Skip to main content

Twórcy Concord powinni byli dostać drugą szansę. Weteran Rockstara krytykuje Sony za zamknięcie studia

Kolejna gra mogła okazać się lepsza.

Obbe Vermeij, weteran branży pracujący wcześniej m.in. przy czterech odsłonach GTA, podzielił się swoimi przemyśleniami na temat niedawnego zamknięcia odpowiedzialnego za Concord studia Firewalk. Deweloper skrytykował decyzję Sony, aby definitywnie rozwiązać zespół z powodu porażki ich debiutanckiej produkcji, zwłaszcza że gra wydawała się dopracowana pod względem technicznym.

Nie było możliwości uratowania Concord, ale to był wyraźnie dopracowany produkt. Czy nie byłoby sensowniej pozwolić im pracować nad inną grą? Można było przekazać im już istniejącą markę albo mogli spróbować stworzyć grę PvP w innym stylu” - zastanawia się Vermeij w poście opublikowanym w mediach społecznościowych, odpowiadając na wiadomość o zamknięciu Firewalk.

Wydawcy wydają miliardy dolarów na przejmowanie studiów, a potem zamykają je po jednej nieudanej grze. Nawet jeśli gra była wykonana całkowicie poprawnie. Brzmi jak straszne marnotrawstwo” - dodaje twórca. Odpowiadając na komentarz jednego z internautów Vermeij dodaje jednak, że osobiście nie miał okazji zagrać w Concord, ale po tym, co widział na opublikowanych w sieci gameplayach i co przeczytał w recenzjach użytkowników, tytuł przynajmniej pod względem technicznym wydawał się solidnym produktem.

Przypomnijmy, że Concord to obecnie prawdopodobnie jedna z największych - o ile nie największa - porażka branży gier. Według niepotwierdzonych pogłosek produkcja gry miała kosztować nawet 400 milionów dolarów (chociaż według różnych szacunków ta kwota wydaje się mocno zawyżona), a samo Sony pokładało w niej ponoć wielkie nadzieje stworzenia ogromnej multimedialnej franczyzy. Jak się to skończyło? Tytuł nie zainteresował praktycznie nikogo, a serwery po premierze świeciły pustkami, w wyniku czego grę wyłączono już dwa tygodnie później.

Przyczyn porażki produkcji można doszukiwać się w kilku aspektach i zapewne każda z nich dołożyła swoją cegiełkę do smutnego finału gry. Jeszcze przed premierą grę wskazywano jako głównego przedstawiciela szeroko krytykowanego nurtu „woke” w produkcji gier, gdzie duży nacisk kładzie się na eksponowanie postaci należących do wszelakich mniejszości seksualnych czy rasowych, a także zrywających z utrwalonymi kanonami urody. Oliwy do ognia dolał były pracownik studia Firewalk, który chociaż nie był już wówczas związany z projektem, to w mało kurtuazyjnych słowach podjął się obrony w sieci dawnych współpracowników.

Po zorganizowaniu otwartej bety na wierzch wyszły natomiast problemy natury gameplayowej - szybko okazało się, że głośno reklamowany tytuł to mało natchniony i co najwyżej poprawnie wykonany klon Overwatcha, cierpiący na brak własnej osobowości i ciekawego pomysłu mogącego odróżnić go od konkurencji. Nie bez znaczenia jest też zapewne różnica między finalnym produktem a pierwszymi zwiastunami, po których gra raczej zapowiadała się na fabularną grę dla pojedynczego gracza z silną inspiracją marką Strażnicy Galaktyki.

Zobacz także