Wolfenstein 2: The New Colossus - Recenzja
Blazkowicz odbija Amerykę.
Podstawowy element gry to oczywiście zabawy z bronią. Arsenał Blazkowicza nie rzuca na kolana. Dostajemy łącznie sześć sztuk broni palnej - od pistoletu po kilkustrzałową, ręczną rakietnicę. Do tego toporki, którymi William potrafi rzucać lub mordować po cichu. Każdą ze spluw możemy ulepszyć z pomocą znajdowanych podczas gry pakietów ulepszeń, jednak nawet po pełnym rozbudowaniu, większość z nich nie zapada w pamięć. Wyjątkiem jest ulepszona laserowa spawarka, która ma teraz niesamowite efekty cząsteczkowe i zmienia wrogów w pył jednym trafieniem.
Sama walka budzi mieszane odczucia. Owszem - strzelba, której rykoszetujące pociski pozwalają kosić kilku wrogów naraz daje niezłe poczucie mocy, jednak fakt, że głównym źródłem trudności nie jest inteligencja przeciwników, a po prostu znacząca przewaga liczebna, momentami potrafi frustrować. Twórcy zdecydowali się ograniczyć wizualne sygnały wskazujące, że jesteśmy na granicy śmierci, nie zawsze też od razu widać, z której strony właśnie obrywamy - co z jest po części odzwierciedleniem ponurego realizmu, jaki serwuje nam osłabiony z początku Blazkowicz, ale czasem denerwuje i prowadzi do bezsensownych zgonów.
Z początku niełatwo docenić wartość, jaką niesie możliwość korzystania jednocześnie z dwóch różnych broni, z czasem jednak bieganie z karabinem i strzelbą okazuje się najlepszym sposobem na duże grupy wrogów. W Wolfenstein 2: The New Colossus praktycznie nigdy nie walczymy na długim dystansie - nawet większe otwarte przestrzenie mieszczą się w skutecznym zasięgu karabinu, co tłumaczy brak snajperki. Korzystanie więc z jednej broni do skrócenia dystansu, a drugiej by wykańczać przeciwników z bliska, ma wiele sensu.
Zobacz: Wolfenstein 2: The New Colossus - Poradnik, Solucja
Sporej redukcji uległa rola skradania. W paru miejscach jesteśmy w stanie zabić po cichu kilku wrogów, nim dojdzie do wielkiej strzelaniny, a dwie spluwy z tłumikiem oraz ciskane toporki w teorii dają sporo możliwości na działanie bez zdradzania swojej pozycji. Jednak jeśli nie uzbroimy się w artefakt pozwalający Williamowi przeciskać się przez trudno dostępne przejścia, okazji do zabawy w ducha będziemy mieli niewiele.
Gdzieś za połową gry w ręce bohatera wpadają trzy gadżety, które otwierają nowe przejścia na mapie - obok ściskającej uprzęży pozwalającej wpełzać do ciasnych otworów, dostajemy też mechaniczne szczudła lub naramienniki pozwalające rozbijać ściany i tratować wrogów. Jeden z tych wynalazków wybieramy od razu, dwa pozostałe zdobywamy w misjach pobocznych. Sęk w tym, że skarby te wprowadzane są w przedostatniej misji, więc ich użyteczność - a co za tym idzie, chęć polowania na pozostałe dwa - jest mocno ograniczona.
Znacznie lepszym rozwiązaniem są natomiast ulepszenia zdobywane w miarę wykonywania pewnych czynności, przypominające nieco to, jak rozwijają się umiejętności w serii The Elder Scrolls. Jeśli będziemy często zabijać rzucanymi toporkami czy wysadzać wrogów w powietrze, otrzymamy premie do robienia właśnie tych rzeczy. To dobry sposób, by nagradzać gracza za trzymanie się konkretnego stylu gry.
Wolfenstein 2: The New Colossus kontynuuje dobrą passę Bethesdy - to kolejna po Dishonored 2, Prey i oczywiście The New Order świetna produkcja dla pojedynczego gracza. Sporadyczne zaburzenia atmosfery źle wprowadzonym humorem i pewne dziwne decyzje związane z ekwipunkiem mogą co prawda oddalać ją od ideału, ale wizyta w alternatywnej, wypchanej nazistami wersji historii to dalej jedna z najlepszych przygód, w jakich możemy wziąć udział w tym roku.
Platforma: PC, Xbox One, PS4, Switch - Premiera: 27 października 2017 (Switch w 2018) - Wersja językowa: polska - Rodzaj: FPS Dystrybucja: pudełkowa - Cena: ok. 160 zł - Producent: Machine Games - Wydawca: Bethesda - Dystrybutor PL: Cenega