Ubisoft szykuje bombę. Assassin’s Creed Mirage może być moją ulubioną odsłoną serii
I nie tylko moją.
„AC Mirage to może być totalna bomba” - dokładnie takimi słowami przywitałem redakcyjnych kolegów na naszym komunikatorze, wracając w ubiegły wtorek z pokazu Ubisoftu dla mediów. Choć nie widzieliśmy gameplayu, trudno mi powstrzymać emocje i oczekiwania na wodzy. Na takiego asasyna czekałem przez lata - i wiem, że nie tylko ja.
Ubsoft dokonało czegoś, co wydawało mi się niemożliwe i istniejące wyłącznie w sferze marzeń. Gra z serii Assassin’s Creed, powracająca do korzeni. Chłonąc kolejne sceny z trailera i informacje przekazywane przez twórców, wręcz nie dowierzałem w to, co słyszę i widzę. Wygląda na to, że po sukcesie Origins, Odyssey i Valhalla, jest jeszcze miejsce na „prawdziwe” Assassin’s Creed.
O ile doceniałem widoki i światy w starożytnej trylogii RPG, to formuła tych gier niezwykle mnie zmęczyła. Przez lata tęskniłem za tym, co definiowało serię aż do AC Syndicate, a najbardziej widoczne było w pierwszych częściach: ukrywanie się, parkour i zabójstwa. Wszystko wskazuje na to, że właśnie na tych trzech filarach zbudowano nadchodzące Assassin’s Creed Mirage.
Powróci schemat rozgrywki kojarzony raczej z Altairem i Ezio: identyfikacja celu, zabójstwo, a następnie ucieczka przed strażnikami. Wtapianie się w tłum, ukrywanie na dachach, bomby dymne i zatrute strzałki - to wszystko relikty przeszłości, które wreszcie powrócą dzięki Basimowi. Czy ktoś jeszcze pamięta, że w „starych” Assassin’s Creed można było wykonać zabójstwo z ławki? Ezio ze spokojem sadzał następnie ofiarę na siedzisku i oddalał się, zanim cywile zorientowali się, co się stało.
Do tego klimat. Tak jak lokacje w „jedynce”, Bagdad to terytorium osadzone na Bliskim Wschodzie i trudno nie zauważyć podobieństwa do Assassin’s Creed 1. Bractwo Ukrytych wreszcie będzie w centrum uwagi. Droga od ulicznego złodziejaszka do mistrza-zabójcy. Inicjacja do bractwa, ucinanie serdecznego palca, które - kiedy się nad tym zastanowić - nie ma większego sensu, bo ostrze i tak będzie ranić dłoń, ale co z tego! Czekałem na to wszystko wiele lat.
Cieszę się tym bardziej, że Assassin’s Creed Mirage będzie przygodową grą akcji, opowieścią mającą wyraźny początek i koniec - a nie erpegiem. Ubisoft przygotował nawet dość zaskakujący, mroczny twist fabuły, bo w trailerze widzimy demoniczną postać w scenie zabójstwa. Czy to tytułowy miraż, czy coś więcej?
Wygląda na to, że wreszcie odpoczniemy od otwartej walki z kilkudziesięcioma wrogami na raz czy „magicznych” zdolności w stylu kierowanych w locie strzał. Projekt poziomów współgra rzekomo ze stylem skradankowym i działaniami po cichu. Poza tym wreszcie powraca nacisk na parkour, a więc mój ukochany element z dawnych odsłon serii. Sposób, w jaki Basim pokonuje przeszkody w zwiastunie sugeruje grację i energię Arno z Assassin’s Creed Unity. Bohater ma być też „jednym z najbardziej zwinnych asasynów” w serii. Czas najwyższy, bo z żalem przyglądałem się, jak Ubisoft z zimną krwią ogołocił system parkouru w trylogii RPG, ograniczając go do absolutnych podstaw.
Nieco martwią mnie doniesienia o rozmiarze Mirage, które ma być nieco „mniejszą” grą. Pytanie tylko, co to znaczy, bo jeśli mowa tylko o rezygnacji z ogromnego świata i systemu RPG, to piszę się na to. Starsze odsłony z akcją w jednym mieście faktycznie wydają się stosunkowo niewielkie w porównaniu do Odyssey czy Valhalli.
Nostalgia do pierwszych części z pewnością robi swoje, ale wprost nie mogę się doczekać. Z łatwością wyobrażam sobie sytuację, w której Mirage stanie się moją ulubioną częścią serii. Ubisoft rozbudził nadzieje i wszyscy jesteśmy ciekawi, czy rzeczywiście otrzymamy „prawdziwe” Assassin’s Creed. Fani z pewnością zasługują na taką grę.