Skip to main content

Wciągające pojedynki w For Honor

Wrażenia z bety.

Uderzenie z lewej, z prawej, blok, uskok. Zostało mi już niewiele życia, przeciwnik jest wyjątkowo dobry, za moment pewnie zginę. Zaciskam dłonie na kontrolerze. Są emocje, jest przyjemna presja - zobaczmy, na co jeszcze stać oponenta.

Pojedynki w For Honor są wspaniałe. Przypomniała mi o tym zamknięta beta. Prosty w założeniach, ale wymagający w praktyce model walki nie przestaje bawić, gdy zaczynamy grać na poważnie i spotykamy graczy, którzy wiedzą, co robią.

Wystarczy przytrzymać przycisk, by aktywować odpowiednią postawę bojową, a następnie zajmować się wskazywaniem jednego z trzech kierunków, by wyprowadzać ciosy lub blokować. To jednak tylko podstawy.

W istocie liczy się o wiele więcej, niż tylko odpowiednie reagowanie na kierunek wrogiego ataku czy szybkie i celne uderzanie oponenta. Ważna jest odległość od przeciwnika, wyczucie szybkości i idealnego momentu na unik, stałe poruszanie się, a także umiejętne przełamywanie gardy adwersarza.

Wszystko to sprawia, że każde starcie to mała, brutalna i stresująca łamigłówka. Trening czyni mistrza i dokładne poznanie możliwości oraz ciosów ulubionej klasy to klucz do sukcesu, ale i tak nigdy nie można być zbyt pewnym siebie.

Jeden na jednego - najlepszy tryb w grze

Beta pozwala przetestować trzy nowe - w stosunku do zeszłorocznych testów - rodzaje wojowników. Moim ulubieńcem okazała się japońska wojowniczka nobushi. Zwinna, wyposażona w specjalną włócznię, potrafiąca nawet wykonać ataki, które częstują wroga trucizną. W sprawnych rękach podziwia się ją w akcji niczym akrobatkę.

Te pozytywne emocje i doznania przeważają jednak w skromniejszych trybach rozgrywki, gdy walczą ze sobą dwie pary lub - najlepiej - dwóch wojowników. Pojedynki jeden na jednego to najlepszy element gry, gdyż tu możemy w stu procentach skupić się na swoich ruchach i na przeciwniku.

Zobacz: Fpr Honor - poradnik i najlepsze porady

Najbardziej popularny i najefektowniejszy tryb - Dominacja - to już nacisk na pracę zespołową. Najważniejsza jest koordynacja i sprawne przejmowanie punktów, a nie honorowe walki na pustym polu bitwy.

Gdy ścierają się dwie czteroosobowe drużyny, a na mapie są też słabe jednostki sterowane przez komputer, mamy do czynienia z lekkim chaosem. To także ma swój urok, ale trzeba się pogodzić z faktem, że zdarza się samotnie stanąć naprzeciw dwóch czy trzech rywali. Zaskoczeniem nie jest też przyjęcie ciosu w plecy, podczas gdy skupiamy się na jednym wrogu.

For Honor będzie - pod względem rozgrywki - świetnym tytułem. Jedyne obawy budzi system przedmiotów. Za wewnętrzną walutę możemy kupować paczki z przedmiotami. Części ekwipunku wpływają w pewnym stopniu na statystyki postaci.

Oto skutki zbyt dużej pewności siebie

Wydaje się prawdopodobne, że Ubisoft pozwoli takie skrzynki - lub walutę - kupować. Za monety można nawet nabyć „Status Czempiona”, zwiększający przyrost doświadczenia, liczbę zdobywanych przedmiotów i oferujący inne bonusy. Rozwiązanie rodem z gry Free to Play.

Na szczęście przedmioty zdobywamy też po zakończonych meczach - i te całkiem niezłe wcale nie są rzadkością. Ponadto, odniosłem wrażenie, że nawet z różnymi statystykami, na polu bitwy nadal przewagę ma gracz z lepszym planem ataku i refleksem.

For Honor sprawia sporo satysfakcji, choć potrafi czasem irytować, zanim w pełni opanujemy ulubionego wojownika, by stawiać czoła bardziej doświadczonym graczom. To mile widziany powiew świeżości na polu sieciowej rywalizacji.

Zobacz także