Tydzień z Pip-Boyem na ramieniu
Gadżet z edycji kolekcjonerskiej Fallout 4 w prawdziwym świecie.
Fallout 4 trafił do sklepów na całym świecie, a wśród milionów egzemplarzy znalazły się edycje kolekcjonerskie. Można więc założyć, że przynajmniej jedna osoba przechodzi całą grę z plastikowym Pip-Boyem na przedramieniu. Ale jak sprzęt ten sprawdza się w prawdziwym świecie, podczas codziennej „eksploracji”? Ponieważ jestem zaangażowanym idiotą, postanowiłem to sprawdzić, nosząc Pip-Boya przez tydzień.
Sobota
Pip-Boy 3000 Mark IV jest na mojej ręce od jakichś dziesięciu minut i zaczynam zdawać sobie sprawę z ciężaru czekającego mnie zadania.
Przez następne siedem dni będę nosił na lewym przedramieniu Pip-Boya z edycji specjalnej gry. Mogą go zdjąć tylko do snu, pod prysznicem i - ponieważ nie mogę odczepić ramion na żądanie - podczas zakładania ubrań. Nic więcej. Pip-Boy jest większy niż pamiętam, ale jestem nawet podekscytowany. Podoba mi się pokonywanie przeciwności, które sam (niepotrzebnie) sobie narzucam. Łapię się na ciągłym podnoszeniu ramienia i chichotaniu.
Za dziesięć minut spotykam się z przyjacielem. Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie mam kurtki, która pasowałaby na ramię z Pip-Boyem, a na zewnątrz pada całkiem intensywnie. Jestem też podenerwowany perspektywą skorzystania z metra. Moja narzeczona robi zdjęcie i pyta szczerze, dlaczego to robię.
Opuszczam dom i nieco się boję. Pasek na rzep wewnątrz Pip-Boya nie trzyma się ramienia z kurtką, więc całość ześlizguje się i boleśnie zatrzymuje na kciuku. Jestem zbyt zdenerwowany, by zatrzymać się na ulicy i poprawić gadżet, więc uśmiecham się i idę dalej.
Spacer do stacji metra idzie całkiem dobrze - rozglądam się, ale nikt nie zwraca większej uwagi, poza przelotnym spojrzeniem. Samo metro to już inna sprawa. Jedna osoba dwa siedzenia dalej pochyla się do przodu i gapi na oliwkowy plastik na moim przedramieniu. Spoglądam ciekawskiemu prosto w oczy, by go zniechęcić, ale to nie pomaga.
Po jakichś 15 minutach zaczynam się nieco rozluźniać. Powtarzam sobie, że jestem kolejnym ekscentrykiem w metrze pełnym takich charakterów. Mam nadzieję, że Pip-Boy wygląda jak urządzenie medyczne. Nagle zdaję sobie sprawę, że może przypominać raczej bombę. Pocę się przez resztę trasy, ale próby zdjęcia kurtki byłyby zbyt skomplikowane i głośne.
Docieram do domu znajomego, gdzie spędzamy kilka godzin przy grach planszowych. Nadal jestem pełen optymizmu, ale Pip-Boy nie pomaga w poruszaniu się. Jedzenie kanapki wymaga podniesienia łokcia w powietrze, by odpowiednio zgiąć rękę.
Gdzieś o godzinie 21 zdaję sobie sprawę, że nie mogę skrzyżować ramion.
Niedziela
Wstaję i przypinam Pip-Boya około 10:00, a moje przedramię i palce natychmiast zgłaszają przeciw. Dzisiaj ja gotuję obiad, więc muszę wybrać się na zakupy. Reszta popołudnia to strach przed wyjściem na zewnątrz i ludźmi.
Gdy już zmuszam się do wyjście do Tesco, zakupy robię w tempie trzykrotnie szybszym niż zazwyczaj, by zminimalizować szanse, że ktoś zacznie gapić się na moje zniekształcone przedramię. Plan pali na panewce, gdy muszę ustawić się w kolejce. Słyszę za sobą szept: „co to takiego?”.
Docieram do domu i przygotowuję zapiekankę. Zwykłe krojenie, mieszanie i ucieranie nie jest trudne, ale moja ręka cały czas obija się o szafki i inne powierzchnie. Brzmi to raczej jak przesłuchanie do zespołu jazzowego, a nie gotowanie kolacji.
Po posiłku zdaję sobie sprawę, że czas pozmywać. Gapię się w zlew bez pomysłu. Ostatecznie wymykam się z nadzieją, że sprawą zajmie się moja lepsza połowa. Tak właśnie się dzieje. Czuję się winny i zadowolony z siebie, jednocześnie.
Poniedziałek
Wstaję krótko przed ósmą i myśl o założeniu Pip-Boya napawa mnie lekkim przerażeniem. Boli mnie ręka, a i mój plastikowy towarzysz nie wygląda najlepiej, ponieważ porwałem piankę w środku i w kilku miejscach pojawiły się przetarcia.
Zdejmowanie bluzy stało się takim problemem, że przestałem się przejmować i większość dnia spędzam w niekomfortowym cieple. Nadal obijam się o meble, ale dopiero teraz zaczyna to irytować. Weekend to jedna sprawa, ale całkiem co innego, gdy chcemy zrobić coś konkretnego.
Po zakończeniu pracy mam ogromną ochotę kupić butelkę wina. Jestem jednak zmęczony i raczej nie wytrzymam teraz kolejnej podróży do sklepu. W akcji desperacji staram się wepchnąć ramię w rękaw bluzy. Nie da się. Pozwalam sobie na krótkie rozmyślania przed drzwiami mieszkania.
Po raz pierwszy w życiu żałuję, że nie posiadam zarzucanej na ramiona pałatki.
Wtorek
Ramię boli mniej, ale mój entuzjazm dla dziwnych eksperymentów zaczyna zanikać. Po południu przychodzi listonosz z kopią Fallout 4. Staram się schować ramię za drzwiami, ale muszę wyciągnąć ręce i odebrać paczkę. Listonosz marszczy brwi. Może myśli, że to jakaś bransoletka dla osób w areszcie domowym?
Wieczorem gram w Fallout 4. Przez moment czuję jedność z główną postacią, gdy ta przywdziewa swojego Pip-Boya po raz pierwszy. W zasadzie to nieco się dąsam, ponieważ bohater przyzwyczaja się do urządzenia bardzo szybko.
Środa
W południe przybywa listonosz. Gdy otwieram drzwi, patrzy już w dół, by sprawdzić, czy nadal noszę Pip-Boya. Noszę. Listonosz wręcza listy. Marszczy brwi.
Wieczorem kolacja ze znajomymi. Spacer do ich mieszkania to jakieś pół godziny. Poznałem ich dopiero kilka miesięcy temu i nie jestem pewien, czy odpowiednio przygotowałem ich na fakt, że przez cały dzień będę nosił na ramieniu plastikowe urządzenie o rozmiarach małego dziecka. Będzie ciekawie.
Spotykam się z Jonem, który także wybiera się na kolację. Idziemy razem. Kolega dziwi się, że jeszcze nikt na mnie nie napadł. Natychmiast zaczynam się denerwować wyjściem z domu.
Kolacja jest udana. Na całe szczęście znajomi wiedzą, co to Pip-Boy. To ułatwia wyjaśnienia, a koledzy starają się ignorować gadżet. Muszę wyglądać w ich oczach jak jakiś godny pożałowania dziwak. Bardzo chcę ich przeprosić za sprowadzenie takiej sytuacji do ich domu.
Z lenistwa wsiadam do metra, gdzie spotykam kolegę z uniwersytetu. Rozmawiamy przez kilka minut, podczas których muszę wydawać się bardzo nieprzystępny, ponieważ wyginam ciało w desperackich próbach ukrycia ramienia. Mam nadzieję, że się udało.
Czwartek
Po małym, wczorajszym kryzysie egzystencjalnym, czuję autentyczną rozpacz podczas zakładania plastikowego ciężaru na przedramię. Muszę iść do sklepu, ale wyprawa nie już ekscytującą perspektywą. Czuję smutek.
Wieczorem wybieram się na karate. Odwiedzam dojo po raz pierwszy od jakichś dwóch lat. Podejrzewam, że decyzja o powrocie podyktowana jest po części tym, że muszę zdjąć Pip-Boya, by nie wyrządzić komuś krzywdy plastikową krawędzią. Spędzam wspaniałe dwie godziny skacząc po sali gimnastycznej, wolny od plastikowych problemów.
Piątek
Pracuję dziś w brytyjskim biurze Eurogamera w Brighton, co wymaga opuszczenia domu o 6 rano. Nie wiem, czy ktoś w metrze i pociągu się na mnie patrzy. Ukrywam głowę w książce i przestaję czytać dopiero, gdy jestem przy biurku. Kolega pyta się, jak wygląda korzystanie z toalety. Nie odpowiadam.
W porze obiadowej idziemy na hamburgery. Siedzimy przy szklanym stole, więc niemożliwe jest ukrycie Pip-Boya przed kelnerką przyjmującą zamówienia. Koleżanka po drugiej stronie także jest zakłopotana. Zakłopotany jest pewnie nawet kucharz daleko za ścianą, nawet jeśli nie wie dlaczego.
Jestem pokonany. Szczęśliwie nadchodzi koniec dnia, ale nie czuję ulgi, gdy umieszczam Pip-Boya w pudełku. Jestem zmęczony. Koszmar dobiegł jednak końca i moje przedramię ponownie należy do mnie - to już coś.
Podsumowując, nie polecam Pip-Boya 3000 Mark IV jako alternatywy dla cyfrowego zegarka.