Unreal Tournament - Retrospektywa
Potężna dawka adrenaliny, rubasznego humoru i brutalnej zabawy.
Końcówka 1999 roku była przełomowym okresem dla miłośników sieciowych strzelanin. W listopadzie zadebiutował Unreal Tournament, a chwilę później, w grudniu, Quake III Arena. Obie produkcje podzieliły graczy na dwie grupy: miłośników odstrzelonych głów i fanów ustawicznego skakania na rakietach. Wyznaczyły również nowe standardy wśród zręcznościowych shooterów. Czym na tle Quake'a wyróżniał się Unreal Tournament?
Na pewno nie fabułą. Historia w kampanii dla pojedynczego gracza była tylko pretekstem do faszerowania wrogów ołowiem, rakietami i żrącymi substancjami. W odległej przyszłości zorganizowano tytułowy turniej, którego zwycięzca otrzyma wszelkie nagrody i honory. Wcielamy się w skórę ochotnika, chwytamy za pistolet i ruszamy do boju. Triumf w każdym kolejnym pojedynku przybliża nas do wielkiego finału, w którym zmierzymy się twarzą w twarz z niepokonanym zawodnikiem.
Zawody na śmierć i życie toczą się na sporej wielkości przestrzeniach o zróżnicowanym krajobrazie. Industrialne hangary, garaże, fabryki czy futurystyczne wieżowce to tylko część atrakcji. Akcja na niektórych mapach rozgrywa się zarówno na otwartej przestrzeni, jak i w budynkach, na balkonach czy dachach zabudowań. Jedna z moich ulubionych map rzuca nas na dryfujący we wszechświecie fragment ziemi o niskiej sile grawitacji. Dzięki temu nasze skoki są dłuższe i wyższe.
W zależności od trybu gry, działamy w pojedynkę lub współpracujemy w grupie wraz z komputerowymi przeciwnikami lub z innymi graczami przez sieć. Poza klasycznym deathmatchem, czyli meczem, w którym musimy zabić jak największą liczbę przeciwników i jak najrzadziej dawać się zabić, mamy do dyspozycji jego drużynową wariację oraz przejmowanie flagi, dominację i opcje Last Man Standing czy Assault.
Ten ostatni to szczególnie ciekawy i nowatorski jak na ówczesne lata tryb gry. Jedna drużyna broni swojej bazy, a druga ją atakuje. Drużyna w ofensywie musi wykonać kilka z góry określonych działań, np. zniszczyć działko okrętu nieprzyjaciela, dotrzeć do danego miejsca czy wcisnąć pewien czerwony przycisk siejący spustoszenie. Oczywiście gracze stojący po drugiej stronie barykady muszą skutecznie bronić swojej bazy i nie dopuścić do zrealizowania wszystkich wymienionych punktów przez atakujących.
Zróżnicowane tryby gry i mapy wymagają od nas stosowania odmiennych taktyk, ale przede wszystkim - rozglądania się na wszystkie strony świata i dobrego refleksu. W Unreal Tournament nie ma czasu na nudę, na ekranie ciągle coś się dzieje. Biegniemy chwilę wąskim korytarzem, nagle z naprzeciwka wpada na nas kobieta uzbrojona w wyrzutnię rakiet. Auć. Wbiegamy prędko po schodach, a w tym czasie ktoś wskakuje za nasze plecy i robi z nas durszlak serią z miniguna.
Dostępny arsenał robi wrażenie, bo nie dość, że broni jest łącznie dziesięć, to na dodatek każda posiada alternatywny tryb strzelania. Możemy więc z jednego modelu pruć ostrymi odłamkami jak klasyczny shotgun i zarazem wystrzeliwać granaty zadające spore obrażenia. Niektóre pociski odbijają się od ścian, inne eksplodują wówczas, gdy przeciwnik na nie wejdzie. Każdy znajdzie ulubione narzędzie zagłady, włącznie z potężną wyrzutnią, której pociskiem możemy sterować w trakcie lotu i zdetonować go w upragnionym momencie.
„Unreal Tournament to gra z charakterem i poczuciem humoru, brutalna, ale przerysowana, przede wszystkim jednak - ponadczasowo grywalna."
Pojedynki są wściekłe i zaciekłe. Kolejna śmierć nie wzbudza frustracji, lecz dopinguje do podnoszenia umiejętności. Natomiast efektowna animacja odpadającej głowy przeciwnika spowodowana celnym strzałem z karabinu snajperskiego to satysfakcjonujący widok.
Unreal Tournament to wielki, telewizyjny show. Nasze poczynania są na bieżąco komentowane. Im więcej wrogów poślemy do piachu kilkoma strzałami pod rząd, tym większe emocje wzbudzimy w niskim głosie komentatora. Nasi przeciwnicy również nie ukrywają tego, co czują. Zliczając fragi krzyczą „burn, baby!" i bezczelnie śmieją się nam prosto w twarz.
Na uwagę i uznanie zasługuje również sztuczna inteligencja komputerowych przeciwników. Do wyboru jest kilka poziomów trudności i trzeba przyznać, że trudno pokonać zwinne i bystre boty, zwłaszcza na najtrudniejszym ustawieniu. Zaś na najniższym poziomie bez problemu odnajdą się początkujący gracze, co sprawia, że Unreal Tournament jest przystępne dla każdego.
Choć od premiery gry upłynęło prawie czternaście lat, Unreal Tournament starzeje się z godnością. Grafika w 1999 roku dosłownie powalała na kolana, pieczołowicie wykonane modele przeciwników, broni i świetnie zaprojektowane mapy robiły ogromne wrażenie. Choć dziś oprawa graficzna wydaje się zbyt kanciasta, nie odrzuca od ekranu. Muzyka umiejętnie podnosi ciśnienie. Dynamiczne utwory łączące muzykę elektroniczną z symfoniczną nie pozostawiają złudzeń - to wartka akcja, w której życie gracza liczy się w sekundach, a czujne trzymanie palca na spuście to najlepszy sposób na przetrwanie.
Unreal Tournament to gra z charakterem i poczuciem humoru - brutalna, ale przerysowana. Podobnie jak Quake III Arena pozostanie w pamięci graczy na zawsze. Choć obie gry wiele dzieli, łączy je coś wyjątkowego - ponadczasowość.