Skip to main content

Wolfenstein: The New Order - Recenzja

B.J. Blazkowicz powraca w świetnej formie.

B.J. Blazkowicz powraca w świetnej formie. Wolfenstein: The New Order nie jest tytułem innowacyjnym ani w stu procentach idealnym, ale esencja zabawy - pozbawione refleksji strzelanie do wszystkiego, co się rusza - to źródło czystej przyjemności.

Mimo to, nowe dzieło studia Machine Games nie zalicza się do typowych, współczesnych strzelanek. Łączy je z nimi aspekt filmowości, jednak rozgrywka nawiązuje bardziej do klasyki gatunku. Oldschoolową formułę oczywiście nieco unowocześniono, co przeważnie wychodzi produkcji na korzyść.

Zgodnie z tradycją cyklu, przewodnim motywem gry są zmagania z nazistowskim reżimem. Tym razem jednak walkę toczymy po zakończeniu wojny - w latach sześćdziesiątych. Mamy do czynienia z alternatywną historią. Zwycięstwo odnieśli Niemcy, udało im się opanować praktycznie cały świat. Bohater razem z towarzyszami z partyzantki musi obalić rządy terroru.

Fabuła nie należy do najciekawszych; to raczej przeciętna opowieść o walce z „tymi złymi”. Na korzyść wpływają jednak całkiem ciekawe postacie poboczne. Nawet te, z którymi mamy styczność tylko przez kilkanaście minut są interesującymi i dobrze nakreślonymi osobistościami. Pozytywnie zaskakuje wątek romansowy, a przede wszystkim fakt, że sceny erotyczne nie zostały wciśnięte do gry na siłę i wydają się naturalne.

„Niezależnie od tego, jakiej broni używamy, strzelanie zwyczajnie sprawia frajdę”

Zobacz na YouTube

Pisząc o fabule, trzeba wytknąć deweloperom obecność wyboru tylko pozornie istotnego. Pod koniec pierwszego rozdziału musimy podjąć decyzję, która - jak informuje nas gra - kieruje nas jedną z dwóch ścieżek. To sugeruje, że możemy liczyć na znaczące różnice. Okazują się one jednak minimalne.

Scenki przerywnikowe są zrealizowane porządnie, choć zdarza się, że jest ich momentami za dużo. Podobnie wygląda kwestia interaktywnych fragmentów rozgrywki. Trochę zbyt często kontrola nad postacią jest ograniczana na rzecz upodobnienia gry do filmu, choć na szczęście i tak daleko pod tym względem nowemu Wolfensteinowi do standardów serii Call of Duty.

Większość czasu spędzamy na strzelaniu, dźganiu i wysadzaniu nazistów w powietrze. Ten aspekt wypada śpiewająco. Niezależnie od tego, jakiej broni używamy, strzelanie zwyczajnie sprawia frajdę. Efektowna akcja, dopracowane animacje trafianych wrogów, podkreślające potęgę arsenału dźwięki i widok rozpadających się na kawałki hitlerowców - to wszystko buduje klimat fascynującego, brutalnego spektaklu. W eksplodującej głowie przeciwnika można nawet poczuć nutkę krwawej poetyckości Tarantino.

Blazkowicz nie jest typowym żołnierzem, to prawie Superman. Może dzierżyć nawet dwa karabiny maszynowe czy dwie strzelby jednocześnie, potrafi przeżyć - przynajmniej na normalnym poziomie trudności, a tych jest łącznie pięć - kontakt z serią pocisków. To oczywiście pasuje do założeń gry i zachęca do pozostawania w ruchu, tylko w ekstremalnych sytuacjach musimy schować się za jakąś osłoną.

Fontanny krwi to częsty widok, szczególnie, gdy trafimy wroga w głowę

Najważniejsze, że mamy poczucie wcielania się w potężną postać. Bohater to jednoosobowa armia, dla którego zwykły hitlerowiec to mucha oczekująca na rozgniecenie. Większe wyzwanie stanowią wyłącznie nazistowskie roboty. Szkoda, że twórcy nie zdecydowali się na wprowadzenie większej liczby bossów. Na swojej drodze spotykamy wyłącznie dwóch tego typu przeciwników.

Trafiamy także na nazistów niezwykle głupich. Co zastanawiające, dotyczy to głównie tych, którzy dzierżą broń białą - najczęściej pałki. Obecni są wyłącznie w dwóch lokacjach, ale zachowują się tak, jakby projektanci zapomnieli obdarować ich minimalną ilością inteligencji. Możemy ich dźgać nożem w czoło, a zamiast odpowiednio zareagować, suną wolnym krokiem w stronę bohatera niczym ogłupiałe zombie. Dobrze, że żołnierze dysponujący bronią palną są już nieco bardziej rozgarnięci.

Ciekawym dodatkiem do arsenału jest połączenie spawarki z działkiem laserowym. Służy to zarówno do wysyłania w kierunku wrogów niebieskich, śmiercionośnych promieni, jak też do przecinania łańcuchów czy krat. Wszystkie bronie ulepszamy w trakcie przygody znajdując dodatki porozrzucane w świecie gry.

Nawiązaniem do klasycznych strzelanek jest też mnóstwo przedmiotów czekających tylko, by podnieść je z ziemi. Mowa tu zarówno o apteczkach i fragmentach metalu, którymi na bieżąco uzupełniamy zdrowie oraz pancerz, jak też o wszelkiego rodzaju znajdźkach. Tych jest w The New Order mnóstwo. Warto zaglądać do każdego pomieszczenia.

Twórcy zaimplementowali system rozwoju postaci, choć jest on w pełni zautomatyzowany. Nie wybieramy talentów, nie rozdzielamy punktów umiejętności. Różne cechy zdobywamy i ulepszamy wykonując konkretne czynności. Przykładowo, jeżeli wiele razy zabijemy przeciwnika rzucając nożem, będziemy mogli nosić przy sobie więcej ostrzy.

„Bohater to jednoosobowa armia, dla którego zwykły hitlerowiec to mucha oczekująca na rozgniecenie.”

Na fanów pierwszej odsłony cyklu czeka mała niespodzianka

Co istotne, często - choć nie zawsze - możemy rezygnować z rozgrywki typu „Rambo” na rzecz cichej likwidacji oponentów. To miłe, że zaoferowano graczom taki wybór w produkcji, której sedno stanowi głośna i bezpardonowa rozwałka. Przejście gry zajmuje nieco ponad 10 godzin.

Poziomy dobrze dopasowano do charakteru gry. Czasem trafiamy na wąskie korytarze, ale wielokrotnie mamy szansę wyboru ścieżki prowadzącej do celu. Nierzadko odwiedzamy też lokacje otwarte, które umożliwiają dokładne zaplanowanie wszystkich posunięć i podejście wrogów od dowolnej strony.

Wersja PlayStation 4 wygląda bardzo dobrze i działa płynnie. Szkoda, że nie pokuszono się o ciekawsze wykorzystanie możliwości ekranu dotykowego czy głośniczka. Z kolei optymalizacja wersji PC jest porządna, przynajmniej jeżeli chodzi o używaną do testów kartę GTX 560Ti od Nvidii. Nieco niezrozumiała okazała się tylko decyzja o ograniczeniu liczby klatek na sekundę. Nawet najmocniejszy komputer nie wybije się ponad 60 FPS, choć znając życie, niedługo pojawi się zapewne fanowska modyfikacja znoszące tę dziwną blokadę.

Nowy Wolfenstein to brutalne, efektowne i satysfakcjonujące doświadczenie. Jest tym, czym miał być, i niczym więcej. Otrzymaliśmy porządną dawkę zręcznościowego strzelania; grę, w której czuć ducha znamienitych przodków.

8 / 10

Zobacz także