i skoków, ale nie oznacza to, że czasami nie zaskakują swoimi zachowaniami.
Podobnie jak w Trials Fusion z 2014 roku, także tutaj mamy możliwość korzystania z edytora tras. Liczba elementów do składania własnych torów jest imponująca i może ze spokojem zabrać pasjonatom tworzenia i dzielenia się poziomami wiele godzin. Zaprojektowanym dziełem możemy dzielić się z innymi. Obserwowanie bicia rekordów na własnej trasie budzi satysfakcję.
Trials Rising jest udaną kontynuacją serii, która wróciła do prostych klimatów motocyklowych, bez futurystycznych udziwnień, ale zarazem zachowała swoje szaleństwo w postaci wykreowanych torów. To wymagająca, satysfakcjonująca i ucząca cierpliwości produkcja. Konieczność rozpoczynania kolejnych przejazdów od nowa ekscytuje i wciąga na długo.
Plusy: | Minusy: |
|
|
Platforma: PC, PS4, Xbox One, Switch - Premiera: 26 lutego 2019 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: zręcznościowe wyścigi - Dystrybucja: cyfrowa , pudełkowa - Cena: 90-180 zł - Producent: RedLynx, Ubisoft Kiev - Wydawca: Ubisoft Polska
Recenzja Trials Rising została przygotowana na podstawie egzemplarza PS4 dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Ubisoft Polska.