Wolfenstein: The New Order - Zapowiedź
MachineGames wskrzesza legendarną strzelankę i wraca do korzeni.
- Pier*** się, Księżycu.
BJ Blazkowicz nie jest zadowolony. Ostatnie 15 lat spędził w śpiączce, a po pobudce w 1960 roku okazało się, że to Niemcy wygrały wojnę. A gdyby i tego było mało, naziści właśnie wylądowali na Księżycu. Dlatego też BJ kieruje niepochlebną uwagę pod adresem niewinnego ciała niebieskiego.
Powyższy moment ma miejsce, gdy eksplorujemy London Anutica - gigantyczny i groteskowy monument, wybudowany ku chwale rasy aryjskiej w samym środku brytyjskiej stolicy, zamienionej w niekończący się labirynt korytarzy i gett. Na całe szczęście BJ może rozładować nieco emocji poprzez eksterminację nazistów, w czym możemy mu czynnie pomóc.
Przyznać trzeba, że Wolfenstein przebył długą drogę, starając się odzyskać dawną popularność. Kiedyś symbol gatunku strzelanek, nagle zniknął na całą generację, reprezentowany jedynie przez chłodno przyjęte wydanie w wykonaniu Activision. Teraz seria trafiła w ręce szwedzkiego studia MachineGames, prowadzonego przez byłych pracowników Starbreeze, z doświadczeniem zdobytym m.in. przy The Chronicles of Riddick i The Darkness.
Obu tytułom udało się rozwinąć gatunek shooterów i wszystko wskazuje na to, że podobną ścieżką pójdzie również Wolfenstein.
„Od pierwszej sceny, w której chowamy się przed wzrokiem gigantycznego psa-robota-nazisty, aż do efektowanej wymiany ognia wewnątrz budynku - rozgrywka jest miodna i rozbudowana.”
Prezentując takie właśnie podejście do gry, dyrektor kreatywny Jens Matthies i projektant systemów rozgrywki Andreas Ojefers prowadzą nas przez inny fragment. W tej scenie BJ działa pod przykryciem w pociągu zmierzającym do Berlina. Szykujemy się do ataku na złowrogą Frau Echer i jej obrzydliwego „chłopaka” - Bubi. Blazkowicz, dysponujący jedynie tacą z kawą, zostaje zaproszony do towarzystwa, a Frau Echer przystępuje do zadawania pytań, starając się ustalić, czy bohater jest „prawdziwym Aryjczykiem”.
To śmieszna i dziwna scena, w której stereotypy nazistów przypominają raczej żarty z „'Allo 'Allo”, ale także moment wyjątkowo napięty, inspirowany sceną w barze z „Bękartów wojny” Quentina Tarantino - cały czas wiesz, że za chwilę coś się stanie. MachineGames zdradza nie tylko przywiązanie do detali - kawa przelewa się w kubkach w rytm kroków - ale także dryg do opowiadania historii. Podczas sceny czujemy się całkowicie bezsilni, co rzadko zdarza się w „napompowanych” grach FPS dzisiejszych czasów.
Oczywiście, nie pozostaniemy bezsilni na dłużej. Powracamy więc do poziomu London Nautica, w którym mieliśmy okazję własnoręcznie sprawdzić grę w akcji. Przyznać trzeba, że były to miłe chwile. Ciężko jest się ekscytować kolejną strzelanką, ale równie trudno jest nie patrzeć z nadzieją na staroszkolne podejście, jakie serwuje MechineGames.
Od pierwsze sceny, w której chowamy się przed wzrokiem gigantycznego psa-robota-nazisty, aż do efektowanej wymiany ognia wewnątrz budynku - rozgrywka jest miodna i rozbudowana. Samo strzelanie funkcjonuje świetnie, a sztuczna inteligencja przeciwników została odpowiednio zbalansowana - wrogowie nie są głupim mięsem armatnim, ale także nie zmuszają nas do taktycznego podejścia w stylu Rainbow Six.
Od razu rzuca się w oczy, że twórcy nie mają najmniejszego poszanowania dla realizmu. Zaczerpnięto z korzeni serii i z wesołej rozwałki, która cechowała początki gatunku. To gra, w której jednoczesne strzelanie z dwóch gigantycznych strzelb jest nie tylko możliwe, ale i wskazane, a po drodze znajdujemy specjalnej apteczki, dublujące maksymalny poziom zdrowia.
Pomiędzy strzelaniem czekają na nas momenty z prostymi zagadkami logicznymi, głównie bazującymi na laserowym przecinaku. Urządzenie pozwala ciąć metalowe ogrodzenia, a po ulepszeniu do poziomu Laserkraftwerk także litą stal. Sterowanie pozostawiono w gestii gracza, nic więc nie stoi na przeszkodzie, by wyciąć w ścianie uśmiechniętą buźkę lub bałwanka. W okolicy rozrzucono także sporo detali, łatwych do ominięcia. Mowa o znajdźkach dla kolekcjonerów, oferujących informacje o świecie gry, ale także o momentach szaleństwa BJ-a, jak wspomniane już komentarze pod adresem Księżyca. Warto czasem zejść z ubitej ścieżki.
London Nautica kończy się walką z nazistowskim robotem sporych rozmiarów. To zacięta batalia, warta nawet sekwencji końcowej, choć ta znajduje się podobno po przejściu sześćdziesięciu procent gry. Czy oznacza to, że w epilogu zmierzmy się z samym RoboHitlerem? Jens nie chce nic zdradzić, ale widzę delikatne drganie powieki zanim wygłosi standardową wymówkę. Jest nadzieja dla fanów starych strzelanek. Jasne jest, że producent jest wielkim fanem Johna Carmacka, a miłośnicy na pewno będą zadowoleni z informacji, że MachinGames poprosiło twórców oryginalnego Wolfensteina o błogosławieństwo, zanim rozpoczęło prace na silniku ID Tech 5.
W demie zmieszczono bardzo dużo elementów - od solidnej sekcji ze skradaniem, do dynamicznej strzelaniny. I choć żadna z tych rzeczy nie jest specjalnie oryginalna, to została zaprezentowana z komiksowym sznytem i pozytywną energią, tak rzadko spotykaną w dzisiejszych strzelankach. Wolfensteain idzie w odwrotnym kierunku niż reszta rynku, porzucając tryb dla wielu graczy. Całość przypomina podejście Valve do opowiadania historii z perspektywy pierwszej osoby, ale dodaje także tony rozwałki, szczegółów i nawiązania do Duke Nukem. Dopiero po przemierze okaże się, jak taka recepta sprawdzi się w odniesieniu do całej kampanii dla pojedynczego gracza. Ale na obecną chwilę Wolfenstein wygląda jak idealna alternatywa dla graczy wypalonych kolejnymi odsłonami Call of Duty.
Premiera Wolfenstein: The New Order planowana jest na koniec bieżącego roku. Gra ukaże się na PC, PS3 i Xboksie 360 oraz prawdopodobnie konsolach nowej generacji - PlayStation 4 i Xbox One.