War for the Overworld - Recenzja
Wojna w podziemiach.
Od premiery pierwszej części Dungeon Keepera, kultowa seria doczekała się kilku naśladowców. War for the Overworld to najświeższy przykład tego typu „duchowego następcy”. Nieźle oddaje klimat hitu studia Bullfrog, choć grze daleko do ideału.
Produkcja pozwala wcielić się w potężną, mroczną istotę - zarządcę ponurych lochów, który przy pomocy zastępów sług i przeróżnych bestii walczy z siłami dobra.
Gra łączy elementy strategii i symulacji - nie mamy pełnej kontroli nad jednostkami w naszej siedzibie, a bitwy możemy częściowo kontrolować używając magii czy specjalnych chorągwi. Większość czasu spędzamy jednak na rozbudowie podziemi, tworzeniu kolejnych pomieszczeń, laboratoriów i sal tortur. Rekrutujemy też kolejne rodzaje stworów.
Dostępne narzędzia przydatne w trakcie rozbudowy lochu robią duże wrażenie. Do naszej dyspozycji oddano zaklęcia i rytuały, dzięki którym zmienimy kształt korytarzy, przyzwiemy dodatkowych robotników albo przyspieszymy prace. Badając okolice lochu, możemy też znaleźć kaplice oferujące dostęp do kolejnych czarów i artefaktów, które zapewniają różne bonusy.
Niestety, ograniczona kontrola sprawia, że ciężko czerpać pełną przyjemność z rozgrywki. Nie możemy, przykładowo, dzielić jednostek na kilka grup - co często irytuje w trakcie walki i nie pozwala stosować bardziej zaawansowanych zagrań.
War of the Overworld oferuje kilka trybów rozgrywki, a najważniejszym z nich jest fabularna kampania, w której toczymy wojnę przeciwko imperium zrzeszającemu różne „dobre” frakcje. Kolejne misje są różnorodne - począwszy od wybicia wszystkich sił wroga na mapie, a skończywszy na obronie osłabionego i narażonego na ataki sojusznika.
Dosyć szybko zaczynamy odczuwać, że podstawowy model rozgrywki jest bardzo prosty, co nieco rozczarowuje. Mimo wielu dostępnych narzędzi, wciąż robimy to samo: budujemy nowe sale, czekamy, aż zapełnią się potworami, a następnie wysyłamy oddziały, by walczyły z wrogami. Kampania sprawia wrażenie samouczka, po którym nie chce nam się już przystąpić do właściwej gry, jaką mają być pojedyncze batalie i tryb multiplayer.
Boleśnie oczywiste okazuje się, że gra nie pozostawia zbyt wiele miejsca na strategię. Konstrukcja map powoduje, że kolejne pokoje budujemy gdzie popadnie, ciesząc się tym, że udało nam się w ogóle znaleźć wolne miejsce. Nie ma to zresztą żadnego znaczenia, bowiem wrogowie ignorują wszystko poza główną komnatą, maszerując tylko przez legowiska, sale treningowe i centra badawcze.
Niezbyt duże znaczenie mają też badania pozwalające tworzyć nowe pomieszczenia i odblokowujące dostęp do dodatkowych umiejętności. Duże tempo generowania punktów nauki powoduje, że jesteśmy w stanie odkryć większość potrzebnych narzędzi niezwykle szybko.
Ważnym aspektem serii Dungeon Keeper był klimat i specyficzny humor, dzięki którym naprawdę czuliśmy, że świetnie jest być czarnym charakterem. War of the Overworld robi co może, by dorównać klasykowi. Choć żarty narratora bywają śmieszne, daleko im do poziomu gry studia Bullfrog. Brak polotu sprawia, że rozgrywka szybko staje się monotonna.
Pod względem graficznym produkcja Subterrean Games stara się bardzo dokładnie odwzorować styl gry, którą się inspiruje. Elementy wystroju otoczenia, część interfejsu, a nawet niektóre modele postaci powodują, że czasem trudno odróżnić naśladowcę od oryginału.
Twórcy wprowadzili kilka usprawnień, dzięki którym gra się przyjemniej, przy okazji jednak zaliczyli kilka wpadek - choćby nieczytelną minimapę. Zapomniano też o opisach potworów i budynków, przez co bez przystąpienia do kampanii nie poznamy zastosowań wielu z nich.
War of the Overworld to produkcja niszowa, skierowana do graczy, którzy lata temu zakochali się w dziele Petera Molyneux. Niestety, niegdyś fascynujący model rozgrywki okazuje się dziś zbyt prosty i monotonny, by przyciągnąć kogoś spoza kręgu fanów na dłużej. Niedociągnięcia i problemy pogłębiają tylko umiarkowanie pozytywne wrażenie.