Włączyłem klasyka z nowego PS Plus i wsiąkłem na długie godziny
Perełka z PS2.
Postanowiłem sprawdzić bibliotekę klasycznych gier, dostępnych w ramach nowego PS Plus Premium i wśród różnych tytułów moją uwagę przykuło Ape Escape. Choć nie grałem w tę serię, znałem ogólną koncepcję i nigdy nie wydawała mi się zbyt ciekawa. Ot, łapiemy porozrzucane po poziomach psotne małpy za pomocą siatki i innych gadżetów. Nic szczególnego, prawda? Też tak myślałem, dopóki dziś nie uruchomiłem „dwójki” z PS2 na PlayStation 5 i nie wsiąkłem na kilka dobrych godzin. I to pomimo problemów graficznych.
Na pierwszy ogień poszło pierwsze Ape Escape z oryginalnego PlayStation, ale nie spędziłem w nim zbyt dużo czasu - być może przez to, że gra działa ok. 17 proc. wolniej przez zastosowanie europejskiego standardu PAL. „Dwójka” to jednak zupełnie inna para kaloszy. Takie same założenia gameplayu, podobne sterowanie, ale widać skok generacyjny - i zapewne zdecydowanie większy budżet. Do tego, w przeciwieństwie do oryginału, jest to remaster (wydany zresztą w 2016 roku na PS4). Już w pierwszych sekundach zadziwiły mnie naprawdę ładne animacje głównego bohatera, których nie powstydziłyby się nawet nowoczesne produkcje. A potem było tylko lepiej.
Przede wszystkim Ape Escape 2 w kreatywny sposób wykorzystuje prawą gałkę analogową pada, bo służy ona do atakowania i używania gadżetów, przy czym wychylając drążek, wskazujemy kierunek, w którym chcemy wykonać akcję. Deweloperzy mieli też jednak inne pomysły - gdy otrzymałem hula hop, należało go najpierw rozkręcić drążkiem, co pozwoliło szybko biec i rozbijać przeszkody. Grałem tylko w jedną grę, która w podobny sposób wykorzystała prawego analoga - remaster The Legend of Zelda: Skyward Sword (przy rezygnacji ze sterowania ruchowego). I mam wrażenie, że Ape Escape 2 robi to lepiej.
Łapanie małp w sieć jest na tyle angażujące, że autentycznie trudno się od tej gry oderwać. Łobuzy uciekają, gdy zobaczą głównego bohatera i potrafią robić uniki przy próbie schwytania, co czasami wiąże się z szaleńczą gonitwą przez sporą część mapy. Jedne są prawdziwymi sprinterami, inne nie widzą najlepiej, ale rzucają bomby, a jeszcze inne stają do walki. Typ poznajemy - między innymi - dzięki kolorze spodenek, jakie noszą.
Ciekawe jest to, że gracz może nie tylko próbować agresywnego podejścia, ale też się skradać. Postać kładzie się wtedy na ziemi i robi mniej hałasu, przy okazji wciąż mogąc machać siecią. Wydawać by się mogło, że podejście typu „graj, jak chcesz” to raczej domena nowoczesnych produkcji, a tu taka niespodzianka.
Trzeba jednak przyznać, że Ape Escape 2 uruchomione w na PS5 ma widoczne na pierwszy rzut oka problemy z grafiką. Niektóre tekstury na mapach i postaciach mrugają, co dość mocno odwraca uwagę i po prostu przeszkadza w zabawie. Mam nadzieję, że Sony zdoła kiedyś naprawić błąd, bo taki klasyk naprawdę jest tego warty.
Jestem dopiero po kilku godzinach, ale na pewno wrócę do Ape Escape 2. W Polsce ta seria nie cieszyła się chyba zbyt dużym zainteresowaniem, ale teraz sam wiem już, czemu właśnie psotne małpy - obok Paula z Tekkena czy Jaka i Daxtera - pojawiają się na obrazkach promocyjnych kolekcji klasyków w ramach nowego PS Plus.
Pierwsze chwile spędzone z klasykami w ramach PS Plus Premium nastrajają pozytywnie. Kolekcja jest pokaźna, a zapewne oferta będzie się z czasem poszerzać o kolejne kultowe tytuły PlayStation. Ta pozornie najmniej istotna strona nowego abonamentu, może okazać się jego najsilniejszą zaletą.