Wampiry na Dzikim Zachodzie. Grałem w polskie Evil West i wiem, czego się spodziewać
Intrygująca historia i ciekawy system walki.
Niedawno miałem okazję zagrać w Evil West, czyli nadchodzącą produkcję polskiego studia Flying Wild Hog, odpowiedzialnego m.in. za Shadow Warrior i Trek to Yomi. Tytuł łączy w sobie wartką akcję i ciekawy świat z alternatywną wizją Dzikiego Zachodu, w której oprócz ludzi na świecie istnieje rasa potężnych wampirów.
Jest to dynamiczna gra akcji z perspektywy trzeciej osoby, zrealizowana w staroszkolnym, liniowym stylu, przywodząca na myśl serie Gears of War i Uncharted. Pomiędzy strzelaniem do wampirów i innych mrocznych kreatur będziemy rozwiązywać proste zagadki środowiskowe i poszukiwać przydatnych zasobów.
W grze wcielamy się w Jesse’ego Rentiera, potomka założyciela Instytutu Rentiera i jednego z agentów tejże organizacji. Instytut przedstawiony jest jako potężna, chociaż działająca w ukryciu organizacja, zajmująca się badaniem zjawisk nadprzyrodzonych i opracowaniem narzędzi walki z wampirami, zwanymi tutaj Sanguisuge.
Wampiry w grze - zgodnie z typowym sposobem przedstawienia tych stworzeń - nie są zdolne do rozmnażania, a zamiast tego powstają z ludzi, gdy ci zostają ugryzieni i przejdą proces transformacji. Przez lata krwiopijcy ukrywali się za pomocą zaawansowanych iluzji, tak zwanych Majaków. Kiedy jednak ludzkość pod koniec XIX wieku zaczęła gwałtownie rozwijać naukę i technologię, wampiry zobaczyły w ludziach zagrożenie, które musi zostać zniszczone.
Naszymi podstawowymi przeciwnikami w grze nie są jednak „prawdziwe” wampiry, a zdeformowane mutanty, stworzone jako bezmyślna hybryda człowieka i Sanguisuge. Każdy z niemilców ma swoje unikalne zdolności i podczas walki trzeba obmyśleć odpowiedni „priorytet” ich eliminacji. Chociaż mogłem poznać jedynie drobny urywek lore świata Evil West, to był bardzo ciekawy i zmyślnie skonstruowany, sprawnie przeplatając wątki i postacie historyczne z wyobraźnią twórców.
Liniowa struktura gry stanowi miłą odmianę wobec trwającej mody na tytuły z otwartym światem. Chociaż większość czasu poruszamy się „po sznurku”, to jednak gra pozwala zboczyć na moment ze wskazanej ścieżki, aby poszukać w zakamarkach lokacji przydatnych zasobów i wyposażenia. Przedstawionemu w demie poziomu - opuszczonej kopalni - nie można odmówić klimatu.
Wersja testowa sugeruje, że gra nie pozwala się nudzić, oferując na zmianę obszary do eksploracji i z prostymi zagadkami, areny starć z wrogami i oskryptowane segmenty (w tym wypadku była to szalona przejażdżka wagonikiem z kopalni, gdzie musiałem strzelać w zwrotnice, aby nie wypaść z trasy). W stosunkowo krótkim demie praktycznie co chwila miałem coś innego do roboty, dzięki czemu gra nie nużyła przeciągającymi się fragmentami.
Sama walka przypominała mi nieco rozwiązania z serii Uncharted, chociaż tutaj nie mamy osłon do ukrycia się, a zamiast tego wykonujemy efektowne uniki. Ciekawym rozwiązaniem jest to, że podczas rozgrywki mamy równoczesny dostęp do niemal wszystkich posiadanych broni: strzelając bez celowania używamy rewolweru, po przycelowaniu Jesse wyjmie karabin, natomiast wciśnięcie odpowiednich przycisków na kontrolerze to wystrzał z potężnej strzelby lub uderzenie specjalną rękawicą. Sprawia to, że walka jest płynna i efektowna, bo wszystkie nasze giwery mamy zawsze „pod ręką”, gdy najbardziej ich potrzebujemy.
Każda broń poza karabinem i rewolwerem wymaga jednak pewnego czasu na „schłodzenie się”, co oczywiście przekłada się na konieczność taktycznego korzystania z posiadanych zasobów. Dla przykładu, lepiej zachować wystrzał ze strzelby na sytuację, gdy zostaniemy otoczeni przez grupę przeciwników. Mamy też możliwość użycia od czasu do czasu fiolki z lekarstwem, a na każdej arenie znajdziemy kilka wybuchowych beczek.
Chociaż nie miałem okazji tego przetestować w demie, to całą grę będzie można przejść w trybie kooperacji. W tym wypadku drugi gracz przejmie najpewniej rolę pomocnika Jesse’go, genialnego inżyniera Vergila. W ogrywanym fragmencie ścieżki obu panów w wielu momentach się rozchodzą i po pewnym czasie znowu splatają, co jak zgaduję oznacza, że każdy gracz będzie miał do przejścia nieco inną wersję każdego etapu.
Tytuł zawiera również proste elementy RPG. Pokonując przeciwników i przeszukując poziomy zdobywamy doświadczenie i punkty nauki, które następnie przeznaczymy na rozwijanie umiejętności postaci. Usprawniać możemy też nasz arsenał, chociaż w tym wypadku skorzystamy ze znalezionej gotówki i ustawionych gdzieniegdzie specjalnych warsztatów. Nie jest to mocno rozbudowana mechanika, ale możliwość dokładnego dostoswania zdolności postaci pod preferowany styl gry zawsze jest miłym dodatkiem.
Evil West jest interesującą grą akcji w mrocznym uniwersum i z ciekawie zaprojektowanym systemem walki. Liniowa natura tytułu również może przypaść do gustu graczom, których nieco zmęczyły kolejne przygody w grach otwartym światem. Mnie historia wojny ludzi i Sanguisuge zaintrygowała i czekam już na właściwą premierę 22 listopada.