W studiu z Nolanem Northem
Aktor opowiada o pracy przy grze Deadpool, aktorskiej filozofii i walce z szufladkowaniem.
Pamiętam, gdy podczas pierwszego pokazu BioShock Infinite usłyszałem silny, ale jednocześnie łagodny głos głównego bohatera tytułu Bookera DeWitt - brzmiał zupełnie jak podstarzały Nathan Drake. Myślałem, że gra go Nolan North. Dziennikarze, z którymi rozmawiałem, również myśleli, że to Nolan North. Ale to nie był on.
Tą osobą ostatecznie okazał się być jego znajomy po fachu - Troy Baker. North był zdziwiony, gdy zapytałem go, co sądzi o tym, że Baker naśladuje jego głos.
- On naśladuje mój głos? - zapytał.
- Nie do końca, ale brzmi bardzo podobnie. Nie słyszysz tego?
- Może głupio to zabrzmi, ale nie wiem jak brzmi mój głos - odpowiada North. - Przez większość dnia jestem kimś innym. Wracam do domu, biorę gorący prysznic, żona policzkuje mnie dobre sześć czy siedem razy i dopiero wtedy mogę powiedzieć: „Znowu jestem sobą!".
Liczba głosów postaci w kompendium zwanym głową Northa sprawia, że idealnie nadaje się do roli Deadpoola - bohatera, któremu po głowie również buszują głosy.
Na postać Deadpoola składa się kilka osobowości. Gdy prawdziwy, fizycznie obecny w świecie Deadpool z kimś rozmawia, towarzyszy mu dwójka innych Deadpooli , których nikt - poza nim samym - nie widzi ani nie słyszy, a którzy komentują przygodę, kłócą się, a także żartują sobie na temat tego, co widzą. Pozwoliło to Northowi zaszaleć przy odgrywaniu tej, a właściwie tych ról.
- Idea wcielenia się w zawodowo szurniętego schizofrenika bardzo mi odpowiada - mówi North. - Takie skakanie między postaciami, między różnymi głosami tej samej postaci stanowi plac zabaw. To tak jakby być gdzieś samemu lub jechać samochodem i rozmawiać ze sobą.
- Każdy czasem mówi sam do siebie, czy to podnosząc się na duchu przed rozmową o pracę, albo mówiąc sobie „Dobra, dzisiaj damy radę" z rana przy goleniu - mówi dalej North. - Po prostu w każdym z nas siedzi taki mały Deadpool i wszystkie głosy chodzące po głowie, nawet te, które wołają „Co za dupek. Niech ten wykład się już skończy!", to właśnie on. A ja musiałem się podpiąć bezpośrednio do jego strumienia świadomości i dać mu się wyżyć.
„Idea wcielenia się w zawodowo szurniętego schizofrenika bardzo mi odpowiada” - Nolan North
Deadpool znany jest z tego, że bardzo często lubi przełamywać „czwartą ścianę", co dolewa oliwy do ognia już bardzo szalonej produkcji. North opowiada, że jest jedna scena w grze, w której główny bohater dzwoni do Nolana Northa. Bo czemu nie? Większość bohaterów gier stara się tuszować fakt, że są tylko marionetkami w rękach niewidzialnej siły, siedzącej na kanapie. Tymczasem Deadpool takim stanem rzeczy wręcz się delektuje.
- Jako gracz czujesz, że tworzysz razem z Deadpoolem i towarzyszącymi mu dwiema osobowościami zespół - wyjaśnia North. - Gdy nim kierujesz, to tak jakbyś w pewnym sensie pływał w tej szalonej łepetynie jako jego czwarty głos. Są takie momenty, że gdy pójdziesz w złą stronę, to usłyszysz „Hej graczu! Co do cholery wyprawiasz? Musimy iść tam! No, dawaj!". Odpowiadasz za funkcje motoryczne Deadpoola - biegasz nim, strzelasz i robisz inne rzeczy, ale jego głowa będzie wtrącała się do tego, co robisz: czy jara się tym, co robisz, czy może go nudzisz.
North nalega, że Deadpool być może jest mroczną i agresywną postacią, ale podaną w bardzo luźny sposób.
- Biegając tu i tam gada do siebie i gracza, bez skruchy niszcząc wszystko dookoła, siejąc chaos. Ale tak dobrze się przy tym bawisz, że wybaczasz tę przesadną brutalność, obleśność i sprośny humor, bo w dzisiejszym, przewrażliwionym świecie stanowią one powiew świeżości. Nikt tu za nic nie przeprasza.
Dla Northa rola ta to swoiste katharsis - oczyszczenie, które pozwala mu swobodnie improwizować. Mimo wszystko mówi, że Deadpool to postać, z którą można się w dość pokręcony sposób utożsamić. - Każdy ma trochę z Deadpoola w sobie. W każdym siedzi trochę mroku.
Tak jak trochę z Deadpoola jest w każdym z nas, tak w Deadpoolu zdaje się być trochę Northa. Właściwie w każdej postaci, w którą wcielił się North drzemie więcej niż tylko „trochę" jego osobowości. Aktor tłumaczy, że każdą rolę stara się uzupełniać sobą, a nie tworzyć postać od zera.
- Gdy przestałem po prostu odgrywać postaci i zacząłem w roli być sobą stałem się lepszym aktorem. Nie tylko w filmie, ale również podkładając głos i w całej reszcie - mówi North. - Pamiętam audycję, w której musiałem grać asystenta osoby pracującej przy planowaniu ślubów. Nie poszło mi. Nauczyłem się roli na pamięć, zagrałem ją, ale się nie udało. Po powrocie porozmawiałem ze znajomym, który uczy aktorstwa. Powiedziałem „Kurczę! Myślałem, że było świetnie". Znajomy popatrzył na mnie i zapytał „Grałeś Cheta, który zajmuje się planowaniem ślubów, co nie?". Odpowiedziałem mu „No, tak". Na co on odrzekł „To zagraj Nolana, który zajmuje się planowaniem ślubów, który tak się składa, że nazywa się Chet".
- To wspaniałe uczucie, gdy zdajesz sobie sprawę, że nikt inny nie jest w stanie zagrać czegoś tak jak ty, na twój sposób - mówi North. - Nauczyłem się tego jeszcze zanim zacząłem grać Nathana Drake'a i dlatego ta rola daje mi tyle satysfakcji. Drake to ja. Właśnie takie słowa płynęłyby z moich ust, gdyby Nolan North był łowcą skarbów, którego życiu towarzyszą wszystkie związane z tym faktem okoliczności. Wszystko dlatego, że grając Drake'a stawiam się na jego miejscu.
- Jestem ogromnym fanem przyziemności - wyjaśnia North. - Gdy bohaterowie są zwykłymi ludźmi, są bardziej realistyczni. A gdy są bardziej realistyczni, widzowie łatwiej się do nich przekonują.
Ma to sens. Ciężko jest być twórczym w próżni. Zbytnie oderwanie od rzeczywistości jest nieodłącznie związane z brakiem wiarygodności. Pod tym względem nawet bardziej złowieszcze role Northa to, w pewnym sensie, wciąż on. Tyle tylko, że zamiast bycia awanturniczym poszukiwaczem przygód wyobraża sobie, że jest złośliwym garbusem z londyńską gwarą w głosie, czy też nieco niezrównoważonym, choć z pozoru łagodnym kanibalem.
Może się wydawać, że takie podejście ogranicza aktora, lecz w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie. Dziś North stara trzymać się z dala od głosu, którym mówił Drake, ponieważ nie chce zostać zaszufladkowany.
- Był taki moment - odpowiada, gdy pytamy, czy właśnie tego się obawia. Jednocześnie zwraca uwagę na tytuły takie jak Assassin's Creed, Dark Void, Shadow Complex oraz Prince of Persia, gdzie podobnie jak w Uncharted grał swoim normalnym głosem. Wszystkie ukazały się w zbliżonym okresie, ale nagrania do nich odbyły się zanim Uncharted odniosło sukces.
- Ludzie nie wiedzieli, że Uncharted stanie się takim fenomenem. Od tego czasu staram się grać coraz mniej tego typu postaci. Wiem, że potrafię zrobić z moim głosem znacznie więcej, więc nie obawiam się już, że ktoś przyczepi mi etykietę.
- W sumie, bardziej kręci mnie granie innych postaci. Zawsze fajniej jest grać tego złego. Chcę pojawiać się w grach, po skończeniu których ludzie będą mówili „To było naprawdę super", a przy napisach końcowych „O mój boże! To był Nolan!". To właśnie sprawia mi radość. Lubię, gdy ludzie nie rozpoznają mojego głosu. Jestem wdzięczny ekipie z Rocksteady za to, że obsadzili mnie w roli Pingwina, ponieważ była to rola zupełnie inna od tych, w których normalnie się pojawiam.
„W sumie, bardziej kręci mnie granie innych postaci. Zawsze fajniej jest grać tego złego” - Nolan North
Swoją spuściznę w postaci roli Drake'a porównuje do Matta Damona w roli Jasona Bourne'a, jednocześnie sugerując, że zagranie teraz podobnej postaci byłoby katastrofą. - Gdy myślę sobie „Jason Bourne", widzę Matta Damona. Gdyby teraz Matt Damon wcielił się w postać Jacka Reachera ludzie mówiliby „Co wy robicie? Dlaczego Jason Bourne gra Jacka Reachera!?" Po prostu tak nie może być. Źle by się to skończyło.
- Gdyby na rynku pojawiła się nowa gra o łowcy skarbów i twórcy chcieliby, żebym go zagrał, powiedziałbym: „Jasne, ale gość będzie musiał mieć silny akcent. Będziemy musieli zrobić coś innego. Po prostu nie mogę go zagrać normalnym głosem".
- Inaczej by się nie dało. Jeżeli nalegaliby „Nolan, musisz go zagrać normalnym głosem. Tego właśnie chcemy" odpowiedziałbym im „Dobra, ale liczcie się z konsekwencjami".
- Tak właśnie było przy Prince of Persia kilka lat temu. Pamiętam, że mówiłem „Ten koleś naprawdę powinien mieć jakiś akcent". A oni na to „Nie, nie, nie. Chcemy, żebyś zagrał go swoim głosem". Sami tego chcieli. To była jedna z gier, przy których ludzie w Internecie pisali „On jest wszędzie! Mam dosyć jego głosu!". Nie chcę nikomu psuć zabawy z gry.
Wiemy więc, że North nie chce grać innej postaci takiej jak Drake, ale co z dowcipnym poszukiwaczem przygód, któremu aktor zawdzięcza swoją sławę?
- Każdy pyta się o Uncharted 4 - śmieje się North. - „Nie mam bladego pojęcia" - to moja odpowiedź. Naprawdę, nie mam. Naughty Dog zajęte jest The Last of Us, które ponoć jest fenomenalne. Naprawdę dużo przy tym pracują. Może gdy skończą i sytuacja się nieco uspokoi dowiemy się, co dalej planują. Mam nadzieję, ale naprawdę nic nie wiem. Może jest to nieco niepokojące, ale zobaczymy jak będzie.