Skip to main content

Victor Vran - Recenzja

Polowanie na potwory.

Udany „klon Diablo”, który wystarczająco odróżnia się od podobnych tytułów i potrafi na długo przyciągnąć do ekranu.

Victor Vran to przedstawiciel gatunku hack'n'slash, w którym dość trudno o innowacje. Mimo to, produkcja Haemimont Games jest w stanie przyciągnąć do ekranu na dziesiątki godzin dzięki solidnie zrealizowanej rozgrywce i drobnym, choć istotnym usprawnieniom sprawdzonej formuły.

Fabuła pozbawiona jest krzty oryginalności. W spokojnym królestwie Zagoravii uwolnione zostało wielkie zło, które bezskutecznie próbują powstrzymać przybywający z całego świata łowcy potworów. Dopiero nasz bohater, dysponującymi demonicznymi mocami Victor Vran, okazuje się zdolnym stawić czoła napływowi duchów, nieumarłych i wszelkiego innego plugastwa.

Od razu zauważamy, że przedstawiona w rzucie izometrycznym rozgrywka różni się od standardów gatunku. Poczynaniami głównego bohatera kierujemy przy użyciu klawiatury, przyciski myszy wykorzystujemy tylko do aktywowanie niektórych ataków. Mapy mają często trzy poziomy. Pokonujemy niskie przeszkody terenowe niczym bohater serii Assassin's Creed czy Prince of Persia. Możemy też wykonywać szybkie uniki, niezwykle przydatne w trakcie potyczek.

Victor Vran wyróżnia się minimalizmem. Centralnym elementem rozgrywki jest kompletowanie wyposażenia, które pozwoli szybciej i skuteczniej eliminować hordy wrogów, ale nie zbieramy tu butów, pasków czy biżuterii - zamiast tego skupiamy się na kolekcjonowaniu uzbrojenia, zapewniających rozmaite bonusy kart oraz demonicznych mocy. Bohater ma do dyspozycji kilka zestawów ubrań wpływających na styl gry, jednak zdobywamy je zazwyczaj awansując na kolejne poziomy doświadczenia.

Zobacz na YouTube

Do minimum ograniczono system rozwoju różnych statystyk postaci. Przy awansie Victor zyskuje zazwyczaj trochę wytrzymałości lub kilka punktów, dzięki którym możemy używać coraz lepszych kart, jednak wszystkie zdolności powiązane są z bronią lub wyposażonymi demonicznymi mocami. Mimo, że solidnie ogranicza to pulę sztuczek, jakie możemy wykorzystać podczas gry, jednocześnie zachęca nas do korzystania z różnych rodzajów uzbrojenia i nie ograniczania się do pojedynczej strzelby czy miecza. Przypomina to nieco rozwiązania z Guild Wars 2.

Broń, broń i kolejne rodzaje broni - najważniejszy element wyposażenia Victora

Świat gry podzielony jest na lokacje, między którymi możemy dosyć swobodnie się przemieszczać, korzystając z mapy dostępnej w centrum dowodzenia. Mimo, że Zagoravia nie jest zbyt dużym państwem, na skutek działań mrocznych mocy przyjdzie nam odwiedzić zróżnicowane lokacje. Większość czasu spędzimy przemierzając ponure krypty i jaskinie.

Twórcy dołożyli wielu starań, by ich produkcja była szybka i dynamiczna, co doskonale widać w konstrukcji poszczególnych plansz. Większość z nich oczyścić możemy w kilka, czasem kilkanaście minut, znajdując po drodze chwilę, by znaleźć skrzynie ze skarbami. Każda mapa oferuje także pięć wyzwań zmuszających do zabijania wrogów w odpowiedni sposób lub dostatecznie szybko, przez co nawet biorąc pod uwagę niezbyt dużą różnorodność przeciwników, trudno narzekać na monotonię.

W ciekawy sposób rozwiązano także kwestię poziomu trudności, który możemy zmieniać podczas gry korzystając z zestawu przekleństw otrzymywanych niedługo po rozpoczęciu przygody. Utrudnienia, takie jak zwiększenie siły czy szybkości przeciwników możemy w dowolnym momencie aktywować, by zdobywać więcej doświadczenia i łupów i wyłączać. Część wyzwań związana jest z konkretnymi przekleństwami - wtedy nie mamy wyjścia i musimy je włączyć. Przez większość czasu rozgrywka może być jednak dokładnie tak wymagająca, jak sobie życzymy.

Drobną, acz przyjemną niespodzianką jest aktor użyczający głosu Victorowi - Doug Cockle, odgrywający Geralta w anglojęzycznej wersji Wiedźmina. Jego zachrypnięty głos doskonale pokazuje, jakim twardzielem jest nasz bohater i buduje atmosferę razem z nieźle dobraną muzyką. Często słyszymy także tajemniczego osobnika, podśmiewającego się z herosa i komentującego wydarzenia na ekranie. Ten specyficzny narrator zasypuje nas żartami nawiązującymi do wszystkich gałęzi popkultury, choć zazwyczaj nie wywołuje nawet cienia uśmiechu - oklepane wzmianki o strzałach w kolanie raczej męczą niż bawią.

Jak przystało na porządny hack'n'slash, nie mogło zabraknąć szkieletów.

Oprawa graficzna prezentuje się zaledwie przyzwoicie, choć co bardziej widowiskowe efekty wizualne ogląda się ze sporą przyjemnością. Eksplozje ogarniające cały ekran czy strumienie tęczowej energii ze specjalnego, legendarnego karabinu wyglądają naprawdę dobrze. Imponuje także dbałość o szczegóły lokacji, męczy natomiast konieczność obracania kamery, gdy przezroczystość przesłaniających pole widzenia budynków nie działa, jak powinna.

Produkcja twórców cyklu Tropico sprawdza się wtedy, gdy chcemy spędzić kilka godzin na zmaganiach z hordami potworów, ale jest też satysfakcjonująca w mniejszych dawkach, gdy mamy ochotę na jedno wyzwanie. Przy grze można spędzić kilka długich, przyjemnych wieczorów, oczyszczając Zagoravię z żywych i martwych zagrożeń.

7 / 10

Zobacz także