Tryb kooperacji w Far Cry 3
Krótki raport prosto z Rook Island.
Tryb kooperacji w Far Cry 3 opowiada historię niezwiązaną z Jasonem i jego przyjaciółmi. Gracz wciela się w jednego z czterech bohaterów, którzy - trzeba przyznać - wyróżniają się z tłumu. Rosjanin wygląda jakby dopiero co opuścił ciężki zakład karny; były policjant naśladuje Stevena Seagala; wojskowa pani ma niebagatelne doświadczenie w strzelaniu; i wreszcie Szkot (Irlandczyk?), którego zrozumieć można jedynie po włączeniu napisów.
Cała czwórka zostaje oszukana przez kapitana statku. Po przeprowadzeniu szybkiej zemsty lądujemy z workiem diamentów na wyspach archipelagu Rook Island. Bohaterom nie w smak tropikalna pogoda i postanawiają połączyć siły, by opuścić wyspy. Co jest fajne, mini-kampania opowiada dość oklepaną, ale przyjemną historyjkę, która zdecydowanie umila wyżynanie kolejnych zastępów piratów i zapewnia ciekawy kontekst dla naszych poczynań. A co robimy? Sześć dostępnych misji podzielono na mniejsze zadania. Standardowe sceny, podczas których jedynym zadaniem jest zabicie wszystkiego, co się rusza, stanowią sporą część kampanii, ale dostępne są też bardziej urozmaicone zadania.
Musimy na przykład znaleźć na mapie części do naprawy lokomotywy czy przenieść amunicję do działa, którym ostrzeliwujemy statek przeciwnika. Często przyjdzie nam eskortować jednego z graczy, który nie może bronić się, bo niesie akumulator. Bardzo ciekawe są też krótkie „wyzwania”. Czwórka graczy trafia na most, gdzie musi eliminować wroga celnymi strzałami ze snajperek. Jest też misja, w której gracze - każdy wyposażony w karabin maszynowy - płyną barką, a na brzegach czekają fale przeciwników. Wygrywa ten, kto zabije najwięcej piratów. Moim faworytem jest jednak misja, w której zrzucamy granaty na biegnące poniżej hordy wroga - zabawa jest przednia!
Wszystkie sukcesy przekładają się na punkty, a te z kolei na poziomy doświadczenia. Można śmiało powiedzieć, że Far Cry 3 pod kątem trybu wieloosobowego to pełny gaz! Mamy tu perki, odblokowujemy kolejne bronie i dodatki do nich. Co ciekawe, nasz ogólny poziom postaci i wszystkie odblokowane bonusy przenoszą się bezpośrednio do trybu wieloosobowego.
Co szwankuje w trybie kooperacji? Nie ma możliwości wyboru mapy, na której chcemy grać. Wszystko odbywa się automatycznie po stronie serwera i jeśli koniecznie chcemy rozegrać konkretną misję (np.: dla achievementów), to musimy liczyć na łut szczęścia. Średnio wypadają także głosy bohaterów, które brzmią sztucznie. Tryb wieloosobowy żywcem przypomina Call of Duty, z seriami zabójstw, które umożliwiają wezwanie wsparcia włącznie. Mamy tu nawet „zwiadowców”, czyli odpowiednik samolotu rozpoznania - po aktywowaniu tej umiejętności na mapie widzimy pozycje przeciwnika.
Drugim z trybów multiplayer jest klasyczny deathmatch w kilku odmianach. Tutaj największym problemem jest „ukonsolowienie”. Brak serwerów dedykowanych sprawia, że występują problemy z hostami, czyli zawodnikami, na których łączu polega płynność rozgrywki. Ani razu nie spotkałem się z sytuacją, żeby host zmienił się w trakcie meczu - po prostu musimy męczyć się z gigantycznymi opóźnieniami lub opuścić rozgrywkę. Szkoda, bo gra się fajnie, mapy są ciekawie skonstruowane, a drobne urozmaicenia sprawiają, że ten „Call of Duty w dżungli” mógłby przyciągnąć na dłuży czas. Czekamy więc na patche, które usprawnią grę, i efekty pracy z edytorem map.