Uroda to nie wszystko. Te gry są brzydkie, ale i tak wymiatają
Liczy się wnętrze.
Pół wieku temu wrażenie zrobiłoby na nas parę figur geometrycznych na ekranie oscyloskopu. Dziś natomiast zdarza nam się krzywić z powodu nieprzekonującej mimiki postaci czy mało zaawansowanego systemu oświetlenia. Ale najważniejsza i tak pozostaje przecież rozgrywka - dla niej jesteśmy w stanie przymknąć oko na wszelkie niedociągnięcia graficzne. Oto więc kilka takich gier, które mimo że urodą nie grzeszą, to jakimś sposobem zdobyły serca graczy.
Wyjaśnię od razu, że z mojej subiektywnej listy wykluczyłem produkcje, które świadomie były tworzone w taki sposób, by wyglądać na „niedzisiejsze”. W przeciwnym razie artykuł ten zdominowałyby boomer shootery (strzelanki stylizowane na te z lat 90.) czy tytuły pixel artowe (naśladujące stare produkcje, których znakiem rozpoznawczym były wielkie piksele). Gry, które zdecydowałem się umieścić w tym zestawieniu, są brzydkie naprawdę - na ogół z braku odpowiednich środków lub z powodu ograniczeń technologicznych. Każda z nich w swym wnętrzu skrywa jednak jakiś inny, mniej oczywisty rodzaj piękna.
Fallout: New Vegas
Przeniesienie kultowej serii postapokaliptycznych RPG-ów do 3D od początku budziło kontrowersje. Ostatecznie fani Fallouta podzielili się na dwa obozy, z których jedni zaakceptowali nowy wymiar zabawy, inni zaś wierni są jedynie dwóm pierwszym odsłonom cyklu. Nikt chyba jednak, bez względu na stanowisko w tej sprawie, nie twierdził, że nowe, trójwymiarowe Fallouty są w stanie powalczyć o tytuł miss wirtualnych światów. I trudno się dziwić, skoro wszystkie powstały z użyciem przestarzałego silnika Gamebryo.
Kontrast między świetną rozgrywką a słabą oprawą wizualną najbardziej rzuca się w oczy podczas grania w Fallout: New Vegas. Ta poboczna odsłona stworzona przez Obsidian Entertainment zdaniem wielu jest bowiem najlepszą częścią cyklu i jedną z najlepszych gier z gatunku RPG. Niestety, problematyczna technologia, a do tego praca pod silną presją czasu, nie pozwoliły tej grze należycie rozkwitnąć. Brzydkie modele postaci, słabej jakości tekstury, drewniane animacje i częste glitche to nieodłączne atrakcje spacerów po Pustkowiach. Mimo tego, wracam tam każdego roku, by rozkoszować się atmosferą postnuklearnej Ameryki.
Contraband Police
Symulatory wydawane pod banderą PlayWay trudno pomylić z jakimikolwiek innymi grami. Niski budżet i często niewielkie kompetencje twórców, którzy na produkcjach z tego gatunku zdobywają pierwsze doświadczenie w gamedevie, dają o sobie znać w każdym aspekcie rozgrywki. Ciekawe pomysły, mnogość mechanik i spora dawka poczucia humoru sprawiają jednak, że gry te mają masę fanów. Sam zresztą lubię czasem sprawdzić przy pomocy takiego symulatora, jak wyglądałoby moje życie, gdybym wykształcił się na mechanika samochodowego, więźnia, farmera kucharza, czy... złodzieja. Pełna lista dostępnych profesji jest zresztą znacznie dłuższa.
Niewiele więcej spodziewałem się po grze Contraband Police. A jednak, choć u podstaw rozgrywki ponownie leży tu symulowanie zawodu (tym razem strażnika granicznego), to jednak ten aspekt zabawy szybko okazuje się jedynie niewielką częścią tego, co gra ma do zaoferowania. A ma sporo, bo Contraband Police dostarcza naprawdę angażującą fabułę, zróżnicowany gameplay, a do tego znaczące wybory, które wpływają na przebieg zdarzeń. Pomimo archaicznej oprawy graficznej, tytuł znalazł się w mojej prywatnej „topce” gier minionego roku.
Minecraft
Chociaż survivale, nawet tak oryginalne jak Minecraft, nigdy nie przemawiały do mojej duszy, to z uwagą śledzę rozwój tego tytułu, który od ponad dziesięciu lat otrzymuje solidne wsparcie twórców i może poszczycić się ogromną bazą oddanych fanów. A trzeba dodać, że kreatywność niektórych z nich ociera się wprost o geniusz. Za pomocą klocków graczom udało się np. odwzorować statek Titanic, twierdzę Minas Tirith czy Novigrad. Budowniczy o pseudonimie Sammyuri stworzył natomiast... 8-bitowy procesor. Dzięki niemu w klockowym świecie można uruchomić proste gry, jak Snake czy Tetris.
Obok wielu mocnych stron Minecrafta jedna wada nie może jednak ujść niczyjej uwadze - to gra wyjątkowo brzydka. Kanciastość obiektów i ekstremalnie niskiej jakości tekstury to już znaki rozpoznawcze tej marki. Jest to jednak koszt, jaki gracze muszą zapłacić za niespotykaną otwartość świata i nieskrępowaną możliwość jego modelowania. Ważne było też, aby produkcja nie stawiała wysokich barier wejścia - by była dostępna dla każdego, na każdym urządzeniu. Mimo umownej oprawy graficznej, zainteresowanie Minecraftem stale rośnie.
Dark Souls, Elden Ring
„Souls-like” to kolejny po survivalach gatunek, któremu nie udało się trafić do mojego serca. Pomimo wielu prób, w żadnej grze tego typu nie udało mi się wytrwać zbyt długo. Najwięcej, bo aż dwanaście godzin spędziłem na Ziemiach Pomiędzy - niestety, po kolejnym z rzędu załamaniu nerwowym musiałem odpuścić i zadbać o zdrowie psychiczne. Pozostało mi oglądanie rozgrywki z Elden Ringa na internetowych streamach, gdzie lepsi (a na pewno bardziej wytrwali ode mnie) gracze dawali popis swojego refleksu.
Poza wysokim poziomem trudności grom studia FromSoftware trudno odmówić niesamowitego klimatu, ciekawego lore oraz wysokiej jakości artystycznej. Pod względem graficznym nie są to jednak gry specjalnie atrakcyjne. Sam ich twórca, Hidetaka Miyazaki, przyznał zresztą w jednym wywiadzie, że grafika nigdy nie była dla jego zespołu największym zmartwieniem. Jak widać, nie jest też priorytetem dla graczy - Elden Ring sprzedał się w ponad dwudziestu milionach kopii i został wybrany Grą Roku 2022.
Sherlock Holmes: The Awakened (2007)
Powstałe w 2000 roku ukraińskie studio Frogwares znane jest przede wszystkim z serii interaktywnych przygotówek o Sherlocku Holmesie oraz jego wiernym druhu, Johnie Watsonie. Łącznie powstało dziesięć części cyklu, z czego ostatnia - The Awakened - to remake gry o tym samym tytule z 2007 roku. Zmiany w warstwie wizualnej, mechanicznej, a nawet fabularnej, jakie wprowadził ukraiński zespół, pozwalają jednak uznać, że jest to dzieło w dużej mierze niezależne od pierwowzoru.
Oryginale The Awakened (podobnie jak pozostałe części serii) zdecydowanie nie było graficznym benchmarkiem. Gra oferowała za to masę zróżnicowanych mechanik, które pozwalały poczuć się jak prawdziwy detektyw z Baker Street. Niestety, wizualnie atrakcyjniejszy remake z 2023 roku pozbawił tytuł wszystkiego, co czyniło go tak unikalnym doświadczeniem. To symulator chodzenia, w którym to, co wcześniej wymagało interwencji gracza, teraz dzieje się samoczynnie. Jeśli tak ma wyglądać odświeżanie przygód Holmesa, to ja wolę już pozostać przy tych „brzydkich” odsłonach sprzed lat.